Skończył się dwutygodniowy turnus w Skarszewach, skończył się dwudniowy weekend i znów trzeba iść do pracy. Ale o tym za chwilę.
Już prawie pół roku śmigam w dzień bez pieluszki, ale w nocy… zwykle ciężko mi było powstrzymać się od siusiania. Zdarzały się co prawda pojedyncze noce, a nawet kilka nocy pod rząd zakończonych pobudką z suchą pieluchą, ale od dłuższego czasu nic takiego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie… budziłem się z tak mokrą pieluchą, że można ją było wyżymać, ale… od pięciu dni wstaję co ranek z suchą pieluchą i pierwsze, co robię, to siadam na nocnik… czasem nawet sam, zanim wstaną Rodzice. A to dlatego, że od czterech dni mam nowe, prawie dorosłe łózko i sam mogę decydować o tym, kiedy do niego wchodzę i kiedy z niego wychodzę. Ponieważ pięć ostatnich nocy było suchych, a na dworze jest niemiłosiernie gorąco (tak że nikt w pieluszce spać nie chce), wczoraj Rodzice podjęli decyzję: „Fistaszek idzie spać bez pieluchy!”. Dla mnie bomba! Po 1283 nocach spędzonych z pieluchą na pupie, czas na zmiany! Wykąpałem się, zjadłem kolację, umyłem ząbki, zrobiłem siusiu na nocnik, naciągnąłem piżamę, umyłem ręce i poszedłem spać, a rano… zbudziłem się w suchej pościeli, za to z pełnym pęcherzem. Usiadłem na łóżku i zanim wystartowałem do nocnika, popuściłem trochę w portki, ale tylko trochę i dopiero rano, więc się nie liczy. Resztę zrobiłem już do nocnika. Brawa! Fanfary! Kurtyna. Dziękuję za uznanie 😉
Tak się jakoś niefortunnie złożyło, że urodziłem się z dodatkowym chromosomem, a co za tym idzie z pewnymi ograniczeniami i trudnościami, które staram się przezwyciężyć. Samo się nie zrobi, więc żeby było dobrze, żeby trudne stało się łatwe, a niemożliwe – możliwe, muszę dużo pracować. Nawet w wakacje! A przecież każdy wie, że wakacje służą głównie do tego, żeby leżeć plackiem i nic nie robić, chodzić na plażę i kąpać się w morzu, jeździć do lasu i zbierać jagody, chodzić do zoo i podziwiać zwierzaki, odwiedzać Babcię Asię i Babcię Bożenkę, i świetnie się bawić. I na to ostatnie liczyłem dziś rano. Wsiadamy wszyscy do auta i ruszamy w znaną mi trasę. Od razu ją rozpoznaję i mówię „do babci, windą”, czyli że jadę do Babci Bożenki, która mieszka w bloku, w którym jest winda. Dużo się nie pomyliłem… rzeczywiście jedziemy do Babci… tyle, że Babcia nie jest dla mnie. Bierze Antosia, a ze mną się wita i zaraz żegna. Zamiast iść się bawić, idę się uczyć. Zamiast do Babci, na IV Warsztaty Rozwoju Mowy. Eh, co za życie. Jest mi okropnie smutno, źle i szaro, i płaczę całą drogę na zajęcia. Uspokajam się dopiero na miejscu.
A teraz o turnusie… Kiedy zaczynał się poprzedni maraton z Metodą Krakowską i z Numiconem, byłem bardzo, ale to bardzo niechętny do pracy. Broiłem, uciekałem, udawałem że nic nie wiem, nic nie słyszę. A teraz… zaczęło się bombastycznie! Potrzebuję trochę czasu na to, żeby się rozkręcić, zacząć mówić i wykonywać polecenia, to fakt, ale za to jestem super grzeczny. Nie popisuję się (no może troszkę), nie krzyczę i nie uciekam. A w czasie przerw po grupowych zajęciach (podczas których pilnuje mnie wolontariuszka Ania), samodzielnie zjadam drugie i trzecie śniadanie, i nawet do głowy mi nie przychodzi, że ktoś miałby mnie nakarmić. Jestem już duży! Potrafię sam!
Pierwsze zajęcia mam z Luizą i chociaż trochę czasu musi upłynąć zanim się otworzę, zacznę mówić i pracować, to i tak jest o niebo lepiej niż na pierwszych zajęciach w lipcu.
- Zaczynamy od układania prostej sekwencji… kaczka, królik, kaczka, królik…
- …a potem Luiza mówi żebym zamknął oczy i w tym czasie zabiera element mojego wierszyka.
- Moim zadaniem jest załatanie dziury odpowiednim obrazkiem.
- Drugie zadanie związane jest z ćwiczeniem funkcji wzrokowych – muszę znaleźć różnicę między tymi głowami…
- …tymi jabłkami…
- …tymi rybkami…
- …i tymi łąkami.
- Trzecie zadanie polega na opowiedzeniu, co znajduje się na obrazkach, a potem (kiedy Luiza zrobi bałagan) na ułożeniu ich w odpowiedniej kolejności.
- Czwarte zadanie, to czytanie sylabek…
- …a piąte to łączenie ze sobą odpowiednich baloników, czyli m.in. grafopercepcja.
- Szóste zadanie to wykluczanie ze zbioru i ćwiczenie obrotów.
- Muszę zobaczyć, który element nie pasuje…
- …i obrócić go tak, żeby pasował.
- Ostatnie zadanie to ćwiczenie pamięci słuchowej…
- …podczas ubierania Szymona.
Ubieranie Szymona jest najfajniejszym ze wszystkich zadań. Nie dość, że sprawia mi dużą przyjemność, to zupełnie nieświadomie ćwiczę pamięć słuchową. Luiza mówi mi, co ma ubrać Szymon, np. spodnie i bluzka, kurtka i buty, czapka i szalik (od razu komentuję ten strój słowami „na spacer”), a ja go ubieram nakładając odpowiednie części garderoby w odpowiedniej kolejności, na odpowiednie miejsca. A potem, kiedy Luiza chowa wszystkie ubrania do worka, pokazuję na jego majty i mówię „gacie” 🙂
Na zabawach grupowych jestem sam, tzn. z Anią i z Olą (czyli z dwoma wolontariuszkami, które dzisiaj się mną opiekują), a zaraz po nich, kiedy zaczyna się przerwa, pędzę do Mamy na naleśniki.
Po jednych zajęciach indywidualnych i jednych grupowych, czas na spotkanie z Edytą. Podczas pierwszych Warsztatów Rozwoju Mowy, słuchałem z nią płyt, więc i dzisiaj jestem nastawiony na słuchanie. A tymczasem guzik. Na tym turnusie ktoś inny będzie mi puszczał programy słuchowe, a z Edytą będę robił takie ćwiczenia, jak z Luizą, Magdą, Gosią, czy Sonią, czyli ćwiczenie pamięci, układanie sekwencji, dostrzeganie relacji między obrazkami itp.
- Zaczynamy od ćwiczenia pamięci wzrokowej.
- Edyta pokazuje mi dwa obrazki, a ja muszę je zapamiętać i dołożyć takie same.
- Tutaj też ćwiczmy pamięć wzrokową.
- Tak jak u Luizy, układamy sekwencje…
- …i tak jak u Luizy, muszę dołożyć element, który się zgubił.
- Czwarte zadanie, to składanie obrazka z czterech elementów…
- …a piąte, to dopasowywanie do siebie odpowiednich kaczek.
- Teraz, razem z Edytą czytam sylabki z pierwszego paradygmatu…
- …a potem je sprzątam, czyli podaję te, o które prosi Edyta.
- Kolejne zadanie, to budowanie zdań przy wykorzystaniu obrazków, np. Lala je jajo.
- Ósme zadanie to dopasowywanie do siebie odpowiednich obrazków…
- …a dziewiąte, polega na wciśnięciu pinezek w odpowiednie miejsca na mojej tablicy.
- Na koniec, próbuję je wydłubać, ćwicząc przy tym moje paluszki.
Na muzyce ładuję baterie i pełen energii wracam do Mamy. Zjadam trzecie śniadanie i wędruję na ostatnie już dzisiaj zajęcia. Powoli robię się zmęczony i momentami nie ogarniam tego, co mówi do mnie Sonia.
- Sonia wie, że bardzo lubię ananasy, więc daje mi jednego do pokolorowania…
- …ale potem wszystko psuje, wpisując w niego sylabki 😉
- Do pociągu wsiadają zwierzaki. To łatwe, muszę ułożyć tak, jak Sonia.
- Teraz jest już trudniej. Każdemu zwierzakowi muszę dostarczyć odpowiednią przesyłkę w odpowiednie miejsce.
- Ćwiczę funkcje motoryczne i kręcę odpowiednim kluczem w odpowiedniej dziurce.
- Tyleee kluczy, a ja wśród tego tłumu muszę znaleźć taki sam, jak ten, który trzymam w rączce.
- U Edyty dopasowywałem kolorystycznie kaczki, a u Soni półkola.
- Teraz to jest zabawa… ulepimy dziś bałwana…
- A teraz już nie… czas na budowanie zdań. „Tata je chleb.”
- Tata patrzy, ja wykreślam to, co nie pasuje.
- Kolejne zadanie to dopasowanie futerka do jego właściciela.
- Teraz ćwiczymy fleksję.
- Na koniec układam wzór, taki jak Sonia…
- …i sprzątam nawlekając klocki na sznurek.
Wracamy do domu. Wreszcie wolne! Zjadam obiadek i idę spać. I tak sobie smacznie śpię ponad dwie godziny, a tymczasem Mama ma chwilę luzu i odpoczywa w drugim pokoju. O 17:12 wynurzam się zza zamkniętych drzwi od mojego pokoju i zjawiam się u Mamy z pełnym nocnikiem w garści i z suchymi gatkami na wysokości kolan. Tadam!
Chwilę później wraca Tata i naprawiamy to, co zepsuło się rano. Jedziemy do Babci! Najpierw do Babci Bożenki, a potem do Babci Asi. Hurrra!
Do domu wracamy po 21:00. Myję zęby, robię siusiu i wskakuję do łóżka. Bez pieluchy.
Drugi poranek bez pieluchy i drugi dzień warsztatów
Jednym z powodów, dla których Rodzice zwlekali ze zmianą mojego dzidziusiowego łóżeczka, na łóżko dziecięce był fakt, że kiedy śpię, to strasznie się kręcę. No i dzisiaj w nocy tak się rozkręciłem, że (już po raz drugi) wypadłem na poduchy, które czekały na mnie na podłodze. Ale tym razem wcale się nie zbudziłem i dalej sobie smacznie spałem. W nocy był u mnie Tata, zauważył moje położenie, przeniósł mnie z powrotem do mojego nowego, dużego łóżka i poszedł spać. Nie zbudziło mnie spadanie, nie zbudziło lądowanie, nie zbudziło przekładanie, ale… o 6:30 budzi mnie potrzeba skorzystania z nocnika. Wychodzę więc z łóżka, zdejmuję portki od piżamy, siadam na nocnik i siusiam. A potem idę obudzić Rodziców, oczywiście z nocnikiem w garści. Druga sucha noc bez pieluchy, szósta sucha noc w nowym łóżku, siódma sucha noc pod rząd. Brawa! Fanfary! Kurtyna. Dziękuję za uznanie 😉
Dzisiaj na turnus idę z Tatą. Mama nas tylko odwozi. Po drodze podaję „tytuły” piosenek, których chciałbym posłuchać… „bęben” („Do rana”, Mesajah) – nie ma, jest w domu, „odnajdą” („Szukając szczęścia”, Mesajah) – nie ma, jest w domu. To może chociaż „dziś” („Mistrz”, KaCeZet)? Jest! Hurrra! I tak mnie ta muzyka nastraja koncertowo, że zaraz zaczynam wołać Mamę:
- Ja – „Mama! Celcie!”
- Mama – „Zdjęcie?”
- Ja – „Nie! Mama! Na celcie!”
- Mama – „Na koncercie?”
- Ja – „Tak”!
- Mama – „Chcesz iść na koncert?”
- Ja – „Tak!”
- Mama – „A na jaki koncert byś poszedł?”
- Ja – …
- Mama – „Może na KaCeZet’a?”
- Ja – „Tak… Mateusza!” (KaCeZet też być może, ale jednak nie ma to jak mój pan Mateusz, jego gitara i jego kapelusz).
My wysiadamy, a Mama jedzie zobaczyć, co tam słychać u Marysi. A u Marysi wszystko spoko. Leży sobie głową w dół (to dopiero musi być niewygodna pozycja do spania!) i czeka na to, co wkrótce nadejdzie… za jakieś 44 dni. Jest już wielka jak słoń (albo jak kurczak) i waży ok 1884g.
Mania w brzuchu, Antoś u Babci, a ja się uczę. Pierwsze zajęcia mam z Ewą. A co robimy?
- układamy układanki lewopółkulowe,
- czytamy sylabki z pierwszego paradygmatu,
- podpisujemy sylabki sylabkami,
- ćwiczymy fleksję,
- ćwiczymy pamięć wzrokową,
- budujemy zdania,
- układamy sekwencje.
Ewka to w ogóle jest udana. Świetnie sobie radzi z moim udawaniem, że śpię i zaczyna udawać, że mnie szuka. A w ogóle to wpadła mi w oko i co chwilę łapię ją za kolano. Ewa chichocze i gra niedostępną, a mnie to strasznie bawi, więc śmieję się w głos i łapię ją dalej. No ubaw po pachy!
Na przerwie po drugich zajęciach (indywidualnych z Ewą i grupowych z Kasią), razem z moim kumplem Adasiem, zajadamy drugie śniadanko i zbieramy siły do dalszej pracy.Czas na zajęcia z Justyną i programy słuchowe…
- Zaczynam od słuchania płyty z serii „Słucham i uczę się mówić”.
- A później ćwiczę rączki i doskonalę swoją wyobraźnię składając puzzle z domkiem…
- …i z samochodem (tak go właśnie nazwałem! Już nie „auto”, a „samochód”).
- A ku ku!
- Sprzątanie po sobie, to także sposób na usprawnianie rączek.
- Od kota do trawy… sam!
- Tak szybko połączyłem kropki, że Mama nie zdążyła wcisnąć spustu 😉
- Czas na drugą płytę – Sylaby i czasowniki. Liczba mnoga.
- A na koniec zaprowadzam zwierzaki do jedzenia (że niby jeż je jabłka?!).
Po grupowej muzyce i po przerwie z serkiem waniliowym, czas na zajęcia z kimś kogo dobrze znam, czyli z moją pierwszą terapeutką Metody Krakowskiej – Magdą nr 1. Zaczynamy od garów. Magda wyjmuje kolorowe kubki, talerze, łyżki i widelce. Sprawdza, czy wiem, co to jest i jaki ma kolor. Magda pyta, a ja próbuję odpowiadać, chociaż wcale nie idzie mi łatwo. Jestem już zmęczony, za oknem gra rozpraszająca muzyka, a do tego jest strasznie gorąco.
- Magda pyta, a ja odpowiadam…
- …a czasami nawet pokazuję.
- Wszystkie naczynia są już przed nami.
- Czas na pierwsze polecenie – „Daj żółty kubek”.
- A proszę bardzo… 🙂
- Po tych łatwiejszych, czas na trudniejsze – „Połóż żółtą łyżkę na żółtym talerzu”.
Po naczyniach, czas na drugie zadanie. Magda rozkłada przede mną 3 tabliczki z pomieszczeniami – łazienkę, kuchnię i pokój dziecięcy. Wszystko nazywamy i przypatrujemy się uważnie, bo zaraz do tych pomieszczeń, będziemy dopasowywać odpowiednie przedmioty…
Kolejne zadanie to sekwencje, ale nieco inne niż do tej pory. Zamiast układać klocki na zmianę – niebieski, różowy, niebieski, różowy… układamy tak… niebieski, niebieski, różowy, niebieski, niebieski, różowy. Niezły kosmos! Nie ogarniam! Magda układa, żaba podpowiada, a ja próbuję kopiować.Na koniec ćwiczymy pamięć wzrokową, obroty i budowanie zdań…
Dzisiaj kończę o 13:00. Wracamy do domu, zjadam banana, robię siusiu i idę spać. Wstaję o 16:00 i tak jak wczoraj po południu i dzisiaj rano… sam wysadzam się na nocnik, robię siusiu i z gatkami na wysokości kolan wędruję do Mamy. Brawa! Fanfary! Kurtyna. Dziękuję za uznanie 😉
Oj Staszku jesteś rozkoszny! Mam nadzieje że moja Maja będzie też taka dzielna w Twoim wieku. urodziliście się tego samego dnia tylko 3 lata później niż Staś. Brawa famfary i wszystkiego dobrego
Poznałam Staszka na tych Warsztatach i jest to niesamowite, jaki jest chłonny wiedzy, radosny, a ja chciałam dodatkowo wspomnieć, iż Pani Karolina (która niedługo rodzi!!!) jest ze Staszkiem w każdej minucie i widać ogromne poświęcenie i Jej Miłość do Dzieci. Pozdrawiam i trzymamy kciuki za WSZYSTKO, na co zasługujecie.