O tym, że lepiej nie zawsze znaczy lepiej, o sadzeniu drzew i o cyrku z pompą

Wczoraj wspominałem o tym, że dzisiaj idę do Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej i rzeczywiście idę. Jednak najpierw jadę na moje cotygodniowe, czwartkowe zajęcia w Skarszewach…Terapia pedagogiczna w Skarszewach …a potem czekam nie wiadomo na co… tak, tak, czekam z Mamą w Skarszewach, aż będzie pora jechania do poradni, a tymczasem Mama sprawdza w kalendarzu i okazuje się, że ta pora już minęła, bo wcale nie mam badania na 15:00 jak się Mamie wydaje, tylko na 13:00, czyli za jakieś dwie minuty. Ze Skarszew do poradni jedzie się godzinę, więc mamy marne szanse żeby zdążyć. Mama dzwoni żeby zapytać, co teraz, ale w poradni przyjmują nasze gapiostwo ze spokojem i mówią, że możemy się spóźnić. Uff, to dobrze, bo jak nie dziś, to na koniec czerwca, a ja tyle czekać nie mogę, bo to orzeczenie jest mi potrzebne do przedszkola. Zapisany już jestem i dumnie figuruję na liście przedszkolaczków, ale w zależności od tego, co w tym orzeczeniu orzekną, będę ustalał szczegóły mojego przedszkolnego grafiku – to jakie będę miał zajęcia, jak często itp.

Dobrze by było, żebym nie wypadł za dobrze, bo jak wyjdę na omnibusa, to nie dostanę nic i na wszystkie zajęcia będę musiał chodzić przed przedszkolem lub po przedszkolu, a wolałabym mieć większość zajęć na miejscu, żeby potem lub przedtem mieć też czas dla Rodziny. Początkowo jestem śpiący, więc wypadam niezbyt korzystnie… ale potem się rozbudzam, rozkręcam, rozgaduję i pokazuję sporą część swoich umiejętności, a jakby tego było mało, to jeszcze zaczynam liczyć! Do tej pory, rzadko kiedy zdarzało mi się policzyć od jednego do trzech. Zwykle liczyłem od jednego do dwóch, albo od dwóch do trzech, a dziś, zupełnie nieproszony, zupełnie spontanicznie zaczynam liczyć rozłożone przede mną kółeczka. Pani rozłożyła je tylko po to, żeby sprawdzić czy potrafię dopasować do nich klocki w tym samym kolorze, ale zanim powiedziała mi co mam zrobić, już je policzyłem… Z jednej strony fajnie, bo to oznacza, że potrafię, a z drugiej trochę szkoda, że akurat teraz. No ale nic, co ma być, to będzie. Może nie wypadłem aż tak dobrze. Ostatecznie do zdrowego i sprawnego trzylatka, który wsparcia nie potrzebuje, bo rozwija się sam, mam bardzo daleko. A żeby potrafić to, co już potrafię spędziłem na nauce niezliczoną ilość godzin i wszystko musiałem wiele razy powtarzać. A poza tym nawet jak już się czegoś nauczę i już potrafię, to czasem muszę do tego wracać, żeby przypadkiem nie zapomnieć, albo żeby sobie przypomnieć, bo już zapomniałem.Wizyta w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej

W piątek…

…rano jadę na ćwiczenia do Kukasza…

…a potem zajeżdżam jeszcze do poradni, żeby dowieść uzupełnioną dokumentację od lekarza rehabilitacji i rehabilitanta. Jak dobrze pójdzie, to w poniedziałek zbierze się komisja i orzeknie, co ma do orzeknięcia.

Ostatnim „obowiązkiem” na dziś są zajęcia na basenie solankowym w Sopocie, które na stałe wpisały się w mój piątkowy grafik.Basen solankowy w Sopocie

A sobotę…

…wszyscy mamy pracującą! Zaraz Wam powiem dlaczego. Otóż od prawie trzech lat Skarszewy są dla mnie 2-3 razy w tygodniu, a właściwie to zawsze, kiedy ich potrzebuję. Kiedyś, a było to bardzo dawno temu, wyrzucono mnie z zajęć w Krok po Kroku, a p. Agnieszka, żeby mnie uratować od razu wpisała mi dodatkową rehabilitację. Kiedy poprosiłem o dodatkowe zajęcia na głowę dostałem psychologa i pedagoga, kiedy nie potrafiłem czworakować, dostałem się na dwutygodniowe Intensywne Bloki Terapeutyczne i po pierwszym tygodniu codziennych ćwiczeń, mając rok i 15 dni, ruszyłem z kopyta… zacząłem czworakować i siadać. Skoro Skarszewy są dla mnie, to ja jestem dla Skarszew… zawsze kiedy mogę, zawsze kiedy mnie potrzebują, a wymagający nie są… ot, raz w roku „nie trzeba, ale można” przyjechać i posadzić drzewa. No to jedziemy! Komu w drogę, temu kalosze i łopata!

Ci, co się narobili, mogą iść już na plac zabaw. Cała reszta musi zasłużyć na odpoczynek 😉

Zmywamy się ze Skarszew jeszcze przed końcem sadzenia, kopania i wysiewania, ale to nie lenistwo i nie zmęczenie zmuszają nas do powrotu. Za godzinę zaczynam basen, a ze Skarszew droga daleka!

Po sadzeniu, po basenie i po rehabilitacji wracam taki głodny, że…

…nie, nie, wcale nie jem. Tylko udaję!

Niedziela

Wczoraj pracowałem, to dzisiaj tylko odpoczywam. A w ramach odpoczynku, mam w planach nie lada rozrywkę! Dostaliśmy bilety do Cyrku Zalewski od Fundacji Żyć z Pompą, no i wybieramy się tam z Antosiem po raz pierwszy w życiu! Mama i Tata podobno kiedyś byli, ale to było strasznie, ale to strasznie dawno temu… kiedy byli jeszcze dziećmi, co wydaje się być zupełnie niemożliwe.

W cyrku, są też nasi Przyjaciele. Szymek z Ciocią Anetką, Amelka z Ciocią Asią, Lenka i Pola z Ciocią Beatką i Wujkiem Adamem i Mateuszek z Ciocią Edytą i Wujkiem Michałem.

Fundacji Żyć z Pompą, po raz kolejny dziękujemy za wspaniały prezent!


Jeden komentarz do wpisu “O tym, że lepiej nie zawsze znaczy lepiej, o sadzeniu drzew i o cyrku z pompą

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *