O piątkowym dniu pełnym pracy i weekendowym lenistwie

Już niedziela, a ja dopiero teraz mam chwilkę, by opowiedzieć Wam o tym, co robiłem przez ostatnie 3 dni.

W piątek…

…muszę wcześnie wstać, bo jak to w piątek, jadę do Skarszew. Droga daleka, a po drodze muszę jeszcze odwieźć Antka do przedszkola i zgarnąć Szymka (po raz ostatni). Wstaję więc wcześnie, ale w dobrym humorze 🙂

Wpadam do Szymka na śniadanko i razem ruszamy na nasze ćwiczenia.Droga do SkarszewDzisiaj mała, nieoczekiwana zmiana planów. Ponieważ p. Emilka, p. Beata i p. Patrycja pojechały na szkolenie z przeżuwania (jak wrócą to na pewno nauczą mnie tej sztuki), to zamiast pierwszych zajęć z p.Patrycją, idę razem z Agutą do Sali Doświadczania Świata.

Wszyscy zgodnie twierdzą, że w związku z tym, że tak dzielnie maszeruję, stawiam krok za krokiem i bez przewrotki mogę przejść cały korytarz… nie potrzebuję już dwóch godzin rehabilitacji w Skarszewach. Dzisiaj mam więc ostatnie zajęcia z p. Gosią. Ostatnie w tym semestrze, bo może spotkamy się jeszcze w czasie ferii lub w drugim półroczu.

Rehabilitacja - tor z przeszkodami

Rehabilitacja – tor z przeszkodami

Wyćwiczyłem ciało, teraz idę ćwiczyć umysł. Na zajęciach z p. Kasią dopasowuję kształty. Póki co te najprostsze – kółko i kwadrat. Aby być jeszcze wspanialszym pomocnikiem Mamusi uczę się piec plastikowe babeczki w zabawkowym piekarniku. Ćwiczę też wkładanie piłek do celu – większą wrzucam do kosza, a małą wkładam do tuby.

Ćwiczę koordynację wzrokowo-ruchową, czyli wkładam małą piłkę do wąskiej tuby.

Ćwiczę koordynację wzrokowo-ruchową, czyli wkładam małą piłkę do wąskiej tuby.

I już koniec, kropka, finito. Już za mną ostatnie w tym semestrze piątkowe zajęcia. A tak dziś one wyglądały:

Wracam prędko do Gdańska. Odstawiam Szymusia i Ciocię na Jasieniu, a sam (tzn. z Mamą) śmigam pod dom żeby zgarnąć Mateuszka i Ciocię Magdę. Zaraz zaczynamy konie (tzn. hipoterapię)!

Dzisiaj zacząłem całkiem nieźle. Zero stresu, wsiadam na konia bez skwaszonej miny, nic a nic się nie boję… no może prawie nic. Lekki stresik jest, bo koń całkiem duży, a ja całkiem mały. Ale wsiadam, jak na kowboja przystało i jadę. W pewnym momencie koń zupełnie mnie zaskoczył i straszliwe przestraszył. Parsknął, przez całe jego ciało przeszedł drżący dreszcz, a ja się rozpłakałem. I tak z małymi przerwami płakałem już do końca zajęć. A taki dzielny byłem! Eh.

Weekend…

…jest od odpoczywania i spotykania się z Przyjaciółmi, więc to właśnie robię 🙂

Bawię się, odpoczywam i robię bałagan. Aha! I oczywiście jak na mnie przystało, zasypiam gdzie popadnie 🙂

Sobotnia, popołudniowa drzemka.

Sobotnia, popołudniowa drzemka.

A teraz idę już spać, bo jutro rano czeka mnie wczesna pobudka. Dobranoc :*zespół Downa, Staszek-Fistaszek, 21 miesięcy


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *