O środzie i czwartku, bo na piątek zabrakło mi siły…

Czasem, tak się dzieje, że nie dzieje się wiele, albo dzieje się to, co działo już się tydzień, dwa, trzy tygodnie temu… i wtedy sobie myślę, że może dziś nie napiszę, żeby Was nie zanudzać 😉 A potem następnego dnia i jeszcze następnego dzieje się tyle, że pisać nie mam czasu i tym oto sposobem dnia kolejnego mam strasznie dużo pracy.

Zacznę od środka, czyli od środy, czyli o dnia w którym niewiele się działo.

Po dwóch dniach spędzonych w Skarszewach, czas na… chciałbym powiedzieć wakacje. Ale nie… po dwóch dniach spędzonych w Skarszewach, czas na… chciałbym powiedzieć urlop. Ale nie… po dwóch dniach spędzonych w Skarszewach, czas na… dalszą pracę. Tym razem jadę do OWI. O 9:45 mam zajęcia z p. Honoratą. Jak zawsze, udaję czarną masę. Idealnie wpisuję się w stereotypowy obrazek osoby z zespołem Downa. Podkreślam STEREOTYPOWY. Siedzę więc, kopara mi opada, patrzę w sufit, albo w podłogę. Pani do mnie mówi, ja nic. Pani mnie pyta, ja nic. Udaję, że nie kumam. Nie reaguję nawet na najprostsze polecenia. Zgodnie ze stereotypem. I tak sobie udaję, że nie wiem o co chodzi przez jakieś 10 minut. Potem już nie wytrzymuję… śmieję się, pracuję (lub mówię „nie” i nie pracuję), kombinuję, wykonuję polecenia. Buzia zamknięta, patrzę na mówcę lub na coś co mnie akurat bardziej zainteresuje, zadaję mądre pytania („co to?”).

Potem idę do psychologa. Zaczyna się świetnie. Pani Asia mi śpiewa i bawi się ze mną, aż tu nagle Mama zaczyna narzekać na moje „niegryzienie”. I tym narzekaniem wszystko psuje, bo teraz zamiast zabawy Mama i p. Asia zastanawiają się, co tu zrobić żebym zaczął nie tylko przeżuwać, ale i próbować. No bo w sumie ciężko coś przeżuć, jak się nie otworzy buzi. Z drugiej strony nie ma sensu otwierać buzi, jeśli ma się dostać coś, czego nie potrafi się zjeść. Koło zamknięte. Pomysłów brak. Obraziłem się na p. Asię. Naznosiłem wszystkie zabawki, a zabawy nie było. No może troszkę. W końcu bawiliśmy się w segregowanie kolorów. Nie ma co, ekstra zabawa… ubaw po pachy. Skoro wszystkie zabawki zawlokłem do zabawy (której i tak nie było), to teraz ze wszystkim się żegnam. Znalazłem też (przy okazji żegnania) jeszcze jednego pieska na stoliku. Poszedłem więc po niego, wziąłem na ręce i jego też pożegnałem. Niech ma.

Po dwóch ciężkich dniach miało być lżej, a tymczasem po południu czeka mnie jeszcze rehabilitacja. Ale nie narzekam. Na p. Maćka nigdy nie narzekam. U niego zawsze jest fajnie. Może dlatego, że aktualnie jest jedynym facetem z którym ćwiczę (kiedyś ćwiczyłem na „Polankach” z p. Łukaszem i też było ekstra), może dlatego że gwiżdże i śpiewa, może dlatego że mnie zgaduje, a może dlatego że Mama jest naszą (jakże uroczą) asystentką i podaje piłki i zabawki, może dlatego że zawsze mnie prosi żebym wykonał jakieś polecenie.

Dużo tych może, wszystkie prawdziwe. Dzisiaj też ładnie ćwiczę, mimo że jestem na rękach, na piłce, ograniczony. Ćwiczę, nie marudzę. Pokazałem p. Maćkowi jak chodzę. Oczywiście na szeroko, jak pingwin, ale to jest charakterystyczne i dla dzieci, które zaczynają dopiero chodzić, i dla małych zespolaków. Nie ma co, łapię się w dwa zbiory. Rozmawiamy też o stopach, po raz kolejny zastanawiamy się nad łuskami (które kosztują majątek), bo stópki mam trochę koślawe, a jak chodzę jak pingwin, to koślawią się jeszcze bardziej. I nie wiadomo, czy samo się naprawi, jak będę więcej chodził, czy może pójdzie w drugą stronę i się pogorszy. Póki co będziemy masować. Zginać stopkę wzdłuż, tak jakby mały paluszek chciał się przywitać z dużym. Drugie ćwiczenie jest takie, że Mama ma jedną ręką trzymać moją piętę (palce skierowane do góry i odgięte w stronę kolana), a drugą ręką (bokiem dłoni) naciskać nasadę moich paluszków.

Tyle o środzie, czas na czwartek.

21. listopada to dzień w którym ubiera się różowe okulary. Dzień życzliwości. Zacznę więc od przesłania, które już wczoraj wrzuciłem na facebooka.

Bądźcie życzliwi. I dziś, i jutro, i zawsze. Dla siebie, dla innych, dla lepszych, dla gorszych, dla mniejszych, dla większych, dla grubszych, dla chudszych, dla mądrzejszych, dla głupszych, dla młodszych, dla starszych, dla zdrowych, dla chorych, dla tych co mają tyle chromosomów co Ty i dla tych, którzy mają ich więcej. Dla wszystkich.

Było przesłanie, teraz jeszcze zdjęcie w różowych wspaniałych okularach, które pożyczyłem od Antosia (a Antoś dostał je od Dziadka Michała).staszek_rozowe_okularyPrzedpołudnie mam wspaniałe. Jadę do mojej kumpelki Amelki w odwiedziny. Na miejscu spotykam się też z Majeczką, Adasiem i Mateuszkiem. Lubię spędzać czas z Przyjaciółmi. To wspaniała rekompensata za naszą ciężką, codzienną pracę.

Dziękujemy za kolejne przemiłe spotkanie 🙂

Nie mam jednak dużo czasu na relaks, zabawę i odpoczynek, bo o 13:00 muszę być w Gdyni. Dzisiaj mam zajęcia z logopedą. Ciężko było wyjść od Amelki i zostawić wszystkie dzieciaki, ale z drugiej strony… było warto! Na zajęciach zdmuchnąłem świeczkę. Całkiem sam! Jak prawdziwy zuch! Ćwiczyłem też pracę na obrazkach, miałem masaż buzi (bardzo intensywny, bardzo skuteczny, niezbyt przyjemny). Przy okazji Pani przypomina nam, jak ułożyć ustka do wymawiania poszczególnych samogłosek. Pani układa moje ustka i mówi odpowiednią samogłoskę, a ja staram się to zapamiętać, żeby mówić później bez pomocy.

A na koniec ćwiczyliśmy przeżuwanie. Metodą oszukiwawczą. Otwierałem buzię na moje ulubione naleśniki z jabłkami, a tymczasem pani wkładała mi do buzi kawał flipsa. Do tyłu, na dziąsło, albo na czwarty ząbek. Zgryzałem więc trochę, mieliłem odrobinę i otwierałem buzię, licząc na to, że tym razem oszustwa nie będzie. Raz było, raz nie, ale i tak się opłaciło, bo cały słoik wciągnąłem.

Dostałem też pracę domową. Mam ćwiczyć literki B, M, P. Mama ma napisać literki (na każdej kartce jedną), narysować obok zamknięte rozciągnięte usta i ćwiczyć „m” jak „miś”, „p” jak „piłka”, „pan”, „parasol”, „pies”, „b” jak „brzuch” itp, a potem sylaby „pa”, „ba”, „ma” i inne. Do tego mam też założyć sobie segregator z rożnymi obrazkami do tych literek. Np. balon, buty, małpa, miotła, piłka, patelnia itp. Kartki mam przygotować razem z Mamą. Pokolorować i przykleić na większą kartkę, wsunąć w folię i wsadzić do segregatora. Pracować na tym w domu i przynosić na zajęcia. Mam też przygotować (ja i Mama) kilka zestawów z parą przedmiotów (zwierząt). Np. żaba i lala. Jak będziemy ćwiczyć żabę, to na danej kartce (dwa obrazki na jednej) żaba ma być zielona, a lala czarno-biała, żeby żaba przyciągnęła mój wzrok.

O tym co dzisiaj powiem Wam jutro, a teraz dobranoc, a teraz papa.


Wpis “O środzie i czwartku, bo na piątek zabrakło mi siły…” został skomentowany 2 razy

  1. Czytam sobie i czytam, zaczęłam prawie rok temu, równolegle zaczęłam obserwować fb. Wspaniałe mi towarzyszycie, dobrze Was mieć

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *