Skończyłem 6 miesięcy. Jestem dużym chłopcem, a jak wiadomo duzi chłopcy jedzą marchewę. Zostaję z Antkiem i z Wujkiem Łukaszem, a Mama maszeruje do budki. Wybiera najpiękniejszą, najbardziej soczystą i najsłodszą marchewkę pod słońcem. Najpierw mycie, potem obieranie, znów mycie i krojenie.
Teraz nadeszła pora na gotowanie. Rude jest wredne, wiadomo 😉 Marchewa jest uparta, gotuje się powoli, a ja już się nie mogę doczekać. No i jest! W końcu zmiękła. Mama ugniata ją na paćkę, przeciera przez sitko i gotowe!
Wygląda apetycznie i przyjemnie pachnie. Ciekawe, czy jest też smaczny? Jest ciepło, więc idziemy na balkon. Podobno na dworze wszystko lepiej smakuje.
Trochę się niecierpliwię i poganiam Mamę, nie żebym był głodny…, ale bardzo jestem ciekawy, czy będzie mi smakowało. Do tej pory jadłem tylko mleko Mamusi. Zaczynamy. Antek rwie się do karmienia i pakuje mi dwie łyżeczki do buzi. Starszy Brat ma swoje prawa 🙂 Zjadam mój pierwszy dorosły posiłek, Antek asystuje i chyba widzi, że mi smakuje, bo też chce spróbować. Próbuje, ale minę ma nietęgą. Jemu już inne smaki chodzą po głowie, tzn. po języku 🙂
Pychotka. Marchewka naprawę jest smaczna! Kto nie wierzy, niech spróbuje!