Ostatnie mleczaki, hurrra! :)

Jestem! Jest poniedziałek, a ja naprawdę jestem! Wypoczęty, szczęśliwy i gotowy do pisania. Ale zanim o dzisiejszych Skarszewach, kila słów o końcówce majówki.

W sobotę…

…przed południem pojechałem odwiedzić bliźniaczki – Lenę i Polę. Myślałem, że na dworze jest zimno i nieprzyjemnie, a słońce tylko udaje, że świeci, ale okazało się, że jest naprawdę ciepło i przyjemnie. I tak razem z dziewczynami, Antosiem, Ciocią i Mamą spędziłem pół dnia na dworze. Urządziłem Cioci niezły bałagan na tarasie, ale csiii, nie mówcie, że to ja 😉

A wczoraj, czyli w niedzielę…

…Mama odkryła, że wychodzą mi nowe zęby. W zasadzie nie byłoby w tym nic dziwnego, bo co chwilę wychodzi mi jakiś ząb, albo kilka, ale tym razem wychodzą mi trzy ostatnie. Dwie dolne piątki i lewa górna trójka przebiły się już przez dziąsło i zaraz będzie po bólu. Koniec ząbkowania.Właśnie tak się cieszę :) Strasznie mnie to cieszy, bo te wychodzące zęby bardzo mnie bolą. Jak już kiedyś wspominałem, podobno dzieciaki z zespołem Downa mają obniżony próg bólu. Mnie to nie dotyczy. Wyłażące zęby bolą mnie potwornie. No, ale już koniec. Dla mnie trzy ostatnie zęby, dla Mamy trzy ostatnie sukienki.
A wiecie, że świetnie znam swoje ciało i potrafię pokazywać, co gdzie mam? Może wszystkiego jeszcze nie pokażę, ale wiem gdzie jest głowa, uszy, nos, oko, usta, brzuszek, ręce, nogi, no i oczywiście zęby 🙂

Mam Brata Antosia, o czym dobrze wiecie. I że go kocham najbardziej na świecie, też wiecie. I że przytulać go lubię też. I właśnie tak wieczorem przytulałem go sobie ze wszystkich sił i było mi bardzo miło. I Antosiowi też było miło, bo zaraz zaczął mnie przytulać, dawać buziaczki, mówić że jestem tylko jego Stasiem, chichrać się i ładować na moje kolana. No ubaw po pachy.

A teraz już o teraźniejszości, czyli o dzisiejszym dniu w Skarszewach…

Po raz pierwszy od bardzo dawna, w drodze do Skarszew mam towarzystwo. O 8:30 podjeżdża po mnie Ciocia Magda i Mati, i razem ruszamy w naszą trasę.Droga do SkarszewZaczynamy od muzyki. Na sali jest strasznie zimno, więc musimy głośno śpiewać i wszystko pokazywać („tu mam serce, tu mam głowę, a tak uszy trzymać mogę…”) żeby się rozgrzać.Mateusz i jaPo muzyce mała zmiana planów i zamiast do p. Kasi, idę do p. Patrycji. To taka jednorazowa zamiana, żeby sprawdzić, czy Maks będzie miał więcej siły jak będzie pracował godzinę wcześniej. Ja w każdym razie jestem teraz z p. Patrycją i tańczę sobie, kiedy puszcza mi „Lot trzmiela”. Prawdziwy ze mnie muzyczny dzikus. Uwielbiam muzykę, śpiew i taniec. Bardziej lubię chyba tylko Antosia i naleśniki z jabłkami.Zajęcia logopedyczno-pedagogiczneA teraz, na samym końcu mam zajęcia z p. Kasią. Tak jak ostatnio, poznaję kolor żółty. Dzisiaj bierzemy się za cytrynę. Tak, tak, bo przecież gdybyśmy za każdym razem oglądali tylko żółte obrazki i wyklejali żółtego banana i bawili się żółtą piłką, to byłoby strasznie nudno, a tak… mimo, że ciągle mówimy o żółtym, to zawsze jest ciekawie. Tym oto sposobem do akcji wkroczyła dzisiaj prawdziwa cytryna. Wąchałem ją, dotykałem, próbowałem(!), nadziewałem na patyk. Nadziewanie spodobało mi się najbardziej, chociaż samo próbowanie też było… hmmm, chyba dziwne. Z jednej strony strasznie kwaśne, takie kwaśne, że krzywiłem się na samą myśl o spróbowaniu, a z drugiej strony kusiło, że hej, więc próbowałem.

A skoro cytryna jest już pokrojona, to można wrzucić ją do herbatki.

Herbatka dla misia, raz!

Herbatka dla misia, raz!

Znam już cytrynę prawdziwą, to teraz mogę zrobić taką wyklejaną plasteliną. Pani Kasia zawsze chwali mnie za wszystkie prace plastyczne i mówi, że powinienem zostać już przedszkolaczkiem. A to dlatego, że jestem bardzo dokładny, widzę gdzie jest kontur i staram się za niego wychodzić podczas wyklejania i kolorowania. A poza tym bardzo lubię wszystkie zajęcia stolikowo-podłogowo-plastyczne.Wyklejanie cytrynyTak właśnie wyglądały moje dzisiejsze zajęcia:

Wiejskiego Zakątka dziś nie ma, bo dzisiaj jest taki dzień, co się nazywa Dzień Godności Osoby z Niepełnosprawnością Intelektualną i z tej właśnie okazji w Skarszewach jest Msza Św. oraz uroczyste otwarcie naszego kącika dla zwierząt. Jestem trochę łobuz i w czasie Mszy, zamiast siedzieć w ławce, biegam po całym polu (bo to Msza polowa). Udało mi się też znaleźć p. Mateusza z gitarą. Uwiesiłem się na nim i na gitarze, i chyba wyrwałem gniazdo na kabel, bo potem, żeby było słychać w głośnikach, ciągle ktoś musiał go trzymać (kabel w sensie).

A z okazji Dnia Godności… chciałbym życzyć wszystkim niepełnosprawnym intelektualnie i sobie również… akceptacji, życzliwości i miłości 🙂


Wpis “Ostatnie mleczaki, hurrra! :)” został skomentowany 2 razy

  1. Stasiu jesteś taki fajny, że z tej fajności do Ciebie od nas 1% powędrował 🙂 patrząc na Twoje postępy widać, że wykorzystasz go w 100%!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *