Czytanie sylab, a po nim… najważniejszy spacer na świecie

Rety, rety, ale się cieszę! Zaraz Wam powiem, z czego tak bardzo, ale najpierw kilka słów o dzisiejszych obowiązkach. Do „poturnusowych” zajęć wróciłem już pełną parą, wczoraj Skarszewy, dzisiaj z rana (od 7:30!) OWI w Gdańsku, o 11:30 kontrola u pani doktor w OWI w Gdyni, a od 12:20 do 13:20 zajęcia z Metody Krakowskiej (pierwsze po dwutygodniowej, turnusowej przerwie).

Trochę się bałem jak to będzie z tą krakowską, bo źle znoszę długie przerwy, zapominam co umiałem i słabo idzie mi współpraca. Tym razem jest jednak całkiem dobrze. Pracuję ładnie, nie uciekam, nie odwracam, nie obrażam, wszystko pamiętam, a nawet jestem gotowy żeby zacząć coś nowego. Startujemy z czytaniem sylab. Na początek PY, PO, PU, PÓ, PE, PA, PI.

Na Krakowskiej było całkiem fajnie, ale to nic, w porównaniu z tym, co teraz… kończę sobie zajęcia, Mama pisze SMSa do Cioci Dorotki (bo jesteśmy akurat obok, bo pogoda piękna, wiatr nie wieje, słońce świeci i ogólnie jest ciepło) i nagle po trzech miesiącach niewidzenia mojego Przyjaciela Jaśka …Przeczytaj cały wpis

Wszędzie dobrze, ale w Skarszewach najlepiej

Odpocząłem sobie trzy dni i wystarczy. Tzn. mógłbym odpoczywać jeszcze nawet dwa tygodnie, ale tęsknię już za moimi Skarszewami, więc jadę.

Z grafiku pamiętam tylko tyle, że pierwsza jest „la la la”, więc wychodzę z samochodu podśpiewując sobie pod nosem i grając na bodziaku, tj. na gitarze (przyjrzyjcie się mojemu bodziakowi, to będziecie wiedzieć o co chodzi) .muzykoterapia

 

Rety jest!, moja ulubiona muzyka, moje ulubione piosenki, moja ulubiona gitara, na której mogę grać i ulubione kolano, na którym mogę przycupnąć.

Zaglądam w grafik i już wiem. Czas na Salę Doświadczania Świata i zajęcia z terapii ręki. Oj, za p. Sylwią, masażykiem i ćwiczeniem rączek też bardzo tęskniłem.Terapia rękiTeraz powinienem iść do psychologa, ale „starej” pani psycholog już nie ma, a „nowa” jeszcze nie przyszła, więc idę na zajęcia logopedyczne do p. Magdy (której też mi w Zabajce bardzo brakowało).

Na samym końcu mam zajęcia z p. Kasią, która ma zawsze milion pomysłów na to, aby te 45 minut zajęć minęło szybko i przyjemnie, żebym pracował dużo i intensywnie, i nigdy nie był znudzony. Solidny wycisk i dobra zabawa w jednym. Takie cuda tylko u p. Kasi. Dobrze znów być razem. Dzisiaj powtarzamy i sprawdzamy kolory. Wszystko pamiętam, nic nie uciekło, więc jest dobrze. Za tydzień nie ma zajęć, za dwa ostatnia powtórka i ostatnie sprawdzenie moich wiadomości, a za trzy przejdę do dziecięcej matematyki.

Na dziś tylko tyle, ale jutro… jutro to się będzie działo! 😉

Za trzy miesiące będę miał trzy lata…

…a póki co, jestem jeszcze pięknym i młodym trzydziestotrzymiesięczniakiem. Staszek-Fistaszek

Zwykle kiedy stuka mi kolejny miesiąc, daję Wam znać, co już potrafię, z czym mam trudność, co lubię, a czego nie. Dzisiaj mam taki plan, aby podzielić się z Wami moim słownikiem, czyli powiedzieć, co mówię. A mówię całkiem sporo, chociaż nadal więcej po swojemu niż po Waszemu. Mama na ogół mnie rozumie, chociaż przyznam, że nie zawsze. Ja tu jej tłumaczę… „babokno makostako walo kolo…”, a Mama na mnie patrzy i pyta: „ale o co chodzi?” i ja znów mówię, co mówiłem, a Mama znów nie wie, co. No ale żeby nie było, że gadamy w różnych językach, to jednak czasem się rozumiemy, a nawet częściej niż czasem. Ja mówię, Mama rozumie, Mama mówi, ja rozumiem (co nie oznacza, że słucham, bo swoje zdanie trzeba jednak mieć). Mama to w ogóle rozumie najwięcej i czasem jest moim tłumaczem – wie, które „ke” oznacza piosenkę, a które „ke” oznacza „serek waniliowy”, wie co to „baban”, nawet jeśli czasem zamienia się w „nanan”, wie jaka jest różnica między „ko”, a „koko”. A teraz będziecie wiedzieć też Wy! …Przeczytaj cały wpis