Smerfuję na niebiesko, zjeżdżam z pająkami i nigdzie nie jadę

To teraz o niedzieli

Pogoda, mimo że jest coraz zimniej, jest całkiem ładna. Niebo niebieskie, słońce świeci, wiatru brak. Dlatego jeszcze przed drzemką jadę w odwiedziny do Babci Asi. A jak się jest u Babci Asi, to większość czasu spędza się na działce albo w lesie. Dzisiaj jest trochę za zimo żeby siedzieć w piaskownicy, ale jest idealnie żeby poszaleć z Babci psem – Forestem. Ja rzucam (nie dalej niż na metr), Forest łapie, Forest przynosi, ja podnoszę, ja rzucam, Forest łapie, Forest przynosi, ja podnoszę, ja rzucam, Forest łapie, Forest przynosi, ja podnoszę, ja rzucam, Forest łapie, Forest przynosi, ja podnoszę, ja rzucam, Forest łapie, Forest przynosi, ja podnoszę, ja rzucam, Forest łapie…

Do lasu też idziemy. Chcieliśmy na grzyby, ale Babcia, Antoś i Forest tak wyrwali do przodu, że zanim doszliśmy do lasu, już ich nie było widać. Idziemy więc w trójkę – Mama, Tata i ja, ale zamiast łazić po krzakach, trzymamy się głównej ścieżki. Nie jest to najlepszy sposób na znalezienie kosza grzybów, więc znajdujemy tylko jednego – do tego muchomora.

Jak w każdy poniedziałek…

…tak i w ten, jadę do Skarszew. Uczniowie OREWu mają dzisiaj pasowanie na ucznia i p. Mateusz jest zajęty. Znakiem tego, że mogłem pospać 15 minut dłużej. Ale nie wiedziałem, że tak będzie, więc przyjeżdżam przed czasem. Muzyka mija szybciej niż zwykle, za to jest wesoło jak zawsze. Wśród miliona nowych, powakacyjnych hitów znalazła się np. bardzo ładna piosenka o jesieni. Jest prawie tak ładna jak „Panienka wiosenka”, choć niestety nie tak optymistyczna (bo jakby nie patrzeć, to jednak o jesieni, a nie o wiośnie).

Jak już Wam wcześniej wspominałem, uwielbiam piosenkę o Kosmitach. Poznałem ją bardzo dawno temu, czyli jakoś w zeszłoroczne wakacje, kiedy to po raz pierwszy miałem muzykoterapię i po raz pierwszy grałem i śpiewałem z p. Mateuszem. Hit, jak to hit, zawsze jest hitem, nawet w rok po premierze.

Po muzyce, czas na ćwiczenie rączek w Sali Doświadczania Świata…

…potem zajęcia z psychologiem, a na koniec kolejne spotkanie z kolorem niebieskim. Smerfnie, no nie? Bo dzisiaj naprawdę smerfuję. Pani Kasia zawsze przygotowuje coś ekstra, coś co pozwoli mi lepiej zrozumieć i zapamiętać. Ponieważ nadal pracuję na kolorach, nadal na niebieskim, a wszyscy wiedzą, że Smerfy są niebieskie, to dzisiaj smerfujemy. P. Kasia maluje mnie na niebiesko i puszcza smerfną muzykę („Hej dzieci jeśli chcecie, zobaczyć Smerfów las…”). Tańczymy smerfny taniec, malujemy kolorowankę ze Smerfem, a na koniec p. Kasia zjada kilka Smerfów. Ja się nie skusiłem. Kanibalem, smerfożercą nie jestem.

Byłbym zapomniał! Udając Smerfa Łasucha pieczemy smerfne ciasteczka.

Zajęcia z p. Kasią są na samym końcu. Teraz mogę smerfować do przedszkola.

Tak naprawdę to w przedszkolu jest fajnie. Kiedy nikt mi nie robi zdjęć, to zapominam, że nie ma przy mnie Mamy i nawet fajnie się bawię, ale jak ktoś mi robi zdjęcia (dzisiaj p. Agnieszka), to zaraz przypomina mi się Mama (która zwykle pełni rolę fotografa) i wtedy robi mi się smutno.

Dzisiaj krótko jestem w moim skarszewskim przedszkolu, bo w Antosia gdańskim przedszkolu jest ogórkowy piknik. Nie zjadam co prawda ogórka, mimo że zrobił go mój Antoś, ale za to broję, ile się da.

Choć ile bym nie broił, to i tak wyglądam na niewiniątko. Na drugiej części placu zabaw rośnie nowa trawa. Biało – czerwona wstęga mówi, że nie można tam wchodzić, ale ja spokojnie się pod nią mieszczę, więc mimo że nie wolno i mimo, że wiem że nie wolno, to i tak idę. Idę, bo po drugiej stronie jest zjeżdżalnia, a ja zjeżdżalnie uwielbiam. Wchodzę po drabinie, siadam i jadę, i ściągam po drodze wszystkie pająki, które zdążyły tam zamieszkać, kiedy grzeczne dzieci przestrzegając zakazu, nie wchodziły na tę stronę podwórka. Ale co mi tam pająki, kiedy taka świetna zabawa!Staszek na zjeżdżalniWracając z pikniku, zgarniamy Tatę i jedziemy na ostatnie już dzisiaj zajęcia. Powtarzamy i utrwalamy to, co było już wcześniej, np.:

  • Owoce. W moim języku „cytryna” to „nyna”, a winogrono to „nono”.
  • Czasowniki. „Śpi” to „psi” połączone z pokazem – główkę kładę na bok, oczka zamykam i pochrapuję, a „myję się” to „myju myju”. Rozpoznaję też na obrazkach „je”, „śmieje się”, „płacze”.
  • Kolory. W koszykach mam dwa balony – najpierw żółty i czerwony i dokładam do nich guziki w odpowiednich kolorach, a potem z zielonym i niebieskim robię to samo.

Gadamy też trochę o mojej koszulce, bo to nie byle jaka koszulka, tylko z moją ulubioną Peppą (a właściwie z Georgem). Pani pyta, kogo tam mam, a ja łapię za końcówkę koszulki, naciągam, podnoszę, patrzę i odpowiadam „Peppa”. Peppę rozpoznaję bez problemu, bo to moja ulubiona bajka, zresztą jedyna jaką czasem oglądam.

Trochę broję i p. Agata mówi „oj, Stasiu, Stasiu, Stasiu…”, a ja trochę strugam głupa i pytam „Stasiu?”, że niby nie o mnie chodzi. A potem się okazuje, że nieważne, czy chodzi o mnie, czy nie, a nawet nieważne że broję, ważne że wiem jak mam na imię i potrafię to powtórzyć.

A we wtorek…

…nigdzie nie jadę. Niby wstajemy, ubieramy się, jemy śniadanie i idziemy do samochodu, ale nigdzie nie jedziemy. Akumulator jest tak stary, jak nasz samochód, czyli ma już 11 lat. A to oznacza, że jest naprawdę strasznie stary, bo aż 4 razy starszy ode mnie, a przecież ja już jestem prawie dorosły. Oprócz tego, że stary i ledwo zipie, to jeszcze Tata zostawił włączoną na noc lampkę, tak na wszelki wypadek jakby musiał w nocy zejść do samochodu, żeby coś przeczytać. Zejść nie musiał, ale lampka świeciła ile mogła, a potem już nie mogła wcale. Ani lampka, ani nic.

Dlatego rano, zupełnie znienacka odwołujemy wszystko – Antosia przedszkole, mój Klub Malucha Nadzwyczajnego i moje zajęcia z Krakowskiej z Nową Magdą. Jesteśmy sobie w domu i jest całkiem fajnie, zwłaszcza że jest z nami Antoś, co rzadko się zdarza. Ale żeby nie było, że zupełnie nic, to Mama ćwiczy ze mną po krakowsku. Film może kiedyś zmontujemy, ale jeszcze nie dziś. Powiem tylko, że jak sam sobie wygrzebię materiały z krakowskiej, to pracuję chętnie, jak nigdy, ale jak już trzeba usiąść do stolika i pracować naprawdę, to taki chętny już nie jestem i broję albo udaję że nie słyszę, co Mama do mnie mówi.

Mieliśmy w planach pójść na spotkanie „Twórczej Grupy Wsparcia”, ale za długo spałem i za długo jadłem, i zupełnie nie zdążyliśmy. Idziemy więc na spacer i na zakupy, i liczymy na to, a właściwie jesteśmy przekonani, że Tata samochód naprawił i zaraz po nas przyjedzie. Okazuje się jednak, że samochód jak nie działał, tak nie działa, więc całą długą drogę, którą przeszliśmy w jedną stronę, musimy pokonać teraz w drugą. Ja to mam pełen luksus, bo siedzę sobie w wózku, Antoś ma już nieco gorzej, bo idzie na własnych nogach, a Mama jeszcze gorzej, bo nie dość, że idzie, to jeszcze pcha cały ten tabor. Żeby Antosiowi było lżej, pozwalam mu się przysiąść i trzymam mocno, żeby nie spadł. I tak krok za krokiem, powoli, w ciemnych ciemnościach zbliżamy się do domu.Jedziemy na jednym wózkuDojechaliśmy w samą porą, aby uczcić oklaskami fakt, że Tata naprawił właśnie samochód, czyli kupił nowy akumulator (bo stary, mimo podłączenia do prądu przez 9h nic, a nic nie działał) i zamontował go między filtrem powierza, a lewym reflektorem.


Jeden komentarz do wpisu “Smerfuję na niebiesko, zjeżdżam z pająkami i nigdzie nie jadę

  1. Cudowny chłopczyk. Oglądając te filmiki przypomniały mi się moje zmagania i radości! 🙂 Mój synek ma już 12 lat. Również był bardzo słodkim maluchem, ale wolę go teraz, gdy więcej rozumie. Po prostu jest coraz lżej.
    Pozdrawiam serdecznie rodziców, a Stasiowi życzę dalszych sukcesów! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *