Jeden, dwa, trzy…

11. maja

Jakiś czas temu, p. Mateusz wymyślił, że oprócz zwykłego śpiewania i grania, na muzyce możemy też tańczyć. Nic skomplikowanego, każdy na pewno da radę, zwykłe „Kółko graniaste”, lub taniec pingwinów. Rodzice zawsze podchodzą do tych zabaw z wielkim entuzjazmem i strasznie się cieszą, że mogą się trochę poruszać, ale dzisiaj zamiast tańczyć z nami, ustawiają nas w kółku, a my kręcimy się sami. Jak prawdziwe przedszkolaki!Kółko graniaste...U p. Sylwii, jak zawsze, usprawniam moje rączki. Wciskam, podnoszę, rysuję, maluję. Moje rączki lubią takie zadania, choć nie zawsze dobrze sobie z nimi radzą (np. dużym problemem jest dla nich nawlekanie koralików). Ale najbardziej, to lubią masażyk i taplanie się w piance do golenia.

Skoro w Poradni pochwaliłem się umiejętnością liczenia do trzech, to przed p. Kasią też nie będę udawał, że nie potrafię. Łudzę się, że gdy policzę, to da mi już spokój i przejdziemy do czegoś ciekawszego… ale pewnie się przeliczę i zamiast zacząć coś nowego będziemy liczyć jeszcze więcej, bo te liczby podobno się nie kończą.

Tydzień temu pisałem, że zaliczyłem ciężki i lekki, i teraz będą same nudy, ale wcale tak nie jest. Wcale nie ma nudy! Co prawda ćwiczymy coś strasznie nudnego, czyli liczenie od jednego do trzech, ale za to w ciekawy sposób, cały czas się bawiąc.

Uczę się liczyć zbijając trzy kręgle (polecam moją własną, zawsze skuteczną metodę zbijania kręgli – podejść do nich z piłką w dłoni i pukać w każdy kręgiel z osobna. Zwycięstwo gwarantowane, wszystkie się przewrócą!), bawiąc się trzema lalkami i gotując dla nich obiad (niby dla trzech osób, ale wszystko zjada lalka – babcia), na trzech patelniach – trzy jaja i trzy kotlety. A na koniec uczę się jeszcze liczyć puszczając trzy samochody po trzech ulicach! Dużo zabawy i dużo liczenia, którego w trakcie tych zabaw w ogóle nie zauważam.

To tyle na dziś… dobranoc!Staszek-Fistaszek

A we wtorek…

…znów nie mogę się skupić na zajęciach z krakowskiej i w końcu ląduję na Magdy kolanach. Nie jest łatwo pracować z kimś, kto akurat nie chce, bo woli pośpiewać, albo pogadać o wszystkim, co widzi i słyszy wokół siebie (a ja widzę i słyszę naprawdę bardzo dużo. To zainteresuje mnie coś, co leży na stole, to rysunki dzieci, które wiszą na ścianie po lewej, to sufit, albo lampa… To usłyszę psa, to jadący samochód, to stukający młotek). Magda wie, że gdybym się skupił, to na pewno dałbym radę zrobić zadanie i moglibyśmy przejść do kolejnego etapu, ale nic na to nie poradzę, że świat jest taki ciekawy. A skoro interesuje mnie bardziej niż zadania, które mam przed nosem, to ciągle siedzimy w tym samym.

Mama zagaduje mnie całą drogę powrotną, żebym przypadkiem nie zasnął. Jak nie zasnę w samochodzie, to pośpię w domu z 2,5 godziny. Jest o co walczyć! 😉
Udało nam się dojechać bez drzemki, ale tylko dlatego, że Mama mi obiecała, że w domu zjem serek. Szkoda by było, żeby mi przepadło. Myję rączki, zjadam serek, robię siusiu i idę spać. Niestety wstaję w zupełnie kiepskim humorze. Właśnie nastała pora obiadu, a ja wcale nie chcę jeść. Głodny jestem, nawet bardzo, tylko szuflować mi się nie chce. Podsuwam Mamie miskę i mówię „kalmić”. Niby ciągle się wykłócam, że wszystko chcę sam… sam schodzić po schodach, sam wchodzić, sam wsiadać do auta, sam wycierać nos, sam się myć, sam pić z kubka i trzymać go kiedy Mama nalewa wodę, ale obiadkiem wolałbym być nakarmiony. A Mama wolałaby żebym jednak zjadł sam… płaczem wymuszaczem próbuję osiągnąć swój cel, ale Mama wie, że potrafię i chce żebym był samodzielny. Oj, nie mam lekko!Płacz wymuszaczA jakby tego było mało, to Mama robi mi jeszcze takie zdjęcie do dzisiejszego wpisu w moim Dzienniku Wydarzeń. Podobno jestem tak zaangażowany w płakanie-wymuszanie, że to zdjęcie będzie bardziej pasować, niż którekolwiek ze zdjęć zrobionych podczas dzisiejszych zajęć z krakowskiej. Haha, bardzo śmieszne…

Smutek i płacz mijają mi dopiero po przyjściu Kukasza. Ten to potrafi mnie rozweselić 🙂

Kto tak potrafi?


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *