Mateusz na scenie, czyli Sunny Money po raz drugi

Ja to mam klawe życie. Wczoraj do 21:40 bawiłem się w centrum Gdańska na koncercie Julii Pietruchy. Dzisiaj baluję w Starogardzie na koncercie Sunny Money.

Starogard nie jest bardzo daleko, ot jakieś 56 km od mojego domu. Jednak kiedy wyrusza się po godzinie 19:00, po całym dniu zabaw na świeżym powietrzu i szaleństw z Przyjaciółmi, to nagle się okazuje, że blisko też wcale nie jest. I tak, w drodze na koncert mojego Przyjaciela Mateusza, zasypiam. I nie jest to taka zwykła drzemka, która się kończy z chwilą dotarcia do celu. To jest prawdziwy, mocny sen. Taki sen, jakim niedźwiedź zasypia na zimę, jakim sowa zasypia na dzień i jakim ja zasypiam na noc. Także, choć bardzo chciałem tu przyjechać, choć umówiłem się wcześniej z Mateuszem, choć przejechaliśmy taki kawał, to teraz nie mam najmniejszej ochoty wychodzić z samochodu. Jednak wracać z niczym, też trochę szkoda. A nuż się obudzę i rozbudzę? A może zmęczenie odejdzie i będzie fajnie? Póki co, fajnie jednak nie jest, a próby rozbudzenia mnie, czy zainteresowania czymkolwiek, kończą się moim płaczem. I tak, zamiast się cieszyć i bawić, jestem smutny i nieszczęśliwy. Mama obiecuje, że wypije herbatkę, posłuchamy dwóch piosenek i jak nadal będę chciał wracać, to zaraz pojedziemy do domu i będę sobie mógł dalej spać.

Jednak w moich żyłach zamiast krwi płynie muzyka i nic mnie tak nie rozbudza, jak dobra nuta! I tak oto, kiedy Mateusz wychodzi na scenę i zaczyna grać pierwszy kawałek, zmęczenie ustępuje ekscytacji, a smutek radości. Jest dobrze! Wracać już nie chcę. Wracać jeszcze nie chcę.Początek koncertu spędzam przyklejony do Mamy kolan, ale z czasem się rozkręcam i pod koniec pierwszej części, bujam się pod sceną. Jeśli ktoś usłyszy ich na żywo, to nigdy tego nie zapomni! Internety nie są w stanie pokazać tego, co robią podczas koncertu! Są naprawdę niesamowici, pełni energii i radości. Dają z siebie wszystko. A grają tak, że człowiek może utonąć w tej ich muzyce! Tyle się tu dzieje, tyle tu dźwięków, że nie sposób je wszystkie ogarnąć! Mówię Wam, oni będą kiedyś wielcy! Wróć. Oni już są wielcy! A kiedyś będą jeszcze sławni i bogaci. Także, jeśli ktoś z Was ma fundusze, żeby w nich zainwestować, to naprawdę się nie przejedzie. Rety, jak ja bym już chciał mieć ich płytę w swojej kolekcji! Jak ja bym chciał, żeby już ją nagrali. A mają ją z czego ukręcić, bo podczas koncertu grają 14 kawałków, z których 14, to ich własne piosenki (100%, Mercedes, Mexico, Sunrise, Kasy nam brak, Save my life, Moja dusza czarna, Papa was a rolling stone, Emerytura, Wiesz jak jest, Lola biegnij, Bomby, 21 gram, Love is the best).Trochę żałuję, że nie dałem Wam znać, że wybieram się na ten koncert. Może ktoś z Was jest rybakiem, poławiaczem super talentów. Może ktoś z Was ma klub, w którym mogliby zagrać, albo organizuje koncerty i festiwale. I przyszedłby, i zobaczył, i posłuchał, i zakochał, i zaprosił do siebie? Następnym razem (o ile nie zapomnę, dam Wam cynk).Mieliśmy zostać chwilę, ale wiecie jak to jest… przychodzicie na koncert, okazuje się, że jest najlepiej i już wiecie, że zostaniecie do końca. A ten koniec wcale nie nadchodzi szybko, bo chłopaki grają takie długie piosenki, że chyba nigdy nie puszczą ich w radiu. No chyba, że w Programie Trzecim. Taaakie długie! Nie tam, bum cyk, bum cyk, trzy minuty i po piosence, oj nie…

W czasie przerwy dzieci się nudzą, zwłaszcza kiedy jest późno i daleko do domu, ale przecież nie wyjdziemy w połowie imprezy, zwłaszcza, że teraz, podczas drugiej części koncertu polecą nowe kawałki, takie jakich nie znajdziecie w internetach. Jestem wytrwały, więc czekam wytrwale.Tuż przed 22:00, z pełnymi brzuchami, chłopaki wracają na scenę, żeby zagrać nowy materiał.

Niestety nie jestem z nimi zbyt długo. Tzn. ciałem jestem do końca i na 100%, ale mój duch odpłynął już do krainy śpiochów, i tak z uszami schowanymi w słuchawkach, śpię sobie na Mamy kolanach.A chłopaki, jak gdyby nigdy nic, grają dalej. I trochę żal, że nie poczekali aż się obudzę, bo chętnie bym usłyszał kawałek „Lola biegnij”, piosenkę, która nigdy się nie kończy, najwyborniejszy ze wszystkich utworów.

Koncert kończy się o 23:00, w domu jestem tuż przed 24:00. Tym razem jednak daruję sobie jedzenie kolacji, ubieranie piżamy i mycie zębów. Mama zanosi mnie do łóżeczka, a ja kontynuuję to, co zacząłem w Starogardzie. Dobranoc.

PS A kto nie wie, lub nie pamięta, lub nie rozpoznaje, co to za Mateusz, to spieszę z wyjaśnieniem… To mój Mateusz z muzycznych zajęć w Skarszewach. Ten, z którym tak dzielnie ćwiczę granie na ukulele:


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *