Dobra zmiana panie Hashimoto!

Dzisiejsza wizyta jest na odległość.Po pierwsze dlatego, że właśnie mam turnus logopedyczny w Fundacji Wspierania Rozwoju „Ja Też”, którego za nic nie chcę przegapić……a po drugie dlatego, że ważniejsze od oględzin mego ciała (które w ciągu dwóch miesięcy niewiele się zmieniło), jest porównanie wyników. A tak się one mają:

18.03.2017r.:
TSH 72.814 uU/ml
FT4 10.12 pmol/l

Stan przy dawce Euthyroxu 1×1/4 tabl. (25ug) i braku suplementacji witaminą D

05.05.2017r.:
TSH 15.161 uU/ml
FT4 12.92 pmol/l
wit. D 19.1 ng/ml
Stan przy dawce Euthyroxu 1×1 tabl. (25ug) i suplementacji witaminą D (1 kropla kropli Vigantol)

19.07.2017r.
TSH 1.452 uU/ml
FT4 17.07 pmol/l
wit. D 23.2 ng/ml
Stan przy dawce Euthyroxu zwiększonej od pierwszej aż 8 razy, czyli 1×1 tabl. (50ug) i suplementacji witaminą D bez zmian (1 kropla dziennie).

Hormony tarczycy znalazły się na idealnym dla mnie poziomie, także zostaję przy dawce Euthyrox 50ug na dobę, codziennie rano, na czczo, pół godziny przed śniadaniem. Poziom witaminy D jest niby w normie, ale ledwo się w niej mieści. Lato jest zupełnie kiepskie, więc nie mam co liczyć na słońce. Od dziś zamiast jednej kropli, będę przyjmował dwie, a od września cztery, tj 2000j. Kolejna wizyta w 19. stycznia. Tym razem nie będę musiał stać 3h w kolejce do gabinetu, bo od nowego roku zapisy są na godziny. Idzie lepsze! Przed wizytą, standardowo muszę się wybrać na pobranie krwi, żeby ze świeżymi wynikami powędrować do pani doktor. Muszę skontrolować poziom witaminy D, TSH i FT4 i wtedy zobaczymy co dalej, czy pan Hashimoto trzyma się w ryzach, czy znów włazi mi na głowę.

Bo tak to jest z tą tarczycą, że jak źle działa, to odbija się to niekorzystnie na całym organizmie. Gorzej się myśli, gorzej się rośnie, gorzej utrzymać szczupłą sylwetkę, ciężko się wyspać, skóra wiecznie sucha… i powiem Wam u mnie podobnie.

Jako, że mam zespół Downa, to wolniej się rozwijam. Jednak ciężką pracą można osiągnąć prawie wszystko, także ja też małymi kroczkami, bo małymi, ale szedłem do przodu. To, że kroczyłem powoli nikogo nie dziwiło, taki już urok mojego zespołu. Ale tak się jakoś złożyło, że w pewnym momencie, zamiast małego kroku, wykonałem żabi skok. I dopiero teraz połączyliśmy te fakty. Odkąd moja tarczyca zaczęła być wspomagana większą dawką Euthyroxu, moja mowa, myślenie i pamięć ruszyły z kopyta! To właśnie wtedy, gdy poprawiało się jej działanie, zacząłem mówić i mówić coraz więcej, wręcz bez przerwy, a moje zdania nabrały niebywałych długości… najpierw 6 słów, potem 7, 9 w jednym zdaniu, a teraz to już nikt nawet nie liczy! I takie te zdania się mądre zrobiły (np. To jest brzoza, bo ma białą korę.) i takie ciekawe, i nawiązujące do czegoś, co było dawno temu, że prawie nikt już nie pamięta, a ja…, a ja pamiętam! Takie jaja!

A jakby tego było mało, to wiecznie sucha, zaczerwieniona i spiechrznięta skóra na moich polikach (ktoś kiedyś gdzieś na facebooku skomentował moje zimowe zdjęcie, że mam odmrożone poliki) i brodzie, stała się znów gładka jak pupcia niemowlaka i jasna, różowiutka. No mówię Wam, aż miło popatrzeć! A jeszcze milej dotknąć!

Teraz tylko czekam, aż wreszcie wyrosnę z tych ciuchów, które noszę od dwóch lat i ciągle są dobre. Aż przerosnę Mamę, Tatę i sosnę, i jeszcze Antosia. Życzcie mi powodzenia!

PS Bardzo lubię badania krwi. I choć niemal zawsze się rozczarowuję, to przy kolejnej wizycie, z pełnym zaufaniem wchodzę na salę pobrań i zajmuję miejsce przy stoliku. Oglądam wszystko wokół, zadaję pytania i bez cienia zwątpienia, podaję rączkę pielęgniarce. Na lewej żył nie widać. Podaję więc prawą, która wygląda dokładnie tak samo. Pani dotyka, masuje, a ja czekam zadowolony na dalszy rozwój akcji. Jednak kiedy pojawia się igła, pękam! Boję się potwornie i potwornie płaczę na znak protestu, a przy tym głośno wołam: „Nie chcę!”. Ale badanie zrobić trzeba, wyjścia nie ma, w końcu za dwa dni jest wizyta, a ja muszę mieć aktualne wyniki. Mama mocno mnie trzyma, żebym nie zabrał rączki. Skąd ta panika, skoro tak lubię kuj kuje? Przypomniało mi się poprzednie pobranie, kiedy inna pielęgniarka mieliła wbitą igłą w mojej ręce w poszukiwaniu żyły. Nie jest to dobre wspomnienie. Ale teraz idzie gładko. Wkłucie i od razu żyła. Krew tryska jak z fontanny. Elegancko. Chwila strachu i po wszystkim. To się nazywa dobre pobranie! Po wyjściu chwalę się wszystkim, że byłem bardzo dzielny. I w sumie to byłem, nawet jeśli miałem chwilę zwątpienia. Mam dowód w postaci naklejki dzielnego pacjenta i dwóch lateksowych rękawiczek, które wycyganiłem.


Jeden komentarz do wpisu “Dobra zmiana panie Hashimoto!

  1. A ja się w Staszku zakochałam. I marzę, aby mój niespełna 3-miesięczny Zespolaczek Piotruś wyrósł na takiego dzielnego chłopca jak Staś 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *