Koniec wolnego, wąż z plasteliny, papi i sucha pielucha

O rety, wiem, nie musicie nic mówić… mam wielkie zaległości i jestem tego świadomy. Takie wielkie zaległości strasznie źle się nadrabia, więc większość rzeczy pominę i raz dwa dojdę do dnia dzisiejszego.

Tydzień, temu tj. 7. stycznia…

…wszystkim skończyło się wolne. Tata poszedł do pracy, Antoś do przedszkola, a ja razem z Mamą ruszyłem do Skarszew. Po wielu dniach lenistwa, trzeba było nastawić budziki i wstać bardzo wcześnie. Wcześniej niż słońce. Kiedy jechaliśmy obwodnicą czerwona kula dopiero pojawiała się na horyzoncie. Widok piękny, zaryzykuję nawet stwierdzeniem, że wart tak wczesnej pobudki.

O zajęciach miałem nic nie pisać, ale tak się jednak nie da, bo właśnie mi się przypomniało, że kiedy u p. Sylwii wypełniałem pędzlem powierzchnię koła, to udało mi się tak elegancko pociągnąć krawędź, że nie sposób o tym nie wspomnieć. Dla zdrowego i sprawnego dzieciaka, to pewnie żaden wyczyn, ale dla mnie każdy mały sukces jest powodem do dumy i radości.Wypełnianie kołaTa zielona kreska idąca po kole to moje dzieło i wypełnienie koła kolorem też.

Po bardzo długiej przerwie, idę na Zakątek, do moich ulubionych królików. Ale zanim to nastąpi, muszę wykonać kilka zadań, m.in. dopasować pokarm do zwierzątek i odgadnąć do kogo należy cień…

Teraz, już z czystym sumieniem, mogę iść do królików, które po długiej przerwie trzeba nakarmić…Staszek w Wiejskim Zakątku… i przytulić…Staszek w Wiejskim ZakątkuOprócz moich ulubieńców są też owce, koń Lolek i pies Astor.

Po Skarszewach jadę z Mamą w odwiedziny do mojej kumpelki Amelki. Po drodze zabieramy zmarzniętego autostopowicza i wysadzamy go w Trąbkach Wielkich. U Amelki zabawa na całego! Jest też Majka i całkiem zgodnie się bawimy. Najbardziej podoba nam się bujanie bombek na choince.
Amelka i ja

Ciocia Asia zaserwowała nam budyń z sokiem malinowym, ale ja swojej porcji nawet nie próbuję… coś czuję, że wypełnienie tego postanowienie noworocznego będzie największym wyzwaniem.

Wracam na chwilę do domu i jadę po Antosia żeby razem z nim pojechać na pierwsze od czterech tygodni, zajęcia na koniach.

8. stycznia

Wczoraj chwaliłem się kółkiem, zrobionym u p. Sylwii, to dzisiaj pochwalę się, że wreszcie udało mi się wystukać STA – SZEK na bębenku. Zwykle witamy się tak na logorytmice. Dzisiaj również na muzyce. No i w końcu, po raz pierwszy i drugi, i trzeci… zamiast walić w bęben ile wlezie, ja stukam tylko dwa razy, czyli tak jak należy.


Piątki zwykle mam na luzie…

…ale dzisiaj tyle się dzieje, że ledwo dajemy z Mamą radę. Rano, całą czwórką jedziemy do przedszkola żeby odwieźć Antosia, potem odstawiamy do pracy Tatę, a sami jedziemy na rehabilitację do „Kukasza”.Rehabilitacja Łukasz Kamiński, Staszek-FistaszekWidzicie moją minę? To uśmiech! Kiedy, dwa miesiące temu zaczynałem trenować z p. Łukaszem, ćwiczenie na piłce było najgorszym, co mogło mnie spotkać, a teraz banan z buzi mi nie schodzi.

Godzina zajęć za nami. Pakujemy się do auta, jedziemy na małe zakupy, a potem do PSOUU – na SI i do logopedy. Zaraz potem ruszamy do Gdańska, żeby załatwić dofinansowanie z PFRON na mój wakacyjny lub powakacyjny turnus. Zadanie wykonane. Teraz pozostało nam czekać kilka tygodni na odpowiedź.

A żeby tak bezczynnie nie czekać, jedziemy po Antosia, po Tatę i na drugie w tym miesiącu zajęcia na solankowym basenie w Sopocie.Basen solankowy w Sopocie, Staszek-FistaszekWeekend szybko mija, a ja zaczynam nowy tydzień.

W poniedziałek…

…odwożę Antosia do przedszkola i jadę do Skarszew. Miałem skracać, więc skracam i z poniedziałkowych zajęć tylko dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest kolejny zimowy hit na muzykoterapii:
Zwróćcie uwagę, jak bardzo się angażuję w śpiewanie refrenu 😉

Druga rzecz, którą chcę Wam opowiedzieć, to zajęcia z terapii ręki. Dzisiaj razem z p. Sylwią męczę pionowe i poziome ósemki. Rysujemy w kaszy, na zwykłej kartce i na magnetycznej…Terapia ręki…malujemy farbami i wyklejamy plasteliną…Terapia ręki Żeby wykleić taką ósemkę potrzebne są długie i chude kawałki plasteliny. Robimy je razem. Ten mój kawałek coś mi przypomina… tak wiem, to wąż! Sam rozpoznaję, sam nazywam!

I to było na tyle, jeśli chodzi o dzisiejsze zajęcia.

PS Kiedy przyszedłem na świat, a moi Rodzice za pomocą książek próbowali rozgryźć i oswoić zespół Downa, znaleźli dwie wspaniałe książki, które kupili dla Antosia. Pierwsza – „Mój młodszy brat” Moniki Krajewskiej, druga – „Żółte kółka. Mam na imię inna” Elizy Piotrowskiej.Mój młodszy Brat. Żółte kółka. Mam na imię Inna. Każda z nich warta jest przeczytania i przegadania. To jedne z ważniejszych pozycji w naszej (mojej i Antosia) dziecięcej biblioteczce. Uczą wrażliwości, akceptacji, inności która jest czymś naturalnym, stawania w obronie słabszych, a także tego, że niezależnie od ilości chromosomów można być naprawdę fajnym dzieciakiem. Książka „Żółte kółka. Mam na imię inna” ma teraz szansę zostać lekturą, dzięki czemu trafi na wiele półek, do wielu domów, do wielu bibliotek i wielu rąk. Pomóżcie mi łamać stereotypy, bo wiecie… kto się oswoi, ten się nie boi!

Jak to zrobić?
– wejść na stronę ministerstwa (http://men.gov.pl/index.php/58-nie-przypisane/1642-ankieta) i wypełnić formularz wpisując w odpowiednich polach:
Tytuł: “Żółte kółka.Mam na imię Inna”
Autor: Eliza Piotrowska

I tyle. Mały krok o wielkim znaczeniu! Głosujcie, udostępniajcie, zachęcajcie rodzinę, przyjaciół i znajomych. „Niech stanie się światłość!”

13. stycznia, wtorek

Lubię takie dni! Rano mamy trochę więcej czasu, bo pierwsze zajęcia zaczynam dopiero o 9:50. Mogę więc posiedzieć trochę na dywanie, pobawić się i beztrosko spędzić czas. Skoro mogę, to korzystam. Wyciągam spod łóżka wielkie pudło ze zwierzątkami i ustawiam: żyrafa, żyrafa, tygrys biały, tygrys biały, okapi. Znajduję tygrysa pomarańczowego, więc przesuwam okapi i dołączam wielkiego kota do jego stada. Porządek musi być. Mama siedzi obok, ale nie patrzy. Zaczepiam ją i mówię „papi”, a ona nic. Jeszcze raz zaczepiam i mówię „papi”. Mama spogląda, a ja pokazuję palcem okapi i powtarzam po raz trzeci… „papi” 🙂 OkapiMimo, że nie mówię jeszcze bardzo wyraźnie, to Mama i tak jest bardzo dumna. No bo ile trzylatków wie, jak wygląda okapi? Skoro już wiem, to warto popracować nad prawidłową wymową. No to ćwiczymy. Mama mówi, ja powtarzam:

Mama – O
ja – O
Mama – KA
ja – KA
Mama – PI
ja – PAPI!

Ok 9:00 wszyscy razem jedziemy odwieźć Antosia do przedszkola, potem, razem z Mamą odwożę do pracy Tatę i jedziemy do OWI na spotkanie z logopedą. Stamtąd ruszamy do Gdyni na drugie i ostatnie zajęcia w dniu dzisiejszym. Razem z Magdą uczymy się czytać po krakowsku.Metoda Krakowska Niestety nie jestem dzisiaj ani specjalnie skupiony, ani specjalnie pracowity, ani specjalnie zaangażowany. Tak czasem się zdarza. Niezależnie od tego z kim pracuję, o jakiej porze i jaką metodą, lenistwo i niechęć do pracy może przyjść i obezwładnić. Pozostaje tylko się poddać… ziewać, pokładać, rozglądać na boki i psocić.Metoda Krakowska

W środę rano…

…jadę do Skarszew. Na pierwsze zajęcia znowu się spóźniam! Wstyd mi okropnie, ale po prostu nie jestem w stanie się na tę wczesną godzinę wyrobić.

Z dzisiejszych zajęć wrzucam tylko kilka zdjęć z Zakątka, żeby jak najszybciej przejść do najważniejszej części wpisu…

Zaraz po zajęciach w Zakątku, pakuję się do samochodu i jadę z Mamą do Magdy, na zajęcia z krakowskiej.

Pracuję całkiem ładnie, ale nie to jest najważniejsze.

Pod koniec zajęć mówię „siusiu” i pokazuję na pieluchę. Mam nawet na to przypadkowy dowód 🙂 Pracuję właśnie nad kontynuowaniem sekwencji, gdy nagle czuję, że muszę…

Mama nie chce przerywać moich zajęć, więc nie idziemy ze mną do ubikacji. Ostatecznie mam przecież pieluchę. Dopiero po zajęciach, czyli jakieś 7 minut później, pyta mnie czy chce siusiu, a ja potwierdzam „ta”. Idziemy do toalety, a wizyta kończy się podwójnym sukcesem. Z braku czystej pieluchy (zostały w samochodzie), wracam do domu bez. Od 12:30 do 15:30 latam na samych majtach. Co jakiś czas Mama męczy mnie pytaniami pt: „Czy chcesz siusiu?”, a ja potwierdzam lub zaprzeczam (w zależności od okoliczności). Raz, kiedy Mamy nie ma w pobliżu, sam siadam na nocnik i robię siusiu. Niestety przez majty.

A teraz uwaga. Zaczyna się najważniejsze. Ostatnie siusiu robię ok 15:20. Mama ubiera mi pieluchę i wychodzimy z domu. Jedziemy po Antosia, jedziemy po Tatę, jedziemy na konie.

O 17:30 kończymy jazdę i jedziemy do sklepu. Pół godziny później, czekając na Tatę na sklepowym parkingu, mówię do Mamy: „siusiu”. Nie ma jednak warunków do siusiania i Mama mówi, że teraz nie ma gdzie, żebym wytrzymał i zrobił w domu. Do domu wracamy jednak później niż zakładaliśmy, bo dopiero o 19:00. Mama od razu sadza mnie na nocnik. Pielucha nadal jest sucha, a ja wreszcie pozbywam się do nocnika wszystkich siuśków. Uzbierała się chyba pełna szklanka. Taki jestem zuch!


Jeden komentarz do wpisu “Koniec wolnego, wąż z plasteliny, papi i sucha pielucha

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *