Zbliża się wielki finał

Czas leci jak szalony, a w moim domku robi się ciasno. W sumie to mam już wszystko co jest potrzebne do życia na zewnątrz więc nie widzę powodu aby gnieść się tu dłużej. Jest 02.02.2012r., około godziny 2, a może 4 w nocy, a ja delikatnie pukam w Mamy brzuch. Rodzice nie odpowiadają, nie zapraszają. Nie spodziewają się żadnych gości w najbliższym czasie. Ja w każdym razie zapowiadałem się na 21 lutego. Rodzice chcieli żebym przyszedł 29. Nic więc dziwnego, że nikt mi nie otwiera. Zapukam jeszcze raz.

Mama zaczyna się niepokoić, ale wcale nie chce wstawać. Pyta Tatę co on na to, a on wyskakuje z łóżka i pakuje nam torbę do szpitala. Szalony! Mama dzwoni do Babci Asi i pyta, czy może wpaść i zostać z Antosiem. Babcia odpowiada, że z chęcią, bo lubi odwiedzać swojego wnuczka, nawet w środku nocy. Wszyscy gotowi. Ruszamy. Mama nie spodziewa się niczego niespodziewanego, ale jedziemy do szpitala. Tak na wszelki wypadek, żeby mieć pewność, że nigdzie się jeszcze nie wybieram.

W szpitalu okazuje się, że jednak się wybieram. Pan doktor usłyszał jak pukam, regularnie co 6 minut. Mama nic nie czuje, ale wierzy. Niestety nie ma dla nas miejsca więc karetką wiozą nas do innego szpitala. Niezła przygoda! Tam też nie ma miejsca. Jedziemy dalej. No i jesteśmy. Wylądowaliśmy w szpitalu na gdańskiej Zaspie.

Mama coraz dotkliwiej odczuwa moje pukanie, a ja nawet gdybym chciał (choć wcale nie chcę), nie mogę już przestać. Idziemy na oddział. Mama, Tata, ja i położna. Kładą Mamę na łóżeczko i podsłuchują co u mnie. A u mnie w porządku. Potem idziemy się przejść. Mama, Tata i ja. Nie uszliśmy za daleko, a ja czuję, że już dłużej tu nie usiedzę więc wracamy do położnej.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *