Cucina italiana

Wcześnie rano odstawiam Antosia do przedszkola i pędzę do Skarszew. Docieram na czas i idę na muzykę, ale muzyki nie ma. Co za pech!

Zamiast śpiewu, gitary i tańca, idę do przedszkola. Zostaję 45 minut i ruszam na zajęcia z p. Patrycją. Dzisiaj mamy trening jedzenia. Mama przyniosła ugotowaną marchewkę i kawałek indyka (też ugotowanego). Pani Patrycja robi mi masaż, a Mama się zmywa żebym nie szukał w niej ratunku. Mimo wielu prób… nie próbuję! Kawałki indyka, które udało się p. Patrycji przemycić do mojej buzi, natychmiast wypluwam. Wystawiam język na zewnątrz i ręką zgarniam wszystko na podłogę. I tyle by było z mojego trenowania. Pani Patrycja daje Mamie zadania domowe, aby gotowała mi obiadki podobne do tych w słoikach i mieszała je pół na pół z oryginałem. To zadanie nr 1. A zadanie nr 2 jest takie żebym bawił się jedzeniem, dotykał, poznawał. Dzisiaj mnie zmierziło, kiedy p. Patrycja włożyła mi marchewkę do ręki, a przecież nie może mnie odrzucać coś, co mam władować do buzi. To tak, jakbyście Wy mieli jeść teraz robaki. Serio… skoro nie weźmiecie ich do ręki, to tym bardziej nie weźmiecie ich do ust. I ja mam podobnie… skoro marchewka nie leży mi w dłoni, to tym bardziej nie będę jej jadł. Za tydzień będziemy się więc bawić. Mama przyniesie miskę z makaronem i drugą miskę z czymś, a ja będę dotykał, poznawał, a może i próbował.

Drugie zajęcia są dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Zamiast logorytmiki, której nie ma, bo nie ma ani p. Magdy, ani p. Mateusza, idę na rehabilitację. Takich ćwiczeń to ja nie miałem od wielu miesięcy. Bawię się przednie! Pani Ania przygotowała dla mnie mnóstwo przeszkód, a ja pokonuję je wszystkie z wielką radością i z wielką odwagą. To w sumie bardziej wf niż rehabilitacja. Mógłbym tak codziennie.

Znowu idę do przedszkola na 45 minut. Stąd zanoszą mnie do pedagoga i znów wracam do przedszkola, tym razem na dwie i pół godziny. Mamy prawie wcale nie widzę. Trochę tęsknię, ale tylko trochę. Między czasie idę spać na przedszkolny leżaczek. Po pobudce czuję się nieco zdezorientowany, ale pani bierze mnie na ręce, przytula i wszystkie smutki odchodzą.

A teraz uwaga… nikt z Was nie uwierzy i ja też prawie nie wierzę, ale w przedszkolu dają dzisiaj pizze. Wszystkie dzieci biorą i ja też próbuję! Niedużo, ale zjadam. Dwa małe kawałki lądują w mojej buzi, a potem w moim brzuchu. W poniedziałek pójdę chyba do przedszkola bez moich słoików. Będę siedział koło p. Justyny, a ona jak gdyby nigdy nic, będzie mnie karmić. To jest normalnie siedmiomilowy krok w siedmiomilowym bucie!

Moja kumpelka Aguta chodzi do maluszków na stałe, a dzisiaj wyjątkowo jest też Nastka. To już dwie znajome twarze. Poza tym, część dzieci poznałem już w poniedziałek, więc mimo lekkiego niepokoju, że Mama o mnie zapomni, czuję się coraz pewniej. Panie też już znam i bardzo lubię. Jak tak dalej pójdzie, to wcale nie będę chciał stąd wychodzić. Póki co pędzę jednak do Mamy jak na skrzydłach, a bródka znów mi się telepie. Płakać nie płaczę, ale tulę Mamę ze wszystkich sił i nie chcąc już dłużej zwlekać po raz pierwszy sam wsiadam do auta, i zajmuję swoje miejsce. Komu w drogę, temu czas!

Do domu jednak nie wracam. Wpadam na 5 sekund do Otomina, a potem gnam na „Twórczą grupę wsparcia”, czyli moje zabawowe warsztaty na Morenie. Pracujemy Metodą Dobrego Startu. Ostatnio były kropki i muchomory, a dzisiaj są kreski i jeże. Jeże świetnie rozpoznaję – mam je w książeczkach, mam dwie figurki i mam pluszowego jeża, który jest prawie tak samo stary jak Tata, bo Tata się nim bawił, kiedy był taki mały jak ja. Jak już jeża rozpoznam, to pokazuję go palcem i mówię „jeż”, to jedno z tych zwierzątek, które nie sprawia mi najmniejszej trudności. Ale zamiast zabłysnąć, zajmuję się wygłupami i brojeniem – wchodzę na ławkę i robię sobie spacer wzdłuż całej jej długości, siadam na podłodze i robię kontrolowane upadki w tył, czyli lecę na plecy i głowę, a w ostatniej chwili zwalniam (co nie zawsze wychodzi), wyjmuję zza szafy hula hopy i rozkładam je po podłodze, uciekam i wspinam się po schodach na drugi poziom, rzucam się na worki sako… Ale kilka ćwiczeń wykonuję, więc aż taki łobuz nie jestem. Obyło się bez uwagi w dzienniczku 😉

Ja rysuję kreski, a Ela pomagaMieliśmy jechać prosto do domu, ale zajęcia odbywają się w tym samym bloku, w którym mieszka Babcia Bożenka, więc nie mogę odpuścić sobie odwiedzin. Wpadam na chwilę, ściskam Babcię, ściskam Antosia (dzisiaj odebrała go Babcia) i zaraz jadę do domu. Do samochodu wsiadam oczywiście sam i tak już chyba zostanie. W końcu mam już 31 miesięcy!Samodzielnie wsiadam do auta

PS1 Jutro w Skarszewach jest Msza św. za powrót mojego Przyjaciela Jaśka do zdrowia. Wszyscy bardzo za nim tęsknimy i bardzo byśmy chcieli żeby znów się z nami bawił. Kto może niech się przyłączy. O 7:00 spotykamy się w kościele św. Michała.

PS2 Oglądam na dobranoc „Pirate Island” – jeden z odcinków mojej najulubieńszej bajki „Peppa Pig”. Inne bajki mnie nie interesują, ale ta jest wyjątkowa. Często podchodzę do komputera, pokazuję na niego paluszkiem i wołam „Peppa piiiiii” licząc na to, że ktoś mi ją włączy. Czasem włączy, czasem nie. Ale dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień i oglądam. Dzieci (tj. Peppa i jej przyjaciele) budują zamek z piasku. Wszystko rozumiem, patrzę więc z uznaniem i mówię „baba”. A po chwili dodaję „brawooo!” i klaszczę w dłonie, bo naprawdę ładnie im wyszła.

PS3 Wczoraj przez cały dzień zużyłem tylko jedną pieluchę, dzisiaj zużyłem dwie. Powoli, małymi kroczkami zmierzam w kierunku majtasów.


Wpis “Cucina italiana” został skomentowany 3 razy

  1. Tak z ciekawości… kto robi Staszkowi zdjęcia w przedszkolu? Panie nauczycielki? Zgodziły się na to? Rozumiem robienie zdjęć wszystkim dzieciom podczas różnych uroczystości i ważnych wydarzeń w przedszkolu, ale tylko jednemu dziecku? Wydaje mi się to dziwne. Że też mają na to czas… podziwiam 🙂

    • Nauczycielki w przedszkolu dają dzieciom chwile wytchnienia i zachęcają do tzw. zabaw swobodnych wg pomysłu dziecka – wyzwala to w nim nie tylko kreatywność, umiejętność nawiązywania prawidłowych kontaktów (samodzielne ustalanie reguł zabawy, pilnowanie ich przestrzegania, nauka rozwiązywania konfliktów bez przemocy), ale daje możliwość o obserwowania dziecka „z boku”. Obserwowanie dziecka, diagnoza należy do obowiązków nauczyciela, w każdej grupie wiekowej. Wg Podstawy Programowej, dziecko ma co najmniej 60 minut na zabawę. Zrobienie zdjęcia lub kilku nie zajmuje dużo czasu, nie przynosi to żadnej krzywdy dzieciom. Sama robię zdjęcia swoim przedszkolakom jak się bawią, pracują i wiem że rodzice są z tego zadowoleni: mają orientację jak wygląda przedszkolny dzień „czarno na białym” i fajną pamiątkę.

      • Absolutnie się z Panią zgadzam- również pracuję w przedszkolu, w którym dzieci mają dużo czasu na swobodną zabawę (zarówno w sali, jak i na spacerach), która wyzwala kreatywność i uczy współdziałania w grupie. Tak samo robię zdjęcia dzieciom w różnych sytuacjach w przedszkolu oraz podczas ważnych wydarzeń, które potem zgrywam rodzicom na płyty DVD, ale nie wyobrażam sobie robić zdjęć codzinnie, każdemu dziecku z osobna…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *