10.000!

Kurde blaszka! Mam trochę zaległości, ale co tam! Zacznę od końca! Na moim facebookowym profilu jest… ponad 10.000 Fanów! 10000 fanów na facebooku Chciałbym napisać ile dokładnie (bo 10.000 już przekroczyłem), ale zanim skończę skrobać ten wpis, pewnie będzie to już nieaktualne. Lawina ruszyła, a ja mam nadzieję, że zbyt szybko się nie zatrzyma. Dlaczego tak mi na tym zależy? No wiecie, za każdą jedną cyferką kryje się jedna prawdziwa osoba (mam przynajmniej taką nadzieję, że nie jest to 10.000 fejkowych kont, które powstały tylko po to by zrobić mi psikusa), a każda z tych osób ma jedyną w swoim rodzaju szansę żeby poznać zespolaka, a dokładniej mnie  – od dnia poczęcia, aż do teraz, dzień po dniu, w różnych sytuacjach, z radościami i smutkami, z sukcesami i trudnościami, i przekonać się, że życie z zespołem Downa to żaden koniec świata, że osoby z zespołem Downa, to żadne ufoludki, tylko zwyczajni ludzie z niezwyczajną liczbą chromosomów, a i rodzice zespolaka niczym szczególnym się nie wyróżniają. Zwyczajni ludzie jak Ty i Twój sąsiad. Rodzeństwo też zwyczajne. Wspaniałe, ale zwyczajne. Ot co!

PS Dzięki wielkie, że ze mną jesteście i że niesiecie mnie w świat! Razem możemy więcej 🙂

We wtorek…

…w moim przedszkolu był bal przebierańców. Miałem być rycerzem, ale w czasie przeprowadzki posiałem gdzieś strój, więc ostatecznie zostałem pszczołą.Bal przebierańców

W środę…

…za to pełna kulturka – koszula, krawat, marynarka i kapcie w kratkę – obowiązkowo! Wstęp mają tylko dzieci, Dziadkowie i Babcie. Mama przywiozła mnie do przedszkola, a sama choć bardzo chciała podejrzeć moje występy, wróciła do domu.Dzień Babci i Dziadka w przedszkolu W reprezentacji Fistaszkowych seniorów przybyła Prababcia Tesia, Babcia Bożenka i Dziadziuś Michał. Babcia Asia niestety musiała być w pracy i uczyć dzieci matematyki. Mam nadzieję, że za rok Dzień Babci i Dziadka będzie po południu, tak aby pracujące babcie i pracujący dziadkowie też mogli dojechać.

Dzień Babci i Dziadka w przedszkoluW czwartek…

…do przedszkola nie idę wcale. Tak było tydzień temu i tak już będzie do końca roku. Zamiast do Wielkiej Przygody, jadę do moich ulubionych Skarszew. Pierwsze zajęcia mam z p. Kasią. Nie dość, że zajęcia są krótkie na maksa (tylko 30 minut), to jeszcze się spóźniam, bo na całej trasie Gdańsk-Skarszewy mnóstwo śniegu i ciągle pada nowy. No i przez to nie udaje nam się zrobić wszystkiego, a zapowiadała się naprawdę wspaniała zabawa. Niby jesteśmy w sali, ale jednak w lesie! A razem z nami sarna, zające i ptaki. Chodzimy po tropach, a jak już wytropimy to liczymy i karmimy. Ziarno dla ptaków, sianko dla sarny i marchewki dla zajęcy.Zajęcia z pedagogiem - liczenieDrugie zajęcia mam z Magdą i z Mateuszem. Pędzę w dół, żeby nie przegapić ani minutki.

Chodź od naszych ostatnich zajęć (nie licząc tych w ubiegłym tygodniu) upłynęło wiele miesięcy, nadal pamiętam większość piosenek. Niestety raczej się nie popiszę, bo repertuar się zmienił i wszystko jest dla mnie nowością. Zamiast o kotkach, o śniegu i kraczących wronach, śpiewamy o bałwanku.

Na trzy kolejne zajęcia idę sam – do Michała, do p. Agnieszki i do Sylwii. Do Michała idę sam, bo Mama musi pojechać po jogurt. A po co jogurt? Ano po to, żeby na kolejnych zajęciach – tych z p. Agnieszką – nauczyć się gotować i jeść jak człowiek…

Idę oczywiście sam, bo przy Mamie zamiast próbować, będę szukać ratunku. Chociaż, jak się po chwili okazuje, ratunek jest zbędny, bo zajęcia są fantastyczne. Mam przed sobą listę zadań i krok po kroku realizuję mój plan. Obrać banana, pokroić, wrzucić do miski, dodać jogurt, zblendować. Zabawa przednia, każdy z punktów mi się podoba aż do momentu, kiedy odsłaniają się dwa ostatnie obrazki – nakrywanie do stołu (które nie byłoby takie złe, gdyby nie to, co jest na ostatnim obrazku) i jedzenie! Przy nakrywaniu zaczynam trochę świrować (wygłupiać się) żeby odwlec zadanie pt. „jedzenie”. Cudownym zrządzeniem losu, degustacja została mi podarowana (podobno po raz pierwszy i ostatni). I to jest powód, dla którego Mama nie idzie ze mną na ostatnie zajęcia – ktoś musi zjeść, co upichciłem, a Mama wygląda mi na głodną.
Z tym jedzeniem to jest tak, że aby zacząć jeść, najpierw muszę zacząć śmiało, bez obrzydzenia i strachu wszystko dotykać. Pani Agnieszka uważa, że jestem trochę za duży i zbyt wiele już rozumiem, żeby jedzeniem tak zwyczajnie się bawić (w końcu, to nie zabawki), więc zamiast taplania, mam gotowanie! Petarda!

Bardzo lubię moje przedszkole, dzieci z mojego przedszkola i moje panie, ale czwartek, to taki fajny dzień, kiedy czuję się tak na maksa zaopiekowany, taki naprawdę ważny. Najpierw indywidualne zajęcia w Skarszewach, z moimi wspaniałymi terapeutami, z którymi znam się już od dawna, na których zawsze mogę liczyć, z którymi uwielbiam się bawić i uczyć. A potem powrót do domu i cały długi dzień do wykorzystania na zabawę z Mamą i z Marysią i tak aż do 16:00, kiedy to idziemy odebrać Antosia ze szkoły.

Na dworze piękna zima, więc Mama zapakowała Maniutę do wózka. Ja miałem iść na nóżkach i chętnie bym poszedł, ale akurat nie w tę stronę, co trzeba. Mama mnie namawia, ale ja jestem twardy (nie mylić z niegrzecznym uparciuchem). W końcu znajdujemy kompromis. Mama wybiera kierunek, ja środek transportu. Jedziemy do szkoły na sankach (tzn. ja jadę na sankach, Marysia jedzie w wózku, a Mama ciągnie i pcha).


Mój Antoś już odebrany. Zazdrośnie spogląda na moje sanki… też by się przejechał! Na siedzeniu się nie zmieści, ale przecież może jechać na płozach! Damy radę!

PS Dzisiaj jest Dzień Babci! Z tej okazji życzę wszystkim (a zwłaszcza moim) Babciom, Prababciom, Ciocio-Babciom i Ciocio-Prababciom dużo zdrowia, dużo miłości, czasu dla wnuków i ich obecności w Waszym codziennym życiu, dużo słonka i wielu powodów do radości.
A oto moje Babcie – Babcia Asia, Prababcia Tesia i Babcia Bożenka…dzien babci

Piątek!

Chodź najczęściej jestem niejadkiem, czasem zdarza mi się zaskoczyć siebie i Rodziców. 22. listopada ubiegłego roku skusiłem się na pizzę, a w zasadzie, to na jej polizanie. Na początku tego roku – 9. stycznia sprawdziłem jak smakuje frytka, a dzisiaj próbuję jabłka.Jabłko Nie jest to łatwe, bo jabłko jest twarde, więc ciężko je ugryźć, a do tego soczyste, więc sok kapie po brodzie, ale dla braw gotów jestem spróbować.

Dzisiaj jest Dzień Dziadka i tak się fajnie składa, że Dziadek nas odwiedza, dzięki czemu możemy go wyściskać i złożyć życzenia osobiście. Z oficjalną wizytą pojedziemy do Babci i Dziadka dopiero w weekend, kiedy wszyscy będziemy mieli trochę więcej czasu.Dziadek i wnukiA tak przy okazji, to chciałbym wszystkim Dziadkom (a zwłaszcza mojemu Dziadkowi Michałowi), wszystkim Pradziadkom, wszystkim Wujko-Dziadkom i wszystkim Wujko-Pradziadkom złożyć najlepsze życzenia! Dużo uśmiechu, dużo zdrowia, dużo czasu dla Babci i dla Wnuków, dużo słońca, długiego życia i wielu powodów do radości!

Weekend 🙂

Choć bardzo lubię moje zajęcia z Metody Krakowskiej, choć bardzo lubię moje zajęcia z klockami Numicon, choć bardzo lubię wszystkie zajęcia w Skarszewach, chodź bardzo lubię mój basen i choć bardzo lubię moje przedszkole, to jednak weekend lubię najbardziej. I nie chodzi mi wcale o spanie, bo ja i tak codziennie wstaje ok 6:30, codziennie wyspany i uśmiechnięty… nie zdążę jeszcze oka otworzyć, a uśmiech wykwita już na mojej buzi. Tak mam. Nigdy nie wstaję lewą nogą. A weekend tym bardziej! Ale chodzi o ten czas, o brak pośpiechu i o to, że wszyscy jesteśmy razem.

Ostatnio napadało sporo śniegu. Oczywiście Mama dawała radę pchając wózek i ciągnąc sanki jednocześnie, ale w weekend jest Tata, więc mogą się tą robotą podzielić. Raz Mama pcha wózek z Marysią, a Tata ciągnie sanki ze mną i z Antosiem, raz na odwrót. Raz Mama pcha wózek i ciągnie sanki jednocześnie, raz na odwrót. A ja tylko pokrzykuję: „biegać!”, bo wolna jazda to nie dla mnie.

Większość soboty spędziliśmy na dworze. Skorzystaliśmy z wolnego i z pięknej mroźnej, słonecznej soboty. Na całe szczęście, bo w niedzielę przychodzi odwilż i wszystko zaczyna się topić.

W niedzielny poranek…

…bierzemy się za serducha dla Babć i Dziadka. Miały być najpiękniejsze na świecie i prawie nam się udało 😉 Oryginale zrobione były z gąbki, gipsu i płyt CD. My z braku gipsu i gąbki, zrobiliśmy masę solną (200g. soli, 200g. mąki, ok pół szklanki wody), w której wyciskaliśmy nasze serduszka.

Nie wiem, czy Wy wiecie, ale oprócz tego, że staram się być dobrym wnuczkiem (i robić piękne serduszka), staram się również być najlepszym starszym (i młodszym też) bratem na świecie!Jestem starszym bratem Nie zawsze mi wychodzi (mimo, że mój Antoś jest wspaniałym wzorem), ale robię, co mogę. Pokazałem Wam już filmik o tym, jak kładę Marysię spać i o tym jak uczę ją sylabek. A teraz spróbuję coś zrobić, żeby nie płakała. Może wezmę ją na ręce…, a może zaśpiewam…


Wpis “10.000!” został skomentowany 3 razy

  1. Doskonały pomysł..kiedyś ,tak ze 36 lat temu zaczęliśmy pisać dzieje naszego Bogacza w kajecie A-4..potem było coraz ciężej i czasu na pisanie zawsze brakowało.Potem przyszły dalsze dzieci i już się mieszały fakty,wydarzenia..daty.Teraz jest dużo łatwiej.Komputer jest dobrym narzędziem,taki współczesny pamiętnik,który szybko może zastąpić pióro,kamerkę i wiele innych akcesoriów…Jednego tylko nie zastąpi…chęci do kronikarstwa.Ja to robię klipkami i komentarzami.A jeszcze więcej tym co robimy razem.Pozdrawiam serdecznie Was no i oczywiście imć Pana Fistaszka…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *