O tym, że jak drogi są śliskie, to można wylądować w rowie, czyli nasza podróż do Skarszew

Dzień zaczynam tak ekstremalnie, że już nic większego i bardziej emocjonującego nie może się chyba zdarzyć… Jadę z Mamą do Skarszew. Pogoda kiepska, więc tym razem wyjeżdżamy wcześniej (rzadko nam się to udaje, ale dziś dajemy radę). Na obwodnicy śmigamy raz, dwa, bo drogi czarne, zjeżdżamy na ostatnim zjeździe przed autostradą i teraz już dużo wolniej jedziemy przez wioski…

Pierwsza za nami i… wpadamy w poślizg! Nie jakieś tam pitu, pitu, ale naprawdę straszny poślizg. Jedziemy teraz środkiem i nie mamy jak wrócić na nasz pas (bo wszędzie są łachy strasznie śliskiego śniegu i błota), a na wprost wysepka ze znakiem drogowym. Nie chcemy go zgarnąć, więc Mama delikatnie skręca w prawo. Jednak auto nic nie kuma i zamiast lekko się przesunąć, lecimy w kosmos. Dosłownie. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale prawymi kołami lądujemy na barierce energochłonnej i tak jedziemy, a może lecimy? Za barierką jest znak drogowy i na pewno jeszcze Ktoś, kto nie pozwala nam przelecieć na drugą stronę i wylądować w rowie. I ten Ktoś spycha nas z powrotem na ulicę… Przechylamy się na lewo… mocno, bardzo mocno, prawie się przewracamy, prawie dachujemy, kręcimy się wokół własnej osi i… zatrzymujemy jak gdyby nigdy nic.

Mama wyskakuje z auta i sprawdza, czy ze mną wszystko dobrze, a ja jestem zadowolony i przeszczęśliwy, że tak mi czas urozmaiciła. Ta droga do Skarszew na ogół bywa nudna i strasznie się dłuży, a tu taka niespodzianka. Dookoła nas stają samochody. Jedni wychodzą zapytać, czy wszystko dobrze, inni nas omijają i jadą dalej. Panowie są najlepsi, a z tych najlepszych, najlepsza jest dwójka w samochodzie na blachach z Pruszcza. Podchodzą, oglądają, rozmawiają z Mamą i chyba nawet próbują tego, co ścieka nam z samochodu. Pewno myślą, że to lody, a to tylko błoto 🙂 W każdym razie są pod wrażeniem i mówią, że jeszcze nigdy takiego czegoś nie widzieli, a Mama żałuje, że nie biletowała tego spektaklu, bo by się przynajmniej zwróciło za to, co wydamy u mechanika.

Mili Panowie z Pruszcza jadą przed nami, aby pokazać nam drogę do Okręgowej Stacji Kontroli Pojazdów w Trąbkach Wielkich. Jedziemy, a tu kolejny samochód (jadący z naprzeciwka) zalicza pobocze, a właściwie zbocze. Bandy nie było, więc ląduje w rowie… My dojeżdżamy na stację. Wytrząchują nam samochód na specjalnych rolkach, zaglądają w podwozie, podnoszą na podnośnikach, ściągają koło, obijają młotem, pompują, smarują klajstrem, zakładają. Ja wszystko kontroluję…

zespół Downa, Staszek-Fistaszek, rok, 13 miesiecy, Down syndrome, dziecko, niemowlak

Mechanikiem jestem ja…

Panowie są pod wrażeniem naszego samochodowego tańca i tego, że nie polecieliśmy dalej… na drugą stronę barierki. Mama mówi, że miała to wszystko obliczone i całe to show było w planie 😉 Dziwi Was może nas dobry nastrój, ale powiem Wam, że mamy powody… po pierwsze jesteśmy cali i zdrowi, po drugie samochód praktycznie nie ucierpiał (w porównaniu do tego, co mogło się z nim stać), w zasadzie to pękł nam plastikowy zderzak, zgubiliśmy kołpaka (jak ktoś znajdzie, to nasz!), wykrzywiła się felga, którą pan mechanik zaraz nam wyprostował, spotkaliśmy bardzo życzliwych, chętnych do pomocy ludzi… jednym słowem WOW. A jakby tego było mało, to na koniec, Pan Mechanik nr 2 (może kierownik) wypuszcza nas i mówi, że nie musimy płacić, bo dość mieliśmy już stresów 🙂 Dacie wiarę? Takie rzeczy, tylko w Trąbkach! Wszyscy życzą nam bezpiecznej podróży, więc jedziemy bezpiecznie… teraz my jesteśmy ślimaki 😉

Ruszamy dalej, Skarszewy przecież czekają.

Znów zimowa droga do Skarszew...

Znów zimowa droga do Skarszew…

Dojeżdżamy bezpiecznie na miejsce. Powietrze z koła nie schodzi… Panowie mechanicy dobrze się spisali 🙂 Na zajęcia grupowe niestety nie zdążam. Kończą się, kiedy wchodzimy na salę. Witamy się więc i żegnamy i lecimy dalej, czyli na zajęcia do p. Emilki.

Jak zawsze jestem zrelaksowany i chętny do współpracy. A tak przy okazji, to powiedziałem dziś nowe słówko: „wawa”, albo coś podobnego. W każdym razie nigdy wcześniej tego nie mówiłem, więc Rodzice są pod wrażeniem.

Po zajęciach u p. Emilki, powinienem pójść do neurologopedy, ale pani nie ma, więc korzystam i idę na Salę Doświadczania Świata. A tu, czeka na mnie p. Sylwia, orzechy, makarony i miska…

Czas na przerwę i deserek. Dzisiaj zjadam marchewę z jabłkiem i winogronami. Pychotka. Pełen brzuszek, dobry humor, mogę iść na ćwiczenia…, więc idę. Pani Ania już na mnie czeka.

Ćwiczę bardzo ładnie i nic, a nic nie płaczę. Wykonuję wszystkie akrobacje, które wymyśla dla mnie p. Ania, a przy tym wzmacniam swój kręgosłup i mięśnie. Trenuję też przekraczanie linii środka, ćwiczę koordynację wzrokowo-ruchową i równowagę. Nawet nie zauważamy kiedy mija nam 45 minut i już musimy kończyć. Znów zapomniałem zabrać moje plasterki do oklejania.

Zjadam mleczko i wracamy na miejsce naszej dzisiejszej przygody… mieliśmy naprawdę dużo szczęścia. Kilka metrów za naszą barierką, w rowie, stoi kolejny samochód… Barierka, która nas zatrzymała ma zaledwie kilka metrów, gdyby nie fakt, że wpadliśmy w poślizg akurat w tym miejscu, nie wiem co by było, ale pewnie to, co spotkało tego kierowcę. I gdyby nie ten znak, który nie pozwolił nam spaść na drugą stronę. Ktoś nad nami czuwał. Dzięki Ci za to! :*

Po drodze zgarniamy Antośka z przedszkola i zupełnie bezpiecznie, bez żadnych przygód, wracamy do domu. Ale nuda 😉

zespół Downa, Staszek-Fistaszek, rok, 13 miesiecy, Down syndrome, dziecko, niemowlak

Antoś i ja

A to krótki filmik z moich dzisiejszych zajęć w Skarszewach:


Wpis “O tym, że jak drogi są śliskie, to można wylądować w rowie, czyli nasza podróż do Skarszew” został skomentowany 14 razy

  1. Dżizas Stasiu!!!! Na pewno nic Wam się nie stało????? Rączki, nóżki, głowy całe???? Dobrze że ten Ktoś dziś z Wami był i miał n Was oko 🙂 Mamie należą się wielkie brawa za opanowanie. I technikę wyprowadzania z poślizgu. Ale co zjadła strachu to Jej. Wiem coś o tym niestety.
    Brawo dla Panów mechaników. Milutcy są 😉
    Całusy Zuchu. Karaluchy…….

    • Nic, a nic 🙂 Fajnie było, ale powtarzać już nie będziemy, żeby nie zepsuć statystyk. Mama się bała, dopóki samochód się nie zatrzymał. W sumie to najbardziej ją przerażała perspektywa dachowania, a że nic takiego się nie stało, to nie mamy się czym martwić. Nawet sny mieliśmy spokojne. Panowie Mechanicy i Panowie Odprowadzacze (Ci z Pruszcza) super! Na medal!

      Buzi, bęc!

  2. Staszku ależ masz dzielną Mamę!
    Dobrze, że nic Wam się nie stało i dzięki Bogu, że trafiliście na takich superowych ludzi 🙂

    • A ja też byłem dzielny! Wcale się nie przestraszyłem! Mamie przekaże, że jest zuch, to na pewno będzie jej miło.

      A Panowie Pomocnicy i Panowie Mechanicy, i Pan Bóg, i Pan Znak Drogowy i Pani Barierka najlepsi!

  3. No Stachu i Mamo Stacha- to był dzień! Jesteście dzielni, jak nie wiem, co. I brawa dla tego pana, co umiał zrezygnować z zapłaty. Dobrej i spokojnej nocy po tych przeżyciach.

  4. No, Mamo Staszka, Twój Anioł Stróż siedzi teraz i pije podwójną melisę. 🙂 Mnie zimowa przygoda zaprzyjaźniła z prędkością 40 km/h przy takiej brei.

    • Albo całe wiadro 🙂 Najważniejsze, że był z nami. Biedaczek, trochę się namęczył. A my jechaliśmy całkiem wolno tym razem (jednak nie tak wolno jak Wy), choć normalnie to Mama jest pędziwiatr szalony. Serio!

  5. Staśku i Mamo Staśka widać, że Wasz Anioł Stróż nie próżnuje no a i umiejętności Mamy kierowcy super, Staśku obyś talent do kierownicy odziedziczył po mamulce, buźka

  6. Dzięki Co Boże, za to że Stasiu i mama są zdrowi! Raduję sie bardzo, że nic Wam sie nie stało, i jak tu nie wierzyć w cuda?

Skomentuj mama Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *