24. lipca
Dzisiaj wyjątkowo mam zajęciach w Skarszewach. Jadę specjalnie żeby zobaczyć super nowość na zajęciach muzycznych – zamiast śpiewu i gitary keybord, na którym gra siostra p. Mateusza – Oliwia, saksofon i flet poprzeczny, na którym gra Amelka – córka p. Agnieszki oraz saksofon i klarnet, na których gra p. Mateusz.
Przy okazji obecności w Skarszewach załapałem się też na hydroterapię…
zajęcia pedagogiczne z p. Kasią…
…i Wiejski Zakątek…
A jeszcze mała anegdotka z dzisiejszego życia domowego…
25. lipca, czyli rejs statkiem po Zatoce Bałtyckiej i Festiwal Globaltica
Dzisiaj mam prawdziwe wakacje. Zmęczyłem się jak nigdy! Ale nie ćwiczeniami, nie czytaniem, nie układaniem puzzli, nie nauką kolorów, tylko atrakcjami. Mam ich tyle, że ledwo nadążam.
Pierwszą atrakcją dnia dzisiejszego jest wycieczka do Sopotu razem z moimi Przyjaciółmi z ośrodka w Skarszewach. Oni z daleka przyjechali autokarem, a ja z bliska (bo z Gdańska) przyjechałem samochodem. Umówieni jesteśmy przy molo o 9:45, ale przyjeżdżam spóźniony. Od razu zaznaczam, że to nie moja wina, chociaż Tata twierdzi inaczej. Mama schodzi do samochodu z Antosiem i torbą nr 1. Ja schodzę z Tatą i z torbą nr 2. Wiercę się i wyrywam, bo chcę być samodzielny. Torba Tacie spada, słoiki z jedzeniem się tłuką, torba jest cała upaprana. Tata zwala winę na mnie, choć każdy wie, że wina leży po jego stronie. Każdy sąd by mnie uniewinnił. Tata zabiera torbę i czyści, i pakuje na nowo, a my czekamy w samochodzie. Czasu coraz mniej, na pewno się spóźnimy. Parkujemy samochód przy głównej ulicy i dalej ruszamy piechotką. Do dworca, pod tunelem i do Monciaka. A dalej już prosto w dół aż do Mola. Tam spotykamy się z Matim, Ciocią Magdą i Wujkiem Robertem. Skarszewskiej wycieczki jeszcze nie ma. Ale gdy tylko się pojawia razem ruszamy na Molo. Stamtąd wypłyniemy zaraz w mój pierwszy w życiu rejs. Mamy płynąć Statkiem Piratem.
Czekamy i czekamy, a statku jak nie było, tak nie ma. Pani Agnieszka dzwoni i dzwoni, i w końcu się okazuje, że nasz statek widmo miał niby awarię. Ile w tym prawdy nie wiadomo. W każdym razie nikt nas wcześniej nie uprzedził, a przecież nie można tak dzieci robić w bambuko! Wszyscy na ten rejs czekali, wszyscy specjalnie na niego tu przyjechali i wszyscy po to weszli na Molo, żeby się nim przepłynąć. A tu się okazuje, że statku pirackiego nie będzie i naszego rejsu po Zatoce też nie. Zmęczeni i niezadowoleni schodzimy z Mola i idziemy na plac zabaw, a p. Agnieszka próbuje w tym czasie znaleźć dla nas inną atrakcję. Ja się wyłączam i zasypiam.
Budzę się, kiedy wracamy na Molo. Za długo nie pospałem, ale zawsze coś. Czy to z niewyspania, czy to ze stresu… nie wiadomo, w każdym razie na pokładzie naszego statku nie czuję się zbyt pewnie. Wklejam się w Mamę i co jakiś czas popłakuję sobie cichutko. Na szczęście jest ze mną Antoś, który mnie przytula i dodaje odwagi. Powoli rejs zaczyna mi się podobać.
Gdybyśmy popłynęli Statkiem Pirackim, to wycieczka zaczęłaby się i skończyła w Sopocie. Z przyczyn od nas niezależnych popłynęliśmy innym statkiem w inną trasę i zamiast w Sopocie, wysiadamy w Gdańsku.A stąd musimy wrócić z powrotem do Sopotu, bo tam został nasz samochód. Czeka więc na mnie kolejna atrakcja – podróż SKMką! Mamy lekki problem z dostaniem się na peron, bo winda oczywiście nie działa, a podjazdów dla wózków brak. Nie żebym lubił narzekać, ale znając coraz więcej osób poruszających się na wózkach, coraz bardziej mnie to irytuje…, bo jakby taka Pati, Kasia, Kuba, czy Sławek (z Warsztatów Terapii Zajęciowych w Skarszewach) chcieli przyjechać do Gdańska, to mieliby duży problem zarówno z dostaniem się na peron, jak i z dostaniem się do SKMki (między peronem, a pociągiem jest przepaść!). No i mówię Wam jest ekstra! Jeszcze lepiej niż na statku! Za oknem piękne widoki, w środku wygodne kanapy, no i mnóstwo fajnych ludzi, których można pozaczepiać. A najważniejszy znowu jest Antoś, który mnie przytula, wyznaje miłość i zachwyca się kiedy zaczynam mówić „ciu ciu” podczas jazdy pociągu. Nikt mnie tak chyba nie docenia jak on! 🙂
We Wrzeszczu dosiada się do nas Tata i razem mkniemy do celu. Wysiadamy w Sopocie, działającą windą zjeżdżamy z peronu, idziemy do samochodu i razem jedziemy do Gdyni na Festiwal Globaltica. To już drugi festiwal, na który pojechałem z Rodzicami w tym roku. Pierwszy – Letnie Falowanie – był we Wielu.
Mieliśmy zacząć od Warsztatów Muzycznych, ale źle nas pokierowali i wylądowaliśmy na warsztatach ceramicznych prowadzonych przez pracownię Kameleon.
Też jest fajnie, więc Rodzice nawet nie próbują nas stąd zabierać. No i dzięki temu spotykam swoją fankę, która rozpoznaje i zagaduje naszą rodzinkę 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Powoli szykujemy się do pierwszego koncertu, deszcz powoli zaczyna padać, a ja zawieram nowe znajomości.
Tymczasem na scenie pojawia się pierwszy zespół – kapela o wdzięcznej nazwie „Same suki” (nazwa zespołu pochodzi on nazwy instrumentu – suki biłgorajskiej). Deszcz przestaje padać, więc pojawia się szansa na brykanie pod sceną.
Znacie grę „Gdzie jest Wally?” polegającą na wyszukiwaniu chłopaka w czapce, okularach i bluzce w paski? Tak samo możecie pobawić się w wyszukiwanie mnie podczas koncertów 🙂
Kolejny koncert rozpoczyna grupa Balkan Khans z Bułgarii…
Jako trzecia pojawia się na scenie Azam Ali & Niyaz z Iranu, ale ten koncert „oglądam” już z wózka. Jest po 22:00, pora spać.
Ostatni koncert zaplanowany na dzisiaj to pełna energii grupa z Sierra Leone – Sierra Leone’s Refugee All Stars. Szkoda, że śpię.
Do domu wracamy ok. 2:00 i śpimy dalej 🙂 A jutro drugi dzień Festiwalu Globaltica.