Globaltica po raz trzeci

Będę się powtarzał, ale się nie zrażajcie i bez ziewania czytajcie dalej. Jakiś czas temu dostałem maila z biura Globaltiki. Znaleźli mnie w sieci i zaprosili do współpracy. Jako, że jestem z własnego wyboru stałym bywalcem tego festiwalu i z własnej inicjatywy stałym recenzentem, miałem pokazać innym, że warto. Stać się jedną z wielu twarzy. Być Przyjacielem. Moim zadaniem było podesłanie filmiku jak mówię „Globaltica”, albo chociaż „glo”. „Globaltica” to całkiem długi i całkiem trudny wyraz, ale jak to się mówi, dałem radę. W gratisie dołączyłem akompaniament na ukulele. Ponieważ Globaltica to festiwal rodzinny, to cała reszta mojej pięcioosobowej Rodzinki też załapała się na filmik – Antoś, Maniuta, Mama, Tata i ja. Tadam!

Wcześniej na Instagramie Globaltiki pojawiło się moje zdjęcie, które zapowiadało, to wielkie przedsięwzięcie. Pokazałbym Wam, ale coś mi link przestał działać, a w ramach Instagramu jestem zupełnie niekompetentny. Miałem założyć go co prawda dawno temu, jakieś trzy lata temu, ale i tak mam problem z terminowym ogarnięciem bloga, facebooka i maila, więc póki co, nie będę chyba szalał.

Tak, czy inaczej z wielką przyjemnością stałem się żywą reklamą jednego z najbardziej lubianych przeze mnie festiwali.

Festiwal, jak co roku, trwał kilka dni, ale my jak co roku, mieliśmy do dyspozycji tylko weekend. W tygodniu Tata pracuje, a bez Taty z trójką dzieci, gdzieś tam w Gdyni na warsztatach, potańcówkach i wystawach, Mama nie dałaby rady. Tak jej się przynajmniej wydawało, bo nawet nie spróbowała.

Za to w sobotę ruszyliśmy już całą piątką. Spakowaliśmy się, jakbyśmy ruszali na wielką wyprawę, na koniec świata, gdzie nie ma jedzenia i picia, a warunki atmosferyczne zmieniają się z minuty na minutę. Mama niosła Marysię w nosidle, a mnie i Antosia trzymała za rączki. Tata pchał nasz cygański tabor, a w nim prowiant: kanapki, naleśniki w słoiku, kasza i mleko w proszku, i gorąca woda w kubku termicznym do jej zalania, miska, łyżeczka, herbata w termosie, banany, jabłko, flipsy, paluszki, kolby kukurydzy, pomidorki, wafelki, woda i sam nie wiem, co jeszcze. Oprócz tego ubrania i buty! Opaski na ręce z numerem telefonu, jakbyśmy się z Antosiem gdzieś zapodziali. Słuchawki ochronne na uszy, koce, aparat, kubki… A wszystko po to, by nie musząc nigdzie chodzić (no może poza toaletą), móc w spokoju przeżywać koncerty.Staszek-Fistaszek na Globaltice

Sobotni wieczór…

…rozpoczyna się koncertem Kapeli Maliszów, czyli rodzinnej grupy z Beskidu Niskiego. Muzyka trafiła mnie w serce i z koca poniosła pod scenę. Wygląda na to, że nie tylko reggae śpiewa mi w duszy, ale także muzyka tradycyjna.Globaltica Kapela Maliszów Staszek-Fistaszek

Ktoś by pomyślał „Z dziećmi na koncert? Tylko nie to!”, ale jak dzieci są grzeczne, to i poleżeć można 😉Relaks na GlobalticeKolejna grupa przyjechała z Senegalu. To sam Diabel! Ale nie trzeba się go bać, bo to nie literówka, ani brak polskiej klawiatury postawił na końcu literę „L”. Diabel, to Diabel i nic więcej, zamiast wideł i ogona ma korę (taka harfa z bulwą) i gitarę. Muzyka jest świetna, energetyczna, a my tańcząc na gdyńskim trawniku przenosimy się na chwilę do Senegalu, na Mali, do Mauretanii, Gwinei, Niguru i Maroka. Podróż godna króla. Diabel Cissokho, Globaltica, Staszek-Fistaszek

Mamie na tyle spodobał się koncert, że Tata kupił jej płytę i razem z Antosiem zdobył autograf, a potem ze śpiącą w nosidle Maniutą, ruszyli jeszcze po zdjęcie. Mi podobał się na tyle, że szalałem do samego końca, ale w przerwie po koncercie, zamiast pójść na zdjęcie z Diablem, poszedłem spać.

Diabel Cissokho, Globaltica, Staszek-FistaszekTrzecia ekipa – Rancho aparte, to najbardziej energetyczna grupa dzisiejszego wieczora. Niestety padłem jak mucha, więc te wszystkie ciepłe dźwięki, które przeciskają się przez moje słuchawki, trafiają tylko w strefę moich snów, gdzieś poza moją świadomością. Ja odpadłem, Maniuta odpadła, na posterunku tylko starszaki – Mama, Tata i Antoś. Rancho aparte, Globaltica, Staszek-FistaszekRancho aparte, Globaltica, Staszek-FistaszekOstatni koncert dnia dzisiejszego to dęciaki z Rumunii – Fanfare Ciocarlia, grający bałkańską muzykę. Na scenie dziki tłum i prawdziwa eksplozja dźwięków. Nie ma to tamto, noc późna, ale Rodzice balują do końca. Koncert kończy się po 1 w nocy…

…pół godziny później budzimy się pod domem. I pół godziny później znów idziemy spać.

PS Dzisiaj, przed samym koncertem poznaję nowego kumpla z zespołu – małego Antosia, który specjalnie przyjechał z rodzicami i siostrą pod bramkę Globaltiki, żeby móc mnie poznać. To się nazywa Fan! Pozdrawiam Was serdecznie!Antoś fan i ja

Niedziela…

…zaczyna się pechowo. Przyjeżdżamy wcześniej, żeby obejrzeć spektakl wystawiany przez Teatr Gdynia Główna – Bajkę o Królu Pipo. Niestety ja zasypiam w drodze i jestem nie do życia. Marysię trzeba przewinąć. Samochód przestawić, bo miejsce na którym stanęliśmy nie jest podobno dla gości. W rezultacie przychodzimy spóźnieni i nie możemy już wejść. Ale to nic. Maszerujemy pod scenę żeby znaleźć najlepszą miejscówkę na kocyk.Globaltica Kapela, która rozpoczyna dzisiejszy wieczór przyjechała z Cypru. Monsieur Domani grają tradycyjne pieśni cypryjskie wplatając w nie elementy współczesnej kultury wyspy. Na scenie instrument przypominający ukulele – tzoura, więc ja, obowiązkowo pod sceną.

Drugi koncert daje grupa z kraju króla Juliana, czyli z Madagaskaru. Damily. Bawię się przednie! Jak nie u Taty na baranach, to gdzieś tam między całkiem dużymi i dorosłymi ludźmi, odważnie pałętam się pod sceną. Prawdę mówiąc zbyt odważnie. Wkręciłem się w super zabawę – „Ja padam, Ty padnij” z nowo poznaną dziewczyną 😉 Zabawa polega na naśladowaniu tego, co robię ja i dziewczynie świetnie idzie. Jestem tak rozbawiony, że nie bardzo patrzę, gdzie padam i Mama musi mnie w końcu ewakuować, żeby ktoś mnie nie rozdeptał.Damily, Globaltica, Staszek-Fistaszek

Na trzecim koncercie – Egyptian Project, zostajemy tylko chwilę. Dzisiaj jest niestety za głośno i Rodzice w trosce o nasz słuch, postanawiają wrócić do domu.Egyptian Project, Globaltica, Staszek-FistaszekMimo kilku niedogodności, których nie da się uniknąć, wybierając się na koncert w takim towarzystwie, po raz kolejny jestem oczarowany tym festiwalem. Byłem w tym roku, byłem rok i dwa lata temu. Czy pójdę za rok? Na pewno! Bo choć łatwiej byłoby bez nas, to przecież wspomnienia buduje się razem! Jak to zrobić, żeby dobrze się bawić, zrelaksować się, wypocząć i nie zwariować? A przy okazji nie zamęczyć dzieci i nie przeszkadzać innym uczestnikom koncertu? Tak, jak my! (link jeszcze nie działa, odpowiedź już wkrótce).

A to film z tegorocznego festiwalu. Szukajcie Fistaszków na podwójnym kocu – czerwony w kratkę i dziecięcy niebieski, obok brązowo – pomarańczowego wózka Maryśki, albo pod sceną 🙂

PS Więcej zdjęć z festiwalu na stronie Trójmiasta!


Wpis “Globaltica po raz trzeci” został skomentowany 2 razy

  1. To ja byłam tą „nowo poznaną dziewczyną” 🙂 Ściskam Cię Słodziaku :O)
    Masz wspaniałych rodziców i urocze rodzeństwo.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *