Mama otwiera lodówkę, a tam… resztka mojej wczorajszej jogurtowej mieszanki i cała duża, truskawkowo-poziomkowa Jogobella, otwarta wczoraj przez Marysię. Co by się nie zmarnowało, Mama przelewa duży jogurt do miseczki z niedokończonym wczoraj śniadaniem, miesza i podaje. Choć to resztki, bardzo mi one smakują. Razem z Tatą i z Marysią wyjeżdżam do przedszkola. Zabieram ze sobą banana, naleśniki i pojemnik na dzisiejszy obiad. Mama zostaje w domu i zaczyna robić ciasto na imprezę z okazji zakończenia roku przedszkolnego. Ciasto zrobione do połowy, a tu już trzeba lecieć na zakończenie do mojego, mądrego i pracowitego Antosia. Uroczystość trwa tak długo, że po powrocie do domu, Mama nie ma już czasu na kończenie ciasta. Nie zdąży się upiec! Wychodzi więc z Figą na spacer i myśli, co by tu kupić na dzisiejsze zakończenie. W tym czasie, mój Antoś szykuje na moją imprezę wielki słój najpyszniejszej, domowej lemoniady według własnego, tajnego przepisu oraz owocowe szaszłyki. Brat na medal!Mówiłem, że zabrałem do przedszkola jedzenie, ale na konsumpcję nie mam niestety czasu. Najpierw przebieram się w strój galowy (rano już go miałem, ale żeby w przedszkolu nie było mi za gorąco, zamieniam koszulę na t-shirt, a długie spodnie na szorty), potem mamy próbę, a końcu bardzo długie, pięknie przygotowane występy dla Rodziców i Rodzeństwa. Występy wokalno-taneczne już za nami. Ubieranie biretów i odbieranie nagród i dyplomów za nami. Dziękowanie dzieciom, rodzicom, dyrekcji i naszym kochanym paniom już za nami. Wreszcie mogę coś zjeść. Pani Iwonka mnie zagaduje, a tymczasem Mama realizuje swój chytry plan. Do pustego pudełka po serku Tutti, przerzuca Świeżucha. Pyszne, ale niewystarczająco sycące. Na szczęście ktoś przyniósł banany. Jeszcze większe szczęście, że nikt ich nie zjadł. A największe szczęście ze wszystkich szczęść jest takie, że nikt ich nie pociął w plastry, ani nie poprzecinał na pół. Zjadam kilka sztuk, a resztę pakuję na wynos.Wracamy do domu. Choć zjadłem trzy, albo cztery banany, znów jestem głodny. Mama szykuje dla mnie żółty obiadek z dodatkiem prosa. Miesza wszystko dokładnie, a ja dokładnie wyskrobuję zawartość miseczki. Na deserek jest serek. Dziś, po raz pierwszy od kilku dni Tutti. Zapowiada się wspaniały posiłek, aż do momentu, gdy Mama zaczyna przekładać mój serek do miski! W ogóle tego nie rozumiem. Przecież serki je się z pojemniczka. Miseczka w ogóle nie pasuje. Wszystko nie tak! Wszystko źle! To nie jest mój serek! To jest oszustwo! Choć po kilku minutach rozpaczania, zaczynam się uśmiechać, to i tak nie zamierzam tego zjeść. Nie i koniec! Nie i kropka. Nigdy w życiu!Wychodzę z Mamą na wieczorny spacer z Figą. Miło nam się wędruje. Nie jest już tak gorąco, jak w ciągu dnia, ale nadal jest ciepło i bardzo przyjemnie. Tak przyjemnie, że do domu wracamy tuż przed 22:00.Jestem bardzo głodny i bardzo zmęczony. Myję ręce, zamawiam kaszkę i siadam do stołu. Na stole zastaję mój niezjedzony serek. Trochę chciałbym go zjeść, a trochę nie. Gdyby był w pojemniku, nie miałbym najmniejszych oporów, ale ten jest w miseczce. Skąd mam wiedzieć, że nie jest podmieniony? Skąd mam wiedzieć, że to mój serek? Skąd mam wiedzieć, czy ktoś tam czegoś nie dosypał? Ostatecznie jednak się decyduję, ale pod warunkiem, że ktoś mnie nakarmi. Łatwiej pokonywać strachy, kiedy ma się obok siebie kogoś, kto bardzo nas kocha.PS Słomka widoczna na drugim i trzecim zdjęciu, to słomka ekologiczna, zrobiona z kukurydzy, biodegradowalna w 100% 🙂
Szanowni Państwo, zawsze z przyjemnością czytam Staszkowe historyjki. Miałam cudowną córeczkę z zespołem Downa. Umarła 22 lata temu w wieku 16 lat. Była śliczna, utalentowana muzycznie i plastycznie. Miała, niestety, wadę serca, która mimo operacji nie pozwoliła Jej żyć dłużej. Rok po śmierci Ani urodził się Jej brat – zdrowy i równie utalentowany.
Serdecznie pozdrawiam Stasia – życzę wszelkiej pomyślności całej rodzinie.
Proszę nie publikować tego postu.
Marzena Noworyta.