Biegowe Grand Prix Dzielnic Gdańska – etap III

Jestem na miejscu i coraz bardziej jestem przygotowany. Dojechałem mając zapas czasu i bez problemu odbieram mój pakiet startowy. Nie pozwolę żeby przypadł komuś innemu. Mam zestaw ubrań na wypadek upału i ulewy. Zabieram też jedzenie, bo choć rozdają tu kupony na obiad, to przecież żaden z nich nie upoważnia do odbioru naleśniczków ze słoika albo żółtego obiadku Bobovity. Skoro taki ze mnie smakosz, to sam muszę zadbać o pełen brzuszek. Mam też swoją wodę. Na Zaspie dawali tylko gazowaną, więc wolałem usychać niż pić. No i mam słuchawki ochronne. Na poprzednim biegu było naprawdę głośno – głośna muzyka, głośne krzyki i głośny wystrzał. Wszystko to sprawiło, że ze strachu i stresu niemal ominął mnie mój bieg. Nie chcąc tego powtórzyć i chcąc dbać o mój słuch, zabieram ochraniacze. Tylko wyspany nie jestem wystarczająco, bo po wczorajszych koncertach nie zdążyłem się jeszcze zregenerować, zresztą nikt z nas nie zdążył.

Żeby móc bez problemów wyjechać z miejsca imprezy, Mama musi zaparkować naprawdę daleko. Dobrze, że Babcia przyszła nam kibicować, dzięki czemu może nas popilnować, kiedy Mama przestawia samochód. Teraz będziemy mogli odjechać zaraz po naszych biegach (co jest bardzo istotne biorąc pod uwagę nasze zmęczenie), zamiast czekać do 14:00, kiedy będzie zamknięcie imprezy i otwarcie ulicy Jaśkowa Dolina, którą tu przyjechaliśmy. Mama przestawia więc auto, a my rozglądamy się wokoło i razem z Babcią idziemy zgarnąć gadżety kibica.

Pół godziny po naszym przybyciu zaczyna się rozgrzewka. Przysiady, podskoki i wymachy ramionami. Wszystko po to, by rozruszać zastygłe mięśnie i przygotować je do ciężkiej pracy. Tym razem rozgrzewka nam się przyda, bo nie byliśmy na żadnej ze sportowych stacji. Ludzi za dużo, kolejki za długie, miejsca za mało. W takich chwilach zwykle rezygnuję. Nie lubię czekać i nie lubię tłumów.

O 11:30 stoję już na linii startu. Za chwilę rozpocznie się Bieg Malucha. Jestem gotowy. Mam sportowy strój, ochronne słuchawki, rozgrzane mięśnie, doskonałą kondycję, bardzo dobry humor i najlepszych kibiców.Mam też pewność siebie i poczucie własnego miejsca, dlatego mimo tego, że więksi i silniejsi wysunęli się przede mnie, z powrotem wsuwam się na moje miejsce w pierwszym rzędzie. Gotowy, do startu, start!

Bieg się już skończył. Trasa pokonana, ale ja zamiast się zatrzymać, biegnę dalej! Wiem, że meta jest już za mną, ale czuję, że mam moc! Czuję, że te moje chude nóżki mogą ponieść mnie dalej i dalej, i dalej! Także nie zwracam uwagi na wołanie Mamy, nie zwracam uwagi na wołanie Antosia i Babci, tylko pędzę jak strzała, jak wiatr, jak gepard!

Teraz już wiem, że kiedy za dwa lata przyjdzie mi biegać w drugiej grupie wiekowej i zamienić moje 250 na 600 metrów, dam radę.

Kiedy przyjechaliśmy było gorąco, teraz niebo zasnute jest chmurami i pada deszcz. Taki mamy klimat, taka w tym roku pogoda. Mama obawiała się trochę, czy na białych pasach nie będzie ślisko i czy po raz kolejny nie zderzę się twarzą z podłożem, ale daję radę. Jestem cały i zdrowy, i bardzo szczęśliwy! Po raz kolejny pokonałem moje wiotkie mięśnie i zmusiłem je do pracy, a one nie mając wyboru, po prostu mnie posłuchały. Odbieram swój zasłużony medal, kolejny puzzel do mojej kolekcji. Trzeci z pięciu.I odbieram też naleśniki, posiłek godny zwycięzcy.Wybiegany, najedzony i napity, staję teraz po drugiej stronie. Antoś ustawia się na linii startu, a ja zamieniam się z kibica. Oto on. Mój Antoś, mój zwycięzca, mój mistrz!Oto my! Dwa Ziutki. Dwaj sportowcy. Dwaj biegacze. Dwaj bracia. Dwaj zwycięzcy.Jeśli ktoś chce zobaczyć mnie w akcji i przeżyć choć namiastkę emocji towarzyszących kibicom, to zachęcam do obejrzenia filmiku dostępnego na facebooku. Poznacie mnie po zielonych słuchawkach! A jeśli chcecie zobaczyć jak to jest naprawdę, jak to jest stać obok i kibicować, jak to jest poczuć wiatr we włosach i biec ile sił w nogach, to zachęcam Was do zapisania się na kolejne biegi. Najbliższy odbędzie się 17. września na Siedlcach. Kolejny 24. września na Żabiance. Nie czekajcie ani chwili! Liczba miejsc jest ograniczona!

Ja pobiegłem, Antoś pobiegł i teraz jestem już naprawdę bardzo zmęczony. Jestem taki zmęczony, że nie mam siły nawet stać. Antoś zostaje jeszcze z Babcią, a ja ładuję się Mamie „na opa” i idziemy do samochodu. Czas odespać wczorajszą imprezę.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *