Spotkanie ze studentami GUMedu, nowa fryzura, wspaniały lowel i zaćmienie słońca

Jak w każda środę…

…jadę do Skarszew. Dzisiaj na terapii ręki mam najprawdziwszą plażę! Co prawda jest jeszcze za zimno żeby siedzieć w piasku nad morzem, ale plaża i piasek mogą przyjść przecież do ośrodka. Po masażu rączek i ćwiczeniu precyzyjnych ruchów przy podnoszeniu małych kamyczków, idę robić baby…

Na dwa kolejne zajęcia idę sam, a potem, razem z Mamą ruszam zajęcia do p. Magdy. Dzisiaj poznaję ślady zwierząt i od razu, bez problemu dopasowuję je do właścicieli. Wiejski Zakątek nie byłby Wiejskim Zakątkiem, gdybym nie zajął się zwierzakami. Najpierw karmię Astora i króliki, a ponieważ pogoda jest dzisiaj wiosenna, idziemy odwiedzić zwierzaki, które czekają na nas na dworze – owce i konia.

Oczywiście nauka jest ważna, ale czasem od uczenia się, ważniejsze jest uczenie kogoś. I wyobraźcie sobie, że ja, choć mam dopiero trzy lata, idę dzisiaj uczyć! I to nie byle kogo! Idę uczyć kogoś, kto jest ode mnie starszy, mądrzejszy i bardziej doświadczony. Idę uczyć studentów Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, przyszłych lekarzy. Razem z dwiema koleżankami z Fundacji Wspierania Rozwoju „Ja Też” i naszymi mamami idziemy do studentów naszej kochanej dr Wierzby, aby porozmawiać z nimi na temat komunikacji lekarz – pacjent (rodzic pacjenta). Wiecie, to jest bardzo ważna sprawa, bo od tego w jaki sposób zostaną przekazane wiadomości, zwłaszcza te złe, wiele zależy. Moja Mama raczej nie narzeka, na sposób w jaki przekazano jej nowinę o tym, że mam dodatkowy chromosom, ale zawsze mogło być lepiej… mógł być oddzielny pokój, a w nim oprócz mnie, Mamy i pani doktor – mój Tata. A tymczasem zamiast Taty była sąsiadka z sali ze swoim zdrowym bobasem (swoją drogą bardzo miła babka), ale tej najważniejszej osoby niestety już przy nas nie było. Lekarz przyszedł do nas późnym wieczorem, na długo po obchodzie, kiedy Tata był już dawno w domu z moim starszym Bratem Antosiem. A kiedy przyjechał do nas następnego dnia, nikt już z nami nie rozmawiał na temat mojego zespołu Downa, więc Rodzice zostali tak naprawdę sami… ze mną i ze swoimi stereotypami. Pewnie nie ma takich słów, które mogą ukoić ból, po urodzeniu się niepełnosprawnego dziecka, ale na pewno są takie słowa, czy gesty które mogą uczyć ten ból znośniejszym. I to próbowałem dzisiaj przekazać przyszłym lekarzom.

PS Spotkanie trwa dwie godziny, a ja przez cały czas jestem bardzo grzeczny. Albo siedzę na Mamy kolanach i stukam breloczkiem pani doktor w stół, albo uśmiecham się do studentek, albo śpiewam, albo udaję że krzesło to gitara i gram (widoczne na ostatnim zdjęciu). Najlepsze jednak dzieje się pod koniec spotkania. Odwracam się w stronę rzutnika (widoczne na dwóch ostatnich zdjęciach) i obserwuję wychodzące z niego światełko i tańczące przed nim drobinki kurzu. To jest naprawdę coś zupełnie pięknego. Na tyle mocno mnie to zachwyca, że zdumiony pytam się Mamy… „Co to jest? Mama, popatrz!”. Niby każdego z tych słów używałem już wiele razy, ale po raz pierwszy tak sensownie i po raz pierwszy z prawdziwych słów, ukręciłem prawdziwą, długą wypowiedź.

W czwartek…

…też jestem w Skarszewach. Na cztery zajęcia, które mam w dzisiejszym planie, dwa są muzyczne – muzykoterapia i logorytmika. Ale ja tak bardzo lubię te zajęcia, że gdyby to ode mnie zależało, przyjeżdżałbym na nie codziennie. Zresztą sami zobaczcie jaka wspaniała zabawa…

Dzisiaj w przedszkolu zostaję tylko chwilę. Muszę odebrać wcześniej Antosia i razem jedziemy do fryzjera. Nie pamiętam kiedy ostatnio tu byłem, ale na pewno było to dawno temu, bo strasznie już zarosłem.
Podczas ostatniej wizyty kręciłem się jak świński ogon i ciężko było mnie obstrzyc, ale dzisiaj jestem prawdziwym wzorem. Siedzę ładnie i pozwalam p. Sylwii na zrobienie mi nowej, pięknej fryzury. Tylko psikanie wodą mi nie odpowiada, ale czesanie, ścinanie i suszenie jest całkiem fajne. Zwłaszcza suszenie.DSC07182 (Custom)Fryzury są już gotowe, pogoda jest piękna, my mamy czas, a plac zabaw bardzo blisko. Korzystamy!

Wracając do domu zgarniamy Tatę z pracy. Okazuje się, że Tata ma dla mnie niespodziankę. Mój pierwszy w życiu rower! Rower jest na razie pożyczony (dzięki Kostku za pożyczkę!), ale jak będzie mi pasował, to Tata go odkupi i będzie tylko mój. Dzisiaj mam pierwszą przejażdżkę, na czterech własnych kółkach.

„Lowel” jest wspaniały i najchętniej już nigdy bym z niego nie schodził. Niestety Tata uważa, że jest dla mnie za mały, bo kiedy siedzę na siodełku mam zbyt mocno zgięte nóżki. To oznacza, że będzie trzeba poszukać innego. Mam nadzieję, że do wiosny (albo chociaż do lata) znajdziemy.

Piątek

Nie udało nam się wstać w środku nocy i pojechać na plażę żeby zobaczyć zorzę, ale zaćmienia słońca sobie nie odpuścimy. Następne będzie dopiero za 150 lat, więc marne szanse żeby ktoś z nas je jeszcze kiedyś zobaczył. Albo dziś, albo nigdy. Jedziemy właśnie na zajęcie do Magdy, kiedy księżyc zaczyna wjeżdżać przed tarczę słońca. Zasłania je w jakiś 70%, ale wbrew pozorom wcale nie robi się ciemno. Jest jasno jak w dzień! Mama zjeżdża z Grunwaldzkiej w boczną uliczkę i sprawdza, czy coś widać. Nie wzięliśmy kliszy, ani zdjęcia rentgenowskiego, ale mamy dwie pary okularów słonecznych. Może się uda. Najpierw patrzy Mama i wszystko widzi! Potem patrzy Antoś i też widzi, że okrągłe słońce zamieniło się w rogalika. Teraz Mama pyta mnie, czy chcę zobaczyć. Mówię, że nie, bo dobrze mi się siedzi, ale Mama i tak mi pokazuje, no i powiem Wam, że takie zaćmienie jest ekstra. Wszystko widzę i bardzo mi się podoba. Teraz możemy już jechać na zajęcia.

Niby jadę na zajęcia do Gdańska, ale tam zamiast Magdy z Gdańska, czeka na mnie Magda z Gdyni. A to heca!

Choć pora zajęć wcale nie jest lepsza niż zwykle, to ja pracuję dużo lepiej. Nie rozpraszam się, nie udaję, że chcę siusiu, a do tego bardzo ładnie odpowiadam na pytania. Może czuję, że jak wszystko dobrze zrobię, to moim jedynym obowiązkiem w tym tygodniu będzie już tylko basen?

Po południu idę jeszcze na moje przedostatnie zajęcia na basenie solankowym w Sopocie. Te trzy miesiąca bardzo szybko zleciały!Basen solankowy w SopocieA skoro basen i pływanie bez pieluchy, to zabieram ze sobą mój podróżny nocnik i jak na każdych zajęciach, oczywiście z niego korzystam 🙂Basen solankowy w SopociePS Jutro 21. marca – Światowy Dzień Zespołu Downa. Pamiętajcie o kolorowych skarpetach!


Jeden komentarz do wpisu “Spotkanie ze studentami GUMedu, nowa fryzura, wspaniały lowel i zaćmienie słońca

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *