Pobudka wcześnie rano i wyruszam w trasę. Antka przedszkole – Szymcio – Skarszewy.Zaczynam od muzyki. Jak zawsze trochę szaleję i trochę uciekam. Najpierw siedzę ze wszystkimi dzieciakami – Maksiem, Szymciem, Adasiem, Mateuszkiem i Jaśkiem. Podskakuję na pupie, tańczę i dobieram się do gitary. A potem uciekam. Pozycja czworaczna i w drogę. Pod stołami, między krzesłami, w najbardziej odległy, najciaśniejszy i najbrudniejszy kąt. A za mną Dasiek. Choć na dwóch nogach chodzi już od dawna, dla towarzystwa goni mnie w czworakach. Adaś jest mistrzem i potrafi pokazywać, to co śpiewamy w piosence na powitanie „Dzisiaj Staszek przyszedł do nas, dał nam wszystkim znak, chcecie ze mną się pobawić, no to zróbcie tak…” i wtedy podnosimy ręce i hałasujemy, ale tak naprawdę niewielu to potrafi, niewielu wie, że te rączki trzeba podnieść, a Adasiowi wychodzi to rewelacyjnie. Za to Szymcio wymiata dziś pałeczkami jak prawdziwy perkusista.
Po zabawie, czas na pracę. I to ciężką! Idę do p. Kasi uczyć się „takie same” na obrazkach. Dostaję jeden obrazek do rączki, a dwa są przyczepione. Muszę wskazać do którego z tych dwóch pasuje mój. I tak np. trzymam marchewę i muszę dopasować do drugiej marchewy, ale obok wisi banan i trochę kusi. Ja jednak wiem, że marchewa, to marchewa i w nagrodę mogę później nakarmić marchewką pluszowego zająca. Kiedy dopasuję dwie kości, to karmię pieska. Jakbym dopasował dwa banany, to mógłbym nakarmić małpę, ale dopasować nie chcę.
A jak dwie gitary… no właśnie. Za dwie gitary, miało być granie na gitarze, ale tak zmęczyłem się dopasowywaniem tych dwóch par, że już wcale nie chcę pracować, tylko płaczę i płaczę. Uspokajam się dopiero, jak p. Kasia wyjmuje gitarę. Uspokajam… ale pracować nadal nie chcę.
Albo jestem spokojny i gram na gitarze, albo uciekam w stronę drzwi. Nie i kropka. Nie będę pokazywał. A p. Kasia jest pewna, że ja już rozumiem, które obrazki są takie same i gdybym jej dzisiaj pokazał z 10 różnych przykładów, to od przyszłego tygodnia ruszylibyśmy z nowym materiałem, a tak guzik.
Mocno wymęczony idę do p. Sylwii. Tu czeka mnie przemiły relaks. Muzyka połączona z głosami delfinów, kolorowe światełka i masaż. Wreszcie się uspokajam i wyciszam… a tu pora iść na rehabilitację. Ale Mama uprzedza p. Gosię, żeby dała mi dziś taryfę ulgową, bo jestem przemęczony i nie czuję się najlepiej.
Kiedy tak marudziłem u p. Kasi, w Mamy głowie pojawiła się myśl, że jestem może przemęczony i przydałoby mi się trochę wolnego. Zaraz za tą myślą przyszła kolejna… „o, jak miło byłoby posiedzieć w domku”. I wtedy nastąpił zgrzyt i cofnięcie, i kolejna myśl, że to może Mamie się nie chce, a nie mi, i że jednak przyjedziemy do tych Skarszew, żeby nie było, że Mama odwołała ze względu na siebie (do czego oczywiście miałaby prawo), a nie ze względu na mnie. Jednak swoim dzisiejszym marudzeniem skutecznie wybiłem Mamie z głowy myśl o wtorkowych i środowych zajęciach, i mam (mamy!) wolne do piątku 🙂 Hurrra! Ale zanim wolne, zobaczcie, jak dziś pracowałem:
A dzisiaj jest Dzień Nauczyciela. I choć nie mam białych podkolanówek i goździka, chciałbym wszystkim Nauczycielom złożyć najserdeczniejsze życzenia:
„Z okazji Waszego święta życzę Wam aby Wasza praca nie była tylko pracą, a prawdziwym powołaniem, aby dawała Wam radość, satysfakcję i spełnienie. Aby nie zgasł w Was płomień, który rozpalił się w czasie studiów, aby każdy dzień spędzony z uczniami był dla Was inspirujący. Aby papierologia, niskie pensje, przymusowe godziny pracy społecznej i inne bzdurne pomysły, które podcinają Wasze skrzydła, odeszły do lamusa. Abyście wierzyli w swoich uczniów. Abyście dali im szansę. Aby wciąż Wam się chciało. Dużo energii, dużo uśmiechu i wytrwałości!”
Życzyłem ja. Fistaszek.
Stasiu,Twój rozkoszny uśmiech wystarczy za wszystkie kwiatki i skarpetki razem wzięte 🙂
No to się uśmiecham 😀 Specjalnie dla Ciebie!