Z „krombkami” też mi smakuje

Śniadanie. Mama jak zwykle chciałaby mnie przechytrzyć, ale tym razem, to ja przechytrzam ją. Odkąd zjadłem cały truskawkowy Bio Jogurt Milbone, Mama nie chce już go mieszać z Jogobellą, żeby nie było mi za łatwo. Ale żeby nie było za trudno, żebym nie odmówił zjedzenia śniadania, żebym się nie smucił i nie stresował, i szybko pojechał do przedszkola, Mama wkłada na dno miseczki jogurt Milbone, a na wierzch, na dobry start – Jogobellę. Dostaję i zajadam nie wietrząc postępu.Łyżeczkę zanurzam raz bardziej, raz mniej, także mimo, że jogurty nie były ze sobą zmieszane, jem obydwa naraz. Jednak, kiedy większość Jogobelli jest już zjedzona, a większość Milbone, nadal jest w miseczce, kiedy smak tego, co trafia na łyżeczce do buzi, faktycznie się zmienia, wstaję od stołu i mówię, że już się najadłem. To jedna z tych decyzji, które mogę podejmować. Czy jem i ile jem.W przedszkolu bez zmian. Mieszam, ugniatam i dobrze się bawię, ale niestety niczego (oprócz banana i naleśników ze słoika) nie jem. Początkowy entuzjazm Rodziców, powoli opada, a radość zamienia się w smuteczek.

W drodze powrotnej zjadam dwa duże banany. Cieszę się bardzo, że Mama nie zabrała dla mnie małych, tylko te, do których mam pełne zaufanie.

Zamiast do domu, jedziemy do szkoły Antosia, na Dzień Rodziny. Marysia od razu bierze się za jedzenie arbuzów, gofrów i kiełbasy. Ja się tylko przyglądam. Ponieważ pogoda jest niepewna festyn odbywa się na terenie szkoły (tylko grill jest na zewnątrz). Nie ma więc dmuchańców, koników, ani innych wspaniałych atrakcji, na które liczyłem. Za to są liczne stragany, na których można wyhaczyć książki i zabawki, które nie są już nikomu potrzebne, a których zakup wesprze szkolną radę rodziców. Pora wracać do domu. Wychodząc ze szkoły, przymierzam najwspanialszy ze wszystkich kapeluszy, jakie widziałem w życiu. To oryginalne nakrycie głowy, z ptasim gniazdem na szczycie, zrobiły dzieci z Antosia klasy w ramach konkursu ekologicznego. Mam nadzieję, że wygrają!Po całym dniu, jestem już bardzo zmęczony. Proszę Mamę o kaszkę „gęstą najlepszą” i siadam do stołu. Kiepsko nam dziś szło to rozszerzanie diety. Jogurtu Milbone zjadłem niewiele, małych bananów wcale, obiadku w przedszkolu nie tknąłem, cebuli nie ugryzłem. Żeby nie kończyć dnia bez sukcesu, Mama przyrządza mi specjalną wersję kaszki. Do koziego mleka wsypuje 2/3 porcji owsianki Bobovita i 1/3 porcji kaszki „7 ziaren” Bobovita. „7 ziaren” kiedyś jadłem, ale w którymś tam momencie odstęp między poprzednią, a kolejną był zbyt długi i kaszka wypadła z gry. Wypadła i automatycznie zrobiła się obca, niebezpieczna i nieakceptowana. Głównie ze względu na swój wygląd. Owsianka ma jednolity kolor, prawie biały. w kaszce „7 ziaren” są jakieś ciemne okruchy – „krombki”. Żebym przypadkiem ich nie dostrzegł w swojej mieszance, Mama zasłania w kuchni rolety. Nie jest ciemno, ale nie jest też tak zupełnie jasno. Zajadam więc moją kolację jak gdyby nigdy nic, a nawet mówię, że „bardzo dobra kaszka”.Skoro już mi posmakowała, to Mama odsłania okna… i w tym momencie, zauważam w mojej misce „krombki”! Wołam Mamę, pokazuję i mówię, że nie lubię kaszki z „krombkami”. Mama jednak przypomina mi, że przed chwilą mówiłem, że kaszka jest bardzo dobra, a cała jest taka sama, cała pełna „krombków”. Zastanawiam się przez chwilę, po czym się z nią zgadzam. Kaszka z „krombkami” też jest smaczna.

Po kolacji chwytam jeszcze cytrynę, ale tym razem nie będzie niespodzianek. Żadnego gryzienia i lizania. Zaczęło się na dotykaniu i na dotykaniu się kończy.


Wpis “Z „krombkami” też mi smakuje” został skomentowany 2 razy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *