O Jasełkach Antosia i ostatnich zajęciach przed bardzo długim weekendem

Wiem, wiem. Zupełnie jestem niesłowny. Wczoraj miałem dodać filmiki do przedwczorajszego wpisu, ale nastąpiło zmęczenie materiału i nie byłem w stanie.

Środa…

…była zupełnie luźna i po raz pierwszy od dłuższego czasu miałem popołudniową drzemkę w domu. To miłe uczucie. Chociaż przed zaśnięciem wciągnąłem do łóżeczka kosz (taka materiałowa głowa pelikana) z piłkami. Wysypałem większość z nich żeby się trochę pobawić. W rezultacie dla mnie nie zostało zbyt wiele miejsca. Usiadłem więc na płasko i złożyłem się jak scyzoryk. Pozycja nie była wygodna, więc jak Mama weszła żeby mnie przykryć, zacząłem się przebudzać. Szybko mnie więc odkopała i dalej mogłem już sobie wygodnie i smacznie spać.

Ale zanim uciąłem sobie popołudniową drzemkę byłem na zajęciach logopedycznych w Gdyni. Odniosłem dwa sukcesy, więc warto było zrywać się z łóżek o 6:45 żeby ich doświadczyć. Pierwszy jest taki, że bez problemu zniosłem mój mega intensywny masaż buzi (a to nie lada osiągnięcie, bo za pierwszym razem wyłem w niebo głosy). A drugi sukces jest jeszcze lepszy. Otóż zjadłem pół biszkopcika. Suchar z niego był straszny, ale dobry. Najpierw pani Małgosia częstowała mnie małymi kawałeczkami prosto do buzi. A potem sam zacząłem odgryzać nawet większe kawałki. Jak miałem problem z gryzieniem trzonowcami, to przesuwałem ciacho języczkiem pod jedynki i siekałem je na drobne kawałki. A jak pani logopeda odsunęła ciacho, zacząłem domagać się jego powrotu, pokazując palcem i mówiąc „To!”. No i dostałem.

Miałem mieć jeszcze rehabilitację. Też w Gdyni, ale dopiero o 16:00. Tym razem „na szczęście” p. Maciek ją odwołał, więc mogę wrócić do domu i odpoczywać 🙂

Po południu Mama znów mnie poczęstowała biszkopcikiem, ale nie wziąłem. Co za dużo, to niezdrowo. I obiadku od Rodziców też nie chciałem. Wolę swój.

A o 19:30 standardowo zasypiam. Dzień jak co dzień, noc jak noc. Śpię do ok 7:00 – 7:30. Mama mówi, że gdyby Antoś też tak spał, byłoby idealnie.

Staszek-Fistaszek, zespół Downa, trisomia 21, 22 miesiące

A dzisiaj mamy czwartek.

Jak się skończy będę miał weekend. Bardzo długi, bo aż 2,5 tygodniowy.

Póki co, ciężko pracuję. Zaczynam o 8:00 zajęciami z Metody Krakowskiej. Jak Mama zdjęć nie robi i filmów nie nagrywa, to ładniej pracuję. No bo jak pstryka i kręci, to siedzi obok, a jak tego nie robi, to zajmuje się swoimi sprawami i nie ma mnie kto ratować. To jeden z wielu plusów zajęć prowadzonych w domu – Mama ma czas „dla siebie” (czyt. dla prac domowych). A tych plusów jest znacznie więcej, np. takie:

  • mogę spędzić trochę czasu w domu i się pobawić (albo wyspać), zamiast po raz kolejny tracić go na ubieranie się, pakowanie, ładowanie do samochodu i dojeżdżanie na zajęcia (a to dla nas naprawdę duży luksus biorąc pod uwagę fakt ile w tygodniu jeździmy),
  • kiedy mam zajęcia w domu, nie potrzebujemy samochodu, więc Tata może zawieść i odebrać Antosia z przedszkola,
  • Mama też może pobyć w domu, więc ma szansę na nadrobienie zaległości w podlewaniu kwiatków, zmywaniu naczyń, gotowaniu obiadów itp.

W czasie zajęć standardowo próbuję zwalić wszystkie zwierzątka na podłogę, ale Magda wymyśliła, że włoży je do wysokich pudełek zamiast postawić je na stoliku. Wkłada do pudła „iha”, czyli konia, a potem „muu”, czyli krowę. Potem podaje mi napis „muu” i pyta mnie gdzie jest „muu”, a ja ćwicząc swoją pamięć wrzucam kartkę do odpowiedniego pudełka. Tak samo z „iha”, „iii”, czyli świnką i „hau”, czyli pieskiem.

Ostatnio chwaliłem się, że rozpoznałem dwa dźwięki z moich magicznych klocków („Pamięć dźwiękowa”), a dzisiaj rozpoznałem wszystkie cztery! Czyli z 3 klocków wysłuchałem dwóch, które były schowane. Potem posłuchałem swojego, a potem musiałem wskazać, który pasuje. Wyszło bezbłędnie za każdym razem, a razów były cztery. To na pewno oznacza, że mam słuch absolutny i że będę świetnym muzykiem 🙂

O 9:45 zaczynam zajęcia w OWI i ku wielkiej radości spotykam tam Szymka i Ciocię Anetkę, którzy przyjechali na rehabilitację. Kiedy kończę, znów się spotykamy w szatni. Ostatnio mamy do siebie szczęście, bo na „Polankach” też się widywaliśmy.

Wracam do domku, ściągam książki z półek i sobie „czytam”. Bardzo lubię książki, zwłaszcza takie prawdziwe, dla dużych chłopców.

Drzemkę mam dziś wcześniej. Mama kładzie mnie już po 11:00. To dlatego, że o 13:30 zaczynam ostatnie w tym turnusie zajęcia na „Polankach”, no i muszę się wyspać żeby być w dobrej formie. Na szczęście udało się nam zgrać autobus, więc mogę pospać do 13:00 (ale gdybym miał te zajęcia w domu, pospałbym o pół godziny dłużej). Jedziemy autobusem, bo auto jest w warsztacie. A wracamy na piechotkę, bo to prawie blisko.

Na zajęciach ćwiczę jak najprawdziwszy zuch. Szkoda, że to już koniec! Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym trochę nie pomarudził, ale p. Łukasz jest strasznie wesoły i udaje mu się zachęcić mnie do pracy 😀


Po południu jadę do najlepszego na świecie Brata, czyli mojego Antosia, do przedszkola, na Jasełka. W zeszłym roku Antoś był Jezuskiem. W tym roku jest Pasterzem. Wspaniale wygląda w tym stroju! Mój dzielny, wspaniały Brat! Jak tylko nas zobaczył, zaczął się do nas uśmiechać i machać, a miał właśnie udawać, że śpi 🙂

Jasełka są wspaniałe. Dzieci tańczą i śpiewają, i też bym chciał tam z nimi być, więc co jakiś czas, zamiast siedzieć i patrzeć uciekam do mojego Antosia.

A na koniec robię sobie pamiątkowe zdjęcia z najlepszym aktorem pod słońcem 🙂

Moje jedzenie się rozwija. Dzisiaj jadłem ziemniaczki z talerza Rodziców. Kotleta wyplułem, ale i tak jest coraz lepiej 🙂

To by było na tyle. W ciągu najbliższych wielu dni będę miał tylko hipoterapię (1x w tygodniu) i naukę Metodą Krakowską (z Mamą, bo Magda wyjeżdża). A poza tym luz blues, odpoczynek, zabawa. Hurrra!

PS Zapomniałem się ostatnio pochwalić, że jak byłem we wtorek na „Polankach” to zostałem rozpoznany przez mamę małego chłopca, który też tam ćwiczył. Powiedziała, że zna moją stronę i że mnie lubi i że w rzeczywistości jestem jeszcze fajniejszy niż w internecie. To było bardzo miłe. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie :*

PS2 A już jutro jedziemy na Wigilię do Skarszew. Hej Kolęda, kolęda!


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *