Jest piątek…
…dzień wolny od ćwiczeń, jedyny w całym tygodniu, więc już od dawna zaplanowany na odwiedzanie ciotek. A tu się okazuje, że nagle wszystko się zmienia. I tak z planu A przeszliśmy do planu E. Muszę jednak powiedzieć, że jakkolwiek by nie było, na pewno byłoby fajnie, bo każdy z tych planów był idealny. Stanęło na tym, że jadę nad morze (a dokładniej nad Zatokę Gdańską) do Brzeźna, razem z Mamą, Szymkiem i Ciocią Anetką. To nie Gdynia, więc z wózkiem, nad samą wodą iść się nie da. Deptak jest po drugiej stronie wydm, więc tylko co jakiś czas, kiedy jest piaszczyste wejście na plażę, widzimy morze. Dopiero po wejściu na molo wszystko lepiej widać (podobno!), ale ja ten czas akurat przesypiam.
Po spacerku jadę z Mamą po Antosia i bardzo wymęczeni wracamy do domu. Jednak Antoś nie był jeszcze w tym roku na plaży i bardzo chciałby pojechać. Czekamy więc na Tatę i znów śmigamy do Brzeźna. Zaczynamy od placu zabaw. Antek nie przepuściłby takiej okazji. I słusznie!
Z trudem udaje nam się przekonać Antka, żeby wyjść już z placu zabaw i ruszyć na plażę. A potem się okazuje, że na plaży też jest fajnie i ciężko go przekonać, że 20:30, to najwyższa pora żeby wracać już do domu (zwłaszcza, że przed nami jeszcze kąpiel i kolacja). Ale mi też się jakoś nie spieszy. Piasek, plaża, morza szum… wszystko to jest bardzo fajne.
A w sobotę…
…jedziemy na kolejne Integracyjne Warsztaty Kulinarne organizowane przez Fundację „Ja też”. Na zajęciach jest sporo dzieciaków i wszystkie szykują jadalne, bo ciasteczkowe bukiety dla mam. Oczywiście nasze (moje i Antosia) bukiety są najwspanialsze.
Dzień jest długi i wolny od zajęć, więc zamiast do domu jedziemy do naszych Przyjaciół – Inglotów, czyli do Blanki, Malwinki, Cioci Ani i Wujka Michałka. Do domu wracamy w trakcie tej straszliwej burzy, którą pokazywali nawet w telewizji. Naprawdę jest straszliwa! Patyki i gałęzie lecą nam na dach, pada tak mocno, że ledwo coś widać przez szybę, a do tego wieje silny wiatr, który kolebie naszym autem na boki. Uff… dotarliśmy cali i zdrowi 🙂
I już niedziela…
…znów plany się zmieniają. Miałem jechać do zoo, a tymczasem ląduję u Babci w Otominie. Rety jak ja uwielbiam zwierzaki! A u Babci jest ich całkiem sporo… koty, pies i królik. Wszystkie głaszczę i przytulam 🙂 O! Dzisiaj jeszcze głaskałem konika, kiedy wyszedłem z Mamą na spacer. Koniki też są fajne. Powiem Wam w tajemnicy, że pies Babci Asi dziś mi trochę podpadł. Ukradł mojego ulubionego patykowego gryzaka (z którym w czasie ząbkowania staram się nie rozstawać), pogryzł na amen i ukrył w trawie. Jutro z rana jak śmietana, jeszcze przed wyjazdem do Skarszew, koniecznie musimy zajechać do sklepu po nowy. Bez niego ani rusz!
A i jeszcze muszę coś dodać…
- od kilku dni przewspaniale robię „papa”, naprawdę kumam już o co chodzi i wcale nie jest to trudne,
- w końcu przebiły się moje górne dwójki, więc mam już 8 zębów,
- już prawie poznałem nową koleżankę z zespołem Downa – Darię, z którą w przyszłym tygodniu (mam nadzieję) wybieram się na pierwszy wspólny spacer 🙂 Daria, tak jak większość moich Przyjaciół urodziła się w 2012 roku, ale jest z nas najmłodsza, bo z września.
Ehhh chlopaki i dziewczyny, jak ja Wam zazdroszcze tego morza 🙂 w Warszawie ulewy, zebysmy tylko nie mieli „morza” w metrze 🙂 pozdrawiam serdecznie!
Oj, to fakt. Morze jest super. Nawet jak często nad nim nie jestem, to ta świadomość, że zawsze mogę, bo jest blisko, jest miła.
Słonecznej pogody zatem!
Proszę jak Staś się ładnie rozwija: raczkuje, wstaje, robi papa. Nieźle też sobie wygląda, zupełnie jak mój Maciuś. Ciężkie ząbkowanie też mamy, na dodatek 13 miesięcy i dopiero 3 zęby. Nie wiem czemu mój Maciuś nie chce żadnych gryzaków – gryzie tylko własne palce, czy raczej drapie nimi dziąsła. Pozdrawiamy z Poznania – pa, buzi dla Stasia i Antosia.
Dziękuję za komplementy 🙂
Spróbujcie gryzaków – szczoteczek patykowych NUK albo NUBY. Najlepiej posmarowane Bobodentem. Dla mnie są najlepsze! 🙂
Pozdrawiam, buziaki!