Wiem, wiem. Znów zaległości. Ale zaległości w pisaniu o moim życiu to i tak pikuś w porównaniu z zaległościami w odpowiadaniu na facebookowe wiadomości i maile. Bardzo Was za to przepraszam, każdy z Was na pewno otrzyma swoją odpowiedź… ja po prostu się nie wyrabiam!
A teraz o wtorku…
Jak to we wtorek, odwożę Antosia do przedszkola i mknę z Mamą do Skarszew.Muzyka z p. Mateuszem, przerwa, zajęcia logopedyczno-pedagogiczne z p. Magdą, zajęcia psychologiczne z p. Kasią, przerwa i zajęcia logopedyczno-pedagogiczne z p. Patrycją. Z ostatnich zajęć nie mam zdjęć, bo fotograf (czyt. Mama) idzie z Ciocią Dorotką wygrzewać się w słońcu. Za to mogę się Wam pochwalić, że na zajęciach z p. Patrycją zaczynam mówić nowe słowo, strasznie trudne… „deszcz”. P. Patrycja puszcza mi z płyty różne odgłosy – wiatr, traktor, no i deszcz też. Chce mnie nauczyć, żebym mówił „kap, kap”, a ja co? A ja „deszcz”, nie będę się rozdrabniał 😉
Nie wiem jak tam u Was, ale w Gdańsku strasznie zimno. Mimo tego wieczorem śmigamy jeszcze na plac zabaw. Trzeba korzystać z pogody, nawet jak jej nie ma.
Środę…
…mam prawie wolną. Tata i Antoś podrzucają mnie i Mamę do OWI na spotkanie z psychologiem i tyle. Teraz mogę już odpoczywać. W planach miałem jeszcze zajęcia z Magdą, ale Magda jest chora, więc przepadło. Żeby wykorzystać, że dzisiaj już nic nie muszę przed południem jadę z Mamą do Cioci Gosi. Zasypiam w drodze powrotnej, kontynuuję w domu i tak śpię, i śpię, że ledwo zdążamy po Antosia do przedszkola. Tzn. zdążylibyśmy całkiem nieźle, gdyby nie moje grymasy przy jedzeniu, a potem niekończący się atak płaczu. Ale już wyjaśniam… po pierwsze ząbkuję, po drugie jestem dwulatkiem. Dziękuję, brawa, kurtyna, bis 😉 Odbieramy Antosia tuż przed 17:00, Tatę tuż po 17:00 i pędzimy do domu, ale tylko na chwilę. Dzisiaj naprawdę jest ciepło i przyjemnie, więc mimo, że jest już po 18:00 (zwykle o tej porze zaczynam szykować się do spania – kąpię, jem kolację itp.) jedziemy na plażę. Hurrra! Hurrra! Jak wspaniale! Mała rzecz, a cieszy 😀
Wracamy w porze, w której zwykle śpię, ale wcale nie jestem śpiący, nikt nie jest.
No i czwartek
Dzisiaj to już w ogóle nie mam żadnych obowiązków. Miałem uczyć się z Magdą czytania po Krakowsku, ale Magdy nie ma, więc i ja mam wolne. Co by tu zrobić? Już wiem! Pojadę z Mamą do zoo! O! Pierwszy etap wycieczki przesypiam…
Mama wyjątkowo cieszy się z mojej krótkiej drzemki. Szkoda by było żebym przespał cały spacer. Budzę się w samą porę żeby zobaczyć jak sarenki (czy coś) jedzą swój obiad.
A na koniec mojej wizyty w zoo jedna odsłona powagi i cztery odsłony radości.
Z zoo uciekamy w samą porę, zaczyna grzmieć i padać coraz mocniej. Ufff, udało się 🙂 A z zoo wcale nie wracam do domu, zamiast tego jadę odwiedzić Ciocię Dagę, w której zakochuję się od pierwszego wejrzenia. Ledwo co zasnąłem w drodze, ledwo co się obudziłem po przyjeździe,ledwo co Ciocię nową ujrzałem, to już ręce do niej wystawiam żeby się poprzytulać. I tak mi już zostało 🙂
Ah, a po Antosia nie muszę się dziś spieszyć, bo uwaga, uwaga… dzisiaj w przedszkolu jest zielona noc i mój dzielny Brat, razem z innymi dzielnymi czterolatkami zostaje na noc w przedszkolu. Ale zuch!
PS Kurczę, kurczę… dziś są moje imieniny! Tylko Prababcia Tesia pamięta!