Zamykamy rozdział pt. „padaczka”

Rok temu miałem mieć wizytę u mojej ulubionej pani neurolog – dr hab Mazurkiewicz. Na moje nieszczęście, kiedy ja czekałem na nią pod drzwiami, ona wcale nie czekała po ich drugiej stronie. Ja byłem, ale pani doktor nie było. Było za to zastępstwo z inną, również bardzo miłą panią doktor, która jednak nie znała ani mnie, ani mojej neurologicznej historii. Także opowiedziałem pokrótce o tym, co tam, Mama trochę dodała, resztę pani doktor doczytała w mojej kartotece i obejrzała na moim youtube, i tym sposobem, po krótkim spotkaniu, dostałem skierowanie na badanie EEG.Po co komu takie badanie? Ano po to, żeby sprawdzić, co tam siedzi w głowie. Miałem już takie jedno kilka lat temu. Nie wspominam go dobrze, a właściwie wcale nie wspominam, bo tak dawno to było. Jednak gdybym cokolwiek pamiętał, to myślę, że badanie wspominałbym źle, bo to naprawdę nic przyjemnego. Byłem wtedy okropnie zmęczony (musiałem taki być, żeby zasnąć w takich warunkach), taki zmęczony jak nigdy przedtem i nigdy potem, a jakby tego było mało, to nałożyli mi na głowę okropny czepiec z klockami wysmarowanymi zimną galaretą. Na szczęście cała ta skomplikowana operacja mnie nie zbudziła, jakby zbudziła byłoby po ptokach.

Na plus jest to, że badanie się udało (przy drugim podejściu, drugiego dnia), zapis był długi i wyraźny, i nie trzeba było go więcej powtarzać. Całe badanie przespałem, a wyniki były całkiem dobre, choć może nie idealne.

Jednak nie dlatego dostałem skierowanie EEG, że dawno mnie tu nie było i nie dlatego, że taki czepek, to ostatni krzyk mody, nie po to żeby zrobić fajne zdjęcie i nie po to, żeby się przespać na kozetce. Dostałem je dlatego, że raz na kilka miesięcy, wracają moje „spięcia” i chcemy sprawdzić, czy jest się czym martwić i co leczyć. Kto nie pamięta, o jakich spięciach mowa, to już przypominam…

Na badanie EEG przychodzę na ostatnią chwilę, tj. w dniu wizyty u dr Mazurkiewicz, 30 minut przed spotkaniem. Tym razem nie na śpiocha, tylko tak normalnie, na przytomnego, bez wybudzania w środku nocy, na leżaka, na spokojnie. Nogi i ręce rzeczywiście mam spokojne, leżą sobie grzecznie i w niczym nie przeszkadzają, ale ta głowa… głowa proszę Państwa spokojna być nie chce. Uśmiecha się, rozgląda, ciumka, mlaska, oblizuje ustka, mówi, kiwa, kręci. Generalnie jest w ciągłym ruchu. A nie powinna! Dlatego Mama, zamiast czytać mi bajkę o Kici Koci (świetna seria, mówię Wam!), przytula się do mnie i opowiada różne historie – o Fidze, o Dziadku na Majorce, o wakacjach z Babcią Asią i o moich urodzinach, które będą lada moment, przypominając od czasu do czasu, że buźka musi odpocząć, tj. nie ruszać się ani odrobinę. Idealnie nie jest, ale jakoś dajemy radę. Z głowy, przez kabelek, do komputera, wędrują moje myśli 😉Całe badanie trwa około 30 minut. Po tym czasie, pani odpina kabelki i uwalnia mnie od czepka. Wychodzimy na korytarz i czekamy na opis badania. Mamy duże szczęście, bo na opis czeka się zwykle dużo dłużej niż 15 minut, np. kilka dni albo tygodni. A my mamy to już! Od ręki, do ręki!Oczywiście wynik badania nic nam nie mówi. Ale to nic! Już za chwilę, z opisem w garści, pójdę do dr Mazurkiewicz i wszystko się wyjaśni. Tymczasem czekamy pod drzwiami. Od stycznia 2018 wizyty umawiane są na konkretne godziny, także, kto przyszedł na czas, ten długo nie musi czekać. Jednak, ponieważ nigdy nic nie wiadomo, biorę ze sobą kilka książek i Dziennik Wydarzeń. Tak na wszelki wypadek, żeby się nie nudzić, kiedy okaże się, że jest jakaś obsuwa. Obsuwy nie ma, także będąc w połowie pierwszej Basi, wchodzę do gabinetu. Tym razem, na całe moje szczęście, pani doktor jest na swoim miejscu i czeka na mnie, tak jak ja czekałem tu na nią.

Nie widziałem się z Panią doktor od pięciu lat, ale ona dobrze mnie pamięta (uwielbiam lekarzy, którzy się interesują, znają i pamiętają). Wie kim jestem i jaka jest moja neurologiczna historia. Patrzy na mnie zadowolona. Podoba jej się chłopak na jakiego wyrosłem i to, jak wiele już potrafię. Jak mówię, jak się poruszam, jaki jestem samodzielny i kumaty. Rozbieram się ze spodni, skarpet, bluzy i butów (zaraz po tym, jak uzyskuję odpowiedź na pytanie: „A dlaczego?”), i staję gotowy do badania. Ogląda mnie pani doktor, prowadząc ze mną wesołe rozmowy (np. o tym, że moja Marysia ma na imię tak samo, jak moja pani doktor, czyli bardzo ładnie), a ja z marszu ją polubiam. Naprawdę jest świetna!

Studentki też mnie oglądają, badają, dotykają, a nawet pomagają się ubrać. To ostatnie w ogóle nie jest potrzebne, bo już od kilku lat ubieram i rozbieram się sam, ale jak studentka chce pomóc, to przecież nie odmówię. Po dzisiejszym badaniu sprawy mają się tak:

  • wyniki EEG są dobre,
  • rozdział pt. „padaczka” uznajemy za zamknięty. Jupi! Juhu! Hurrra!
  • nie rzadziej niż raz na rok widzimy się na kontroli (póki co zapisałem się na 27. czerwca, bo to był najpóźniejszy termin dostępny w tym momencie),
  • zgrzytanie (bruksizm) kiedyś minie, ale zanim minie można zapytać dentystę, czy ma możliwość zrobienia wkładki międzyzębowej (a to mi przypomina o tym, że najwyższa pora, udać się na kontrolę do dr Emerich),
  • wiem już gdzie chodzić na pobranie krwi, żeby nie mieć tak zmaltretowanej ręki, jak wczoraj. U mnie żył w ogóle nie widać, a to duży problem dla pielęgniarki, a dla mnie jeszcze większy. Pielęgniarka wbija igłę, a potem szuka po omacku żyły. To z kolei okropnie boli. Ale wyobraźcie sobie, że są takie cudowne lampy, które świecąc na rękę, pokazują gdzie żyły się chowają i nie trzeba już ich szukać na oślep. Po prostu je widać, tak jak u każdego człowieka. Od tej pory będę kłuty (nie licząc szczepień, które uwielbiam), właśnie pod taką cudowną żarówą.

Są rzeczy, o których zapomniałem opowiedzieć pani doktor, ale może nie zapomnę przy najbliższej wizycie. W razie czego, możecie mi przypomnieć, że:

  • od kilku miesięcy gryzę paluszki. Niestety nie solone, a swoje własne.
  • tak jak spałem, jako malec, tak śpię i teraz, z głową tak wygiętą do tyłu, jakbym chciał zrobić fokę. Mamę boli kark od samego patrzenia.

Nadszedł Nowy Rok, a wraz z nim czas rozliczania się z Urzędem Skarbowym. Pamiętajcie proszę o mnie wypełniając Wasze PITy. Dzięki! :*

Aby sprezentować mi 1% podatku wypełnij formularz PIT:
Numer KRS: 0000037904
Wnioskowana kwota: Kwota 1% obliczonego podatku (zaokrąglona)
Cel szczegółowy 1%: 19237 Bachnik Stanisław


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *