Podbój Świdnicy

Po raz pierwszy w życiu budzę się w Świdnicy. Rodzice i Antek też. Zjadamy śniadanko i z przewodnikiem –  panem Jurkiem ruszamy na miasto. Pani Krysia zostaje i szykuje pyszny obiad. Deszcz nas ciągle goni i gdziekolwiek byśmy nie byli ciągle pada, ale to nic i tak jest pięknie.

Świdnicki rynek

Świdnicki rynek

Jest tu tak pięknie, że w zasadzie moglibyśmy tu zamieszkać.

Mama i ja, a za nami Ratusz

Mama i ja, a za nami Ratusz

Z rynku idziemy na świeżo odnowiony Plac św. Małgorzaty. Jest tu plac zabaw, na którym, schowany przed deszczem pod drzewem, zjadam drugie śniadanko – mleczko Mamy. W związku z naszą wesołą podróżą, wstrzymuję się z próbowaniem nowych warzyw i owoców, tzn.Rodzice się wstrzymują, a ja nie mam wyjścia, sam sobie nie wezmę. Próbuję zagadać z Antkiem żeby dał mi gryza jabłka, ale on już z niemowlęcego niewiele pamięta, a przecież jeszcze nie tak dawno, mówił nim całkiem płynnie 😉

Fontanna na Placu św. Małgorzaty

Fontanna na Placu św. Małgorzaty

Jestem słodki, lecz nie z cukru więc mimo deszczu śmiało wędrujemy dalej – chcemy zobaczyć Kościół Pokoju. Jest przecudny. W całości zrobiony z drewna i gliny, bez użycia gwoździ, a do tego tak bardzo ozdobiony, że nie ma w nim ani odrobiny wolnej przestrzeni. I ten niesamowity zapach, który można spotkać tylko na starych, drewnianych żaglowcach i w takich miejscach jak to.

Rodzinnie przed kościółkiem deszczem otuleni

Rodzinnie przed kościółkiem deszczem otuleni

Zmarznięci maszerujemy na ciasto i herbatkę do pobliskiej kawiarni. Za okazaniem biletu za zwiedzanie kościoła, otrzymujemy zniżkę.

Ostatnią atrakcją jest Katedra. Wielka, przebogato zdobiona i również bardzo ładna.

Katedra

Katedra

Rzadko się to zdarza, ale dziś Antoś zasypia przede mną, widać zmęczyło go to wędrowanie. Ja już też się ledwo trzymam, więc zjadam kolację i idę spać do gondoli. Dobranoc.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *