Zmiana naczyń, to trudna sprawa

Po weekendzie pełnym wrażeń, przyszedł czas na spokojny poniedziałek. Na śniadanie jem jogurcik. Niestety nikt nie pamięta jaki i z jakich składników. Za to wszyscy pamiętają z jakiego naczynia. Z różowej, plastikowej miseczki z IKEA.Okazuje się, że zmiana misek, z których zajadam swoje posiłki, to problem nie tylko dla mnie. Mama od kilku dni przymierza się do nałożenia mojego jogurtu, obiadku, czy kaszki do niewłaściwego (czyli innego niż do tej pory) naczynia, ale obawiając się mojego oporu, nie może się przełamać. Tym sposobem jem tak jak jadłem:

  • śniadania z kolorowych miseczek z IKEA,
  • obiadek z czarnej miski z oczami z IKEA lub z turkusowej miski Tommie Tippie,
  • kaszkę z żółtej miseczki Tommie Tippie,
  • naleśniki prosto ze słoika,
  • serki prosto z pojemnika.

Wiem, wiem, każdy z Was ma swój ulubiony kubek do kawy, ulubiony kubek do herbaty i ulubiony kubek do kakao. Moja Mama też. Jednak podejrzewam, że żadne z Was nie odmawia picia z innego kubka niż ten ulubiony i żadne z Was nie reaguje płaczem na widok kawy w kubku do herbaty. Dla mnie, to niestety kolejny wielki problem, który małymi kroczkami, będziemy próbowali wyeliminować.

Do przedszkola standardowo zabieram naleśniki i banana. Kiedy dzieci dostają swój przedszkolny obiad, ja dostaję swój. Mimo wsparcia i zaangażowania moich pań, niestety niczego nie zjadam. Za to nadal chętnie mieszam, kroję, gniotę i nakładam. Niezjedzony obiad zabieram do domu, gdzie po powrocie z pracy, zjada go mój Tata.Z przedszkola odbiera nas Mama. Zamiast do domu, jedziemy do Babci Asi, odebrać oscypka i kozi ser, które przywiozła nam z gór. Kolejnym punktem w naszym planie dnia jest odwiedzenie Tesi. Jedzie się tam z 15, może 20 minut. Mania, przez całą drogę zajada się kozim serem. Bardzo mnie interesuje to dziwne zjawisko. Proszę Mamę, żeby ukroiła też kawałek dla mnie, żebym mógł go podotykać. Trzymam plaster chwilę w rączce, po czym bez wąchania, bez lizania i bez gryzienia, oddaję go Marysi.U Tesi, jak to u Tesi, jest świetna zabawa. Czekając aż wróci z kolacji, ganiamy z Marysią po podwórku, bawimy się w berka cukinię, „onse madonse flore” i w chowanego. Wspinamy się po murkach i biegamy. Tesia miała zjeść, a tymczasem przynosi kanapki dla nas. Mania z ochotą zajada te z dżemem, a Mama z nieco mniejszą ochotą, kończy wszystkie te, których nikt nie chciał. Tesia czasem zapomina, że ja nie jadam takich rzeczy, także podsuwa mi kanapki pod nos, myśląc, że zaraz dziabnę. Mówię Tesi, że „nie mam ochoty”, albo że „zjem później”. Mama się zastanawia, kiedy ta ochota przyjdzie, kiedy będzie to oczekiwane przez wszystkich „później”. Powiem Wam kiedy… później!Po powrocie do domu, mam wielką ochotę na żółty obiadek Bobovita. Niestety, okazuje się, że wszystkie już wyszły, także zamiast „indyka z kluseczkami i warzywami”, zjadam dwie porcje kaszki. Pierwszą owsiankę z „krombkami” na kozim mleku, a drugą owsiankę z „krombkami” na mleku krowim, prosto od krowy naszego sąsiada rolnika. W tym czasie, pozostali domownicy jedzą na obiadokolację pyszne spaghetti przygotowane przez Tatę. Ja nie mam ochoty wąchać, ani tym bardziej próbować, za to chętnie serwuję dokładki.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *