II Biegowe Grand Prix Dzielnic Gdańska

Człowiek uczy się przez całe życie i ja wyjątkiem nie jestem. Żeby nie biec po raz drugi bez numerka startowego, a co za tym idzie, bez zapisania się w historii Biegowego Grand Prix Dzielnic Gdańska, na dzisiejszą imprezę wyruszamy znacznie wcześniej. Drugi z pięciu tegorocznych biegów odbywa się na Zaspie, terenie rozległym i prawie nieznanym, także tym bardziej muszę być na czas, a właściwie jeszcze przed nim – na wypadek korków, na wypadek trudności z parkowaniem, na wypadek problemów ze znalezieniem miejsca imprezy i punktu odbioru pakietów.

O 11:00 mamy już wszystko – nasze numery startowe, kupony na zupę i stos niepotrzebnych ulotek 😉Zaletą bycia przed czasem jest to, że nikt Ci nie zwinie sprzed nosa Twojego pakietu i to, że możesz rozejrzeć się i zobaczyć, że poza biegiem, są tu też inne atrakcje. Wadą jest to, że kiedy wychodzisz z domu jest zimno i pochmurnie, a kiedy zaczyna się Twój bieg, żar leje się z nieba, a Ty topisz się z gorąca. Rada na następny bieg – wziąć ciuchy na zmianę.

Jeśli chodzi o te inne atrakcje, to jest ich cała masa, a niemal wszystkie łączą się w jedną całość – trzeba zebrać pieczątki z kilku stacji sportowych, a potem wylosować nagrodę. Zaczynamy. Na pierwszy ogień idzie piłka nożna i strzelanie gola, skakanie na skakance i rzut kaloszem do celu.

Kolejne stacje to wędrówka z piłką na łyżeczce (trochę sobie pomagam przytrzymując ją drugą ręką), slalom z wielką piłką i kręcenie hula hop.

Jedną z najtrudniejszych konkurencji jest przerzucenie piłki przez obręcz. Próbuję i próbuję, i trafić nie mogę. Pilnująca stacji pani poddaje się za mnie i podpisuje moją obiegówkę. Ale ja jestem twardym zawodnikiem i nie zamierzam korzystać z taryfy ulgowej. Odbieram kartę dopiero wtedy, kiedy cel zostaje osiągnięty.Rzut do celu był najtrudniejszy, a bieg w workach z całą pewnością jest najśmieszniejszy. Co kic, to gleba, ale wcale się tym nie przejmuję. Wręcz przeciwnie! Bawi mnie to nieziemsko!

Nakręcony sukcesami biegnę w stronę ostatniej stacji.Tym razem też nie będzie łatwo. Przed nami rzuty piłką do kosza. Choć mam Ciocię koszykarkę, to sam nigdy nie ćwiczyłem tej dyscypliny. Ale nikt przecież nie gra w kosza w pojedynkę. Każdy wie, że to gra zespołowa, a ja, w moim zespole mam super zawodnika. Zawodnika – pomocnika! Mojego najsilniejszego, najdzielniejszego, najlepszego Brata!

Wszystkie atrakcje z boiska zaliczyliśmy. Teraz, z czystym sumieniem, możemy zdać nasze karty i odebrać nagrody.Ja wygrałem mazaki, a Antoś biegową koszulkę. Bierzemy nasze nagrody i choć rozgrzani jesteśmy już bardzo, pędzimy na grupową rozgrzewkę. Zaraz zaczynają się biegi!

Kiedy biegliśmy w Kiełpinie, było jakoś łatwiej. Było więcej miejsca i mogłem mieć moją Mamę w zasięgu wzroku. Tutaj się tak nie da. Dzieciaki stają na starcie, na bieżni, a rodzice i pozostali kibice, stają za balustradą. Mama trochę się niepokoi, że ma mnie zostawić całkiem samego, ale ja nie jestem przecież sam! Proszę Antosia, żeby pobiegł razem ze mną, więc we dwóch stoimy na starcie.Wszystko poszłoby idealnie, gdyby nie to, że to za długo trwa. Nie jestem bardzo cierpliwy i takie długie czekanie trochę mnie męczy i stresuje. I jeszcze ten hałas – organizatorzy krzyczą żeby się cofnąć, gra głośna muzyka, a do tego najgorsze – wystrzał na znak, że trzeba już biec. Dla mnie to jednak znak, żeby zatkać uszy, stanąć i płakać. Bardzo nie lubię hałasów. Mama przybiega więc do mnie i podaje mi rękę. Teraz, choć łzy nadal leją mi się z oczu, już bać się nie muszę! Razem z Mamą, ręka w rękę, ramię w ramię… biegnę! Mama spogląda na mnie po chwili, a tam ani śladu po smutku, strachu i płaczu. Jest moc! Jest radość! Jest siła! Teraz dam radę już sam!

Dobiegłem! Jestem na mecie! Jestem zwycięzcą! Najpierw płakałem ja, teraz płacze Mama. Wzruszona po raz kolejny, że dałem radę, że mimo trudności i strachu, nie poddałem się, że mimo zespołu, mogę wszystko!Pokonałem swój strach i pokonałem swoją trasę! Z takimi kibicami (Antoś, Mama, Franek ze swoją rodziną, Wujek Michałek z Blanką i z Malwinką, Miłosz z bratem i rodzicami), nie mogło być inaczej! A teraz czas, żebym to ja stał się najlepszym i najgłośniejszym kibicem. Na starcie ustawia się mój Antoś.

No to jesteśmy! Nie pierwsi, nie ostatni, ale z całą pewnością zwycięzcy!Po czym poznać, że ktoś dał z siebie absolutnie wszytko? Ano po tym, że pada w drodze powrotnej do domu 😉Powiem Wam tak: bieganie wciąga! Kibicowanie również! Nie traćcie ani chwili i zapiszcie się na kolejny bieg! Zbierajcie wspomnienia, a nie przedmioty! Do zobaczenia na linii startu i powodzenia!


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *