To miała być niespodzianka… Mama nie zdradziła się ani słowem, chociaż aż ją skręcało, żeby coś mi powiedzieć. Tata nie wiedział, że to niespodzianka i wszystko mi zdradził. „Dzisiaj jedziesz do Skarszew” – powiedział, kiedy jadłem śniadanko. A ja na to tylko dwa słowa: „Będzie Mateusz!”. No tak… Mateusz, kapelusz i gitara, czyli moja ulubiona muzykoterapia.
Po wielu miesiącach przerwy, ruszmy do Skarszew. Maniuta, Mama i ja. W drodze Mama sprawdza, czy jeszcze pamiętam dokąd jadę i pyta: „Gdzie jedziemy?”. No pewnie, że pamiętam! „Do Mateusza” – odpowiadam.
Ale zanim zacznie się muzyka, idę na zajęcia do p. Kasi. O rety! Nie byłem tu ze sto lat i tak się właśnie czuję. Trochę niepewny, trochę nieśmiały, trochę zagubiony. Zamiast pięknie pracować i świetnie się bawić, jak to robiłem podczas wakacyjnego turnusu (i każdych innych zajęć z p. Kasią), siedzę u Mamy na kolanach i tulę. Pękam, gdy p. Kasia wyciąga sanki. Odklejam się od Mamy, siadam na sankach i w drogę! Dzisiaj mamy zajęcia o zimie i liczymy wszystko co się da (tzn. p. Kasia liczy, a ja się powoli oswajam) – czapki, szaliki i rękawiczki, i jeszcze kule śnieżne. Ćwiczymy też pisanie cyfry 1, 2 i 3 – w śniegu oczywiście (w roli śniegu wystąpiła znana i lubiana bita śmietana).Była nauka, czas na relaks i moją upragnioną muzykę, a dokładniej logorytmikę. Kiedy się wagaruje przez kilka miesięcy, to jak się wraca, wszystko jest nowe, wszystko jest inaczej. Byłem mistrzem piosenek wszelakich śpiewanych na logorytmice i muzykoterapii (i cały czas je pamiętam), a dzisiaj wszystko jest dla mnie nowością (nici z popisów). Ze starych hitów śpiewamy tylko „Pan Mateusz ma kapelusz”. Dobre i to… przynajmniej wiem gdzie jestem, wiem że dobrze trafiłem. Całej reszty nie znam, ale poznam. Teraz będę tu co tydzień, w każdy czwartek, aż do końca czerwca. I znów będę mistrzem 😉
Na wszystkich zajęciach jesteśmy w komplecie – Mama, Marysia i ja. I muszę Wam powiedzieć, że ta moje dzidzia jest bardzo grzeczna (i bardzo ładna) i w ogóle nie przeszkadza w zajęciach. A na muzyce, to nawet wierzga nóżkami, jakby chciała zatańczyć. Jeszcze trochę Marysiu!
Gdyby we wrześniu ktoś mnie zapytał, czy oddam mu Marysię, oddałbym bez wahania. I wiecie co? To byłby największy błąd w moim życiu! Teraz już wiem, co mam i nie oddam Maniuty ani na chwilę! Denerwuję się nawet wtedy, kiedy ktoś bierze fotelik z Marysią żeby pomóc Mamie np. schodzić ze schodów. Serio! Wołam wtedy „Malisiaaa!”, wyrywam się w stronę „porywacza” i jestem bliski płaczu, bo boję się okropnie, że ktoś mi ją zabierze i nie odda. Jestem starszym bratem. Muszę bronić mojej Siostry przed wszystkimi potworami!
Po muzyce, czas na pracę. Idę do p. Michała i… sprawdzam ile mogę, na ile mogę sobie pozwolić, co mi się uda, a z czym będę musiał odpuścić. Oj, nie jest to łatwe. Stawianie na swoim i robienie tego, co się chce jest dużo przyjemniejsze niż odpuszczanie, kompromis i oddawanie komuś kredki, kiedy wcale się nie ma na to ochoty.
Za tydzień o tej porze będę oswajał się z jedzeniem. Może dotykał, może gotował, może próbował, może gryzł, może lizał, może jadł… zobaczymy. Ale dzisiaj jeszcze nie, dzisiaj jeszcze mam wolne i zamiast zmieniać moje żywieniowe przyzwyczajenia, relaksuję się na zajęciach z p. Anią.
Ostatnie zajęcia w dniu dzisiejszym mam z p. Sylwią. Czas na ćwiczenie łapek, m.in. na nawlekanie koralików na włochate patyki i wsuwanie trybików do skarbonki.
To była naprawdę fajna niespodzianka (mimo, że Tata wszystko wygadał). I to był naprawdę super dzień! Bardzo lubię moje Skarszewy! Zapomniałem, że aż tak bardzo! Z wrażenia nie śpię w drodze powrotnej, mimo że to pora drzemki, mimo że jadę samochodem, mimo że jadę długo, mimo że jestem taki zmęczony.
A to nie koniec niespodzianek na dziś! Zamiast wrócić do domu jedziemy odwiedzić jeszcze Ciocię Elę i Babcię Tesię! Cały dzień mamy na zabawę i przyjemności, bo dzisiaj i wszystkie kolejne czwartki spędzam z Mamą i z Maniutą. Mam wolne od przedszkola (które zresztą też bardzo lubię).
Zasypiam w drodze powrotnej. Mieliśmy odebrać Antosia ze szkoły, ale ja śpię, Marysia śpi, a przecież Mama nas ani nie zostawi samych w samochodzie, ani nie obudzi, ani nie zaniesie… Wracamy więc do domu. Antosia odbierze i przywiezie Dziadziuś Michał (moja dzisiejsza niespodzianka nr 3).PS Dzisiaj nie byłem w przedszkolu, ale nic nie stoi na przeszkodzie żebym przedstawił Wam moją ulubioną koleżankę Zuzię. Zuzia chodzi do grupy średniaków i jest najfajniejszą ze wszystkich dziewczynek jakie znam, a do tego ma piękne włosy! Uwielbiam głaskać ją po głowie 🙂
Stasieńku kochany tydzień temu odkryłam Twojego bloga i po prostu jestem Tobą Kruszynko oczarowana. Na pewno zostanę z Tobą i będę mocno kibicować Twoim postępom. Moc uścisków i buziaków dla Ciebie i całej Twojej niezwykłej Rodzinki
O rany, wchodząc na tego bloga – zupełnie przypadkiem! – w życiu nie myślałam, że to będzie takie magiczne miejsce. Staszek jest cudowny i nie można się nie zakochać w nim od pierwszego wejrzenia! Niesamowity chłopiec, prześliczny i taki rezolutny. Widać, że uwielbia te zajęcia, już samo patrzenie na zdjęcia sprawia przyjemność – aż żal, że nie można widzieć go na tych zajęciach osobiście 🙂
Ściskam mocno mocno Staszka, „Malisię” i cudowną rodzinkę!