Piąty dzień turnusu i kilka łyżek zupy

Nie ma tak dobrze, żeby Mama mogła spać tyle, co śpi budzik. Skoro ja wstałem, to Mama też musi. Wstajemy, szykujemy się i ruszam na śniadanie z własnym jogurtem. Trochę marudzę, bo co innego jeść samodzielnie serek waniliowy, a co innego jogurt, a poza tym to tak właściwie nie wiem, czy nie wolałbym banana… w końcu jednak zaczynam jeść to co jest, a Mama może zjeść w spokoju śniadanie.

Od 8:30 do 9:00 mam Terapię z edukacją. Dzisiaj mam do dopasowania górę kształtów.

A od 9:00 do 9:45 rehabilitację…

Po rehabilitacji mam 15 minut przerwy – w sam raz, żeby wrócić do pokoju, przebrać się i ubrać, bo zaraz idę na hipoterapię.

Konie na których jeździmy to fiordy. Są bardzo spokojne i nie gryzą. Codziennie, przez pół godziny śmigam na oklep na Nergalu, całkiem sam! W ogóle się nie boję! A dzisiaj to nawet tańczę, bo w tle lecą dziecięce hity, które znam z muzykoterapii w moich Skarszewach. Mati też rozpoznaje dobrą nutę i tańczy razem ze mną.

Po hipoterapii mam tylko chwilkę przerwy, więc zamiast pójść do pokoju żeby się wysiusiać, umyć i przebrać, zostaję na dole z Amelką i czekam na masaż.

Gili gili, czyli zabawy w oczekiwaniu na masaż.

Gili gili, czyli zabawy w oczekiwaniu na masaż.

Jedna „Paniociocia” masuje Amelkę, a druga mnie, ale co mnie posmaruje olejkiem to ja zaraz wycieram. Nie jestem w końcu dziewczyną, żeby chodzić takim pachnącym i błyszczącym.

Z masażyku idę na Terapię funkcjonalną. Zwykle lubię być samodzielny, ale nie wtedy kiedy muszę, więc tutaj się buntuję. Adaś pracuje, ja rozrabiam.

Ostatnie zajęcia przed przerwą do grupowa Sherborne…

Czas na spanko. Mama zasłania okna, zasłania całe łóżeczko i kładzie się obok mnie. Robimy tuli tuli i zaraz zasypiam.drzemkaTuż przed 14:00 trzeba wstać, zrobić siusiu do nocnika, umyć rączki i pójść na zajęcia z logopedą.

Prosto z zajęć z p. Karoliną idziemy na obiadek. Mam ze sobą swoją paszę, ale nie chcę jeść samodzielnie, więc Mama mnie karmi i przemyca dwie łyżeczki swojej pomidorówki. Nie jestem zachwycony tym smakiem (raz zaczynam nawet płakać), ale jednak zjadam. Kilka łyżeczek zupy Mama przekłada też do mojego obiadku. Nie smakuje to najlepiej i trochę pluję, ale… mimo, że podstępem, to jednak nowy smak wskoczył mi do buzi.

Po obiedzie prawdziwy hit i prawdziwa nowość – zajęcia z dogo- i kototerapii. Kiedyś, dawno temu miałem już dogoterapię, ale nie można było dotykać psów, kiedy się chciało, a jak już było można, to mi się nie chciało, więc niewiele mi to dało. Teraz można dotykać i jest fajnie. Chociaż muszę powiedzieć, że koty bardziej mi się podobają. Są dwa – Bródka i Tytus, pers i kot brytyjski. Głaszczę je, karmię i czeszę. Do psów mam większy dystans, zwłaszcza do wielkiej goldeno-labradorki Miki. Mniej się boję cavaliera Lenki, ale jak zaczyna biegać, to włażę Mamie na kolana.Dogoterapia i kototerapia

Dogoterapia i kototerapiaKoniec zajęć, idę na chwilę do pokoju i wychodzę na dwór, też na chwilę, bo pada…Spacer…a poza tym za chwilę zaczynamy zajęcia z odwrażliwiania rączek, buzi i nóg. Są tacy, co zjadają wszystko – ze swoich tacek, z cudzych tacek, z podłogi, świeże porcje i takie pomemłane, a ja… ja, jak to ja, kiedy pojawia się nowe jedzenie, podchodzę do niego z dystansem. Bitą śmietanę dotykam dobrowolnie, bo przypomina piankę do golenia, którą się bawię z p. Sylwią w Skarszewach. Reszta mnie nie interesuje, a nawet brzydzi. Galaretka fe, dżem fe, nutella fe. Mama wkłada mi trochę czekolady do buzi, ale kończy się to jęczeniem. Zresztą co tu mówić o jedzeniu i dotykaniu językiem, skoro ja nawet ręką i nogą dotykać nie chcę?

Po tym całym odwrażliwianiu wskakuję do wanny (bo choć niczego nie chciałem dotykać, to jestem brudny od stóp do głów) i w piżamie śmigam na „przedkolację”, czyli serek waniliowy. Ja jem, Mati sprząta.

Zmieniam piżamę (bo ta jest cała w serku waniliowym), jem kolację, myję zęby, czytam z Mają bajkę…Maja i ja…i idę spać, a tymczasem Mamuśki znów zamieniają się z nami na miejsca i idą na relaks do Sali Doświadczania Świata. Łóżko wodne, walec z bąbelkami, świetlne makarony. Ja jeszcze nie byłem (będę jutro!), ale Mama i Ciocie już korzystają…

Ciocia Asia (mama Amelki) i moja Mama :)

Ciocia Asia (mama Amelki) i moja Mama 🙂

PS Jasiek Król! 🙂


Jeden komentarz do wpisu “Piąty dzień turnusu i kilka łyżek zupy

  1. Weszłam na tą stronkę przypadkiem i z zaciekawieniem , z uśmiechem na twarzy pooglądałam zdjęcia na niej.
    Pozdrawiam autorkę tej stronki i jej synka!

Skomentuj Mariola Chajewska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *