Dwa lata temu rozpocząłem moją biegową przygodę w Biegowym Grand Prix Dzielnic Gdańska. Pobiegłem raz, spodobało mi się, więc biegałem dalej. Rok 2012, w którym się urodziłem, dawał mi miejsce w Biegu Malucha i powiem Wam, że choć i tak zawsze zamykałem wyścig, to dobrze czułem się w tej grupie. Bieg był wymagający, ale za każdym razem udawało mi się dobiec do mety o własnych siłach. Ostatecznie te 150/200 metrów, to nie tak dużo, nawet dla takiego wiotkiego malucha jak ja.Jednak im się jest starszym, im się jest większym, im bardziej doświadczonym, im sprawniejszym, tym wyżej trzeba stawiać sobie poprzeczkę. I tak oto, jak mi metryka nakazuje, po raz pierwszy w życiu staję na linii startu Biegu Dzieci Młodszych. Przede mną trasa mierząca 600 metrów. Strasznie dużo! Ale o tym za chwilę…Pakiet startowy odbieram dzień wcześniej, wracając z basenu i dzięki temu, nie muszę się spieszyć na mój dzisiejszy bieg. I choć zdążyłbym odebrać pakiet dziś, bo docieram na miejsce ok 11:10, to jednak oszczędza mi to stresu związanego z ewentualnym spóźnieniem i utratą miejsca w biegu.Pogoda nie rozpieszcza. Zapowiadali, co prawda przelotne deszcze, ale ten przelot właściwie nie przelatuje i pada, kropi, leje, pada, kropi, leje, pada, kropi i leje bez przerwy. W taką pogodę ciężko się odnaleźć, ciężko się czymś zająć, zrelaksować, czy skorzystać z dostępnych atrakcji.
Nie chcę kręcić kołem fortuny pełnego prezentów od kina Helios, nie chcę brać udziału w konkurencjach lekkoatletycznych, nie chcę ćwiczyć podczas rozgrzewki.Za to chcę wchodzić na drzewa, skakać na dmuchanym stadionie i kibicować młodszym uczestnikom biegów. Rozczulają mnie ci najmniejsi z Biegu Brzdąca, więc witam ich z uśmiechem i nazywam słodziakami. Jeśli chodzi o start w moim własnym biegu, nie jestem jeszcze pewien, czy mam na niego ochotę. Jest zimno i jestem przemoczony do suchej nitki. Okulary mam zaparowane i ociekające wodą, softshella, koszulkę, spodnie, majty i skarpety zupełnie mokre, a w butach mam bajoro. Jednak im więcej dzieci na mecie, im bliżej do Biegu Dzieci Młodszych, tym chętniej myślę o moim starcie. A kiedy słyszę komunikat, że pora się ustawić, jestem zwarty, gotowy i szczęśliwy. Tylko Mamę wciąż trzymam za rękę i liczę na to, że pobiegnie razem ze mną.Tuż po starcie Mama puszcza moją rękę i dalej biegnę już sam.Dobiegam do bramy z napisem META, czytam… i myślę, że to już koniec. Zwalniam i czekam na oklaski, jednak nikt nie klaszcze. Moja meta jest dużo dalej. Mama podaje mi rękę, ale ja nie chcę już biec. Chwilę więc idziemy i zbieramy siły. Zimno już mi nie jest, ale mokro zdecydowanie tak. Z nieba leje się prawdziwy potop. Tuż przed zawrotką słyszę ostry doping. To wolontariusze swoimi okrzykami przychodzą mi z pomocą. To mi dodaje skrzydeł. Siły wracają, motywacja wraca, lecę dalej. Moc opuszcza mnie jeszcze dwa razy, ale wraca ze zdwojoną siłą za każdym razem, kiedy widzowie dają mi wsparcie. To naprawdę wielka pomoc. Kiedy słyszysz, że już blisko, że dasz radę, że świetne ci idzie, to zaczynasz w to wierzyć i po prostu biegniesz.Wśród oklasków i okrzyków wbiegam na metę. Nie pokonałem żadnego z zawodników, ale i tak zwyciężyłem. Pokonałem ulewny deszcz i własną niemoc. Dałem radę!Do zobaczenia w czerwcu, na trzecim etapie Biegowego Grand Prix Dzielnic Gdańska.PS Zdjęcie z mapą pochodzi ze strony Biegowego Grand Prix Dzielnic Gdańska i to oni są jej autorami i właścicielami.