Odwiedziny u pana Hashimoto

Kiedy 21. września odwiedziłem mojego endokrynologa, nie pisnąłem Wam o tym ani słowa. Inne rzeczy zajmowały nasze serca i nasze głowy, i pisać po prostu się nie dało. Dlatego teraz, pięć miesięcy później, zanim przejdę do dzisiejszej wizyty, napiszę Wam kilka słów o tej wrześniowej.Jak przy każdej kontroli, przyszedłem z kompletem wyników:

  • waga – 16,8 kg
  • wzrost – 101,6 albo 102,5 cm (mamy dwie wersje na zdjęciach, także nie wiem, na którym stoję prosto, a miarka dobrze przylega),
  • 25 – hydroksywitamina D w surowicy – mój wynik z 7. września 2018, to 28,2 ng/mL przy normie dla dzieci 20-60 ng/mL, także po raz pierwszy w życiu w normie. Zapewne dlatego, że lato było wyjątkowo długie i słoneczne, a moja suplementacja pozostała na poziomie 4 kropli Vigantolu dziennie.
  • Hormon tyreotropowy (TSH) – 5.586 uU/ml
  • Wolna tyroksyna (FT4) – 13.94 pmol/l
  • Przeciwciała przeciwko peroksydazie tarczycowej – 816.62 H IU/ml (przy wartości referencyjnej <5.61)
  • Przeciwciała przeciwko tyreoglobulinie 11.75 H IU/ml (przy wartości referencyjnej <4.11),
  • USGPED tarczycy:

Wyniki tarczycowe nie były najlepsze, mimo że od kilu miesięcy, każdego dnia, pół godziny przed śniadaniem, przyjmowałem 50 ug EUTHYROXU. Ale to już przeszłość. Dzień po wizycie u endokrynologa, zgodnie ze wskazaniami lekarza (tym razem, zamiast mojej pani doktor, był to dr Łukasz Szmygel) weszła nowa dawka, a właściwie nowa, na zmianę ze starą. Cztery razy w tygodniu miałem wciągać 50 ug, 3 razy w tygodniu – 62,5 ug. Inne zalecenia, to kontrola w marcu 2019, dalsze przyjmowanie witaminy D (2000j dziennie) i ewentualna korekta dawki przez pediatrę, kontrolne badanie krwi oraz USGPED tarczycy.

Skoro znacie już przebieg wrześniowej wizyty, znacie moje wyniki sprzed kliku miesięcy i zalecenia mające obowiązywać do kolejnej kontroli, przejdę do poniedziałkowych badań, przez które musiałem przejść przed piątkową wizytą u dr Bautembach-Minkowskiej.

Wstaję wcześnie rano, ubieram się, myję zęby i wyruszam w trasę. Dzień inny niż wszystkie, bo rano nie wziąłem euthyroxu, ani nie zjadłem śniadania. Wszystko dlatego, że muszę zrobić badania krwi. Kiedyś lubiłem kuj kuje i cieszyłem się na wizytę w laboratorium. Jednak doświadczenie nauczyło mnie, że nie ma się z czego cieszyć.Moje żyły są mało widoczne, także pobranie wygląda zazwyczaj tak, że ogromna igła wbijana jest w moją rękę (tym razem w dłoń), a pani pielęgniarka przesuwając ją pod skórą, próbuje znaleźć źródło. Nie jest to proste, pani wkłuwa się trzy razy, pobranie trwa długo, kropla za kroplą spływa powoli do kolejnej próbówki, boli okropnie, wygląda jeszcze gorzej. W końcu się udaje. Krew zostaje zamknięta w fiolce, dziury w ręce zaklejone, łzy otarte. Mogę iść na śniadanko. Zdradzę Wam przy okazji, że pani przyjmująca moje zlecenie potrzebowała moich dokumentów (dowód osobisty, legitymacja, cokolwiek)! Nigdy w życiu nikt nas o nie nie prosił, także było to niemiłe zaskoczenie…, zwłaszcza że dokumenty zostały w domu. Także, jeśli wybieracie się do UCK, to nie zapomnijcie zabrać dowodu tożsamości pacjenta. W poczekalni jest bardzo tłoczno, nie ma gdzie usiąść, jest gorąco i jakoś nieświeżo, także zjem mój jogurcik, czekając na badanie USG, w innej części UCK. Ledwo skończyłem, zjadłem i się napiłem, i już mnie wołają. Jeden lekarz trzyma aparat i jeździ nim po mojej szyi, troje patrzy i omawia to, co widzą na monitorze. A widzą niezłe zmiany! Całkiem spore, jak na takiego malucha. Lekarz prowadzący widzi też keczup…, ale ja mu mówię, że to niemożliwe, że to nie keczup, tylko krew. Nie wiem, czy mi uwierzył. Ja mu ani trochę. Po wszystkich badaniach, jadę jeszcze do ortodonty, umówić się na wizytę kontrolną. Dzięki temu, że byłem tu kiedyś jako całkiem mały, bezzębny dzidziuś, mam otwarte drzwi. W innym wypadku, odesłano by mnie z kwitkiem. A tak, już 14. maja będę mógł pokazać moją paszczę, w której obok wszystkich mleczaków, rosną sobie dwa stałe zęby.

No i w końcu jesteśmy w teraźniejszości! Jest piątek, świeci słońce, ptaszki śpiewają, a ja mam wolne! Kilka miesięcy temu rozpadł się mój grafik z zajęciami w fundacji i nie mam piątkowych lekcji z Ewką i z Magdą. Kiedy umawiałem dzisiejszą wizytę, zajęcia jeszcze były i miałem tu przyjść zaraz po nich. Nie ma jednak tego złego… zamiast się spieszyć, powoli wstajemy, ze spokojem jemy śniadanko, szykujemy się do wyjścia.

Z tego nadmiaru czasu omal nie tracę mojej Mamy! Wyobraźcie sobie, że zjadła tak dużo na śniadanie, że prawie mi tu pękła! Tak przynajmniej twierdzi. Martwi mnie to okropnie, więc przytulam ją mocno i całkiem poważnie, patrząc jej w oczy, mówię: „Nie pękaj Mamo! Jak pękniesz, to nie będę miał mamy! I wyjdę sam na ulicę i przejedzie mnie samochód!” Mama nie pękła, ja „pękłem” balony, świat… mój świat, został ocalony!Chwilę po 11:00 wychodzimy z domu. Za niecałe pół godziny mam moją wizytę, a tu jeszcze trzeba dojechać i co gorsze zaparkować. Pod UCK nie jest to łatwe, ale na szczęście miejsce znajdujemy dość szybko… za to dość daleko. Pędzimy ile sił w nogach i na ostatnią chwilę wpadamy do gabinetu na pierwszą część badania. Najpierw ważenie i mierzenie z panią pielęgniarką, a dalsza część wizyty, za kolejnymi drzwiami. Oto moje wyniki:

  • waga – 16,9 kg (również wtedy, kiedy się nie podpieram),
  • wzrost – 105,2 cm,
  • Wiek kostny (badanie zlecone przez mojego pediatrę, z dnia 17.10.2018r.) określony na 5 lat i 6 m-cy, wówczas kiedy mój wiek faktyczny wynosił 6 lat i 8 miesięcy,
  • Transaminaza alaninowa – 19 U/l
  • Hormon tyreotropowy (TSH) – 3.099 uU/ml
  • Wolna tyroksyna (FT4) – 14.85 pmol/l
  • Morfologia (badanie prywatne):
  • USGPED tarczycy:

Muszę Wam powiedzieć, że bardzo lubię moją panią doktor i naprawdę się cieszę, że po wielu próbach, udało mi się do niej dostać. Przede wszystkim jest świetnym specjalistą i wyprowadziła mnie z wielkich tarczycowych kłopotów. Zawsze zleca mi szereg badań, dzięki czemu stale monitoruje stan mojego zdrowia i w razie potrzeby zmienia leczenie. Poza tym jest niezwykle sympatyczna. Zawsze sobie z nią porozmawiam, trochę się pośmiejemy, zawsze usłyszę coś miłego. Pani doktor jest pod wrażeniem mojego rozwoju, tego ile mówię, co mówię i w jaki sposób, i zawsze o tym wspomina, także serce Mamy rośnie i cieszy się bardzo, że nie tylko ona widzi, jak to wszystko, co robimy, procentuje.

Pani doktor bada mnie na kozetce i po raz kolejny podkreśla, że muszę zacząć jeść inne rzeczy, a ja po raz kolejny muszę tłumaczyć, że lubię tylko słoiki, serki, banany, kaszkę i jogurciki. Jem tylko tyle i opcja zamiany któregoś z produktów na inny, w ogóle nie wchodzi w grę. Gdyby to było możliwe, jadłbym przecież wszystko. Na swoją obronę powiem tylko, że choć jestem żółty jak żółtko, tylko jeden z moich posiłków zawiera karoten (50g marchewki w 250g obiadku Bobovita – „Kluseczki z warzywami i indykiem”, czyli ok 100g marchewki dziennie, bo zwykle zjadam dwa takie obiadki). Tylko 100g marchewki dziennie, a jednak zdecydowanie za dużo. Moje stopy, dłonie, kolana i brzuch są pomarańczowe, czyli mam karotenozę. Moja wątroba sobie nie radzi! Co począć? Ratunku! Pomocy!

Po badaniu, kiedy pani doktor zapisuje moje wyniki w komputerze, rozmawia z Mamą i wypisuje skierowania, i recepty, ja zajmuję się porządkami. Urywam i zwijam w kulę stary ręcznik papierowy, na którym przed chwilą leżałem, wyrzucam go do śmietnika i rozwijam nowy dla kolejnego pacjenta. Pani doktor proponuje, że mnie zabierze ze sobą, Mamie trochę szkoda, więc proponuje zatrudnić mnie tu jako asystenta. Nie mam nic przeciwko, świetnie bym się sprawdził w roli osoby, która przygotowuje gabinet do badania.

A teraz zalecenia:

  • EUTHYROX – kolejna zmiana dawki. Tym razem, codziennie będę przyjmował 62,5 ug, rano, na czczo, 30 minut przed śniadaniem,
  • DEVIKAP/VIGANTOL – 4 krople, czyli 2000j dziennie,
  • badanie USGPED tarczycy za 6 miesięcy,
  • badanie krwi – 25- hydroksywitamina D w surowicy, wolna tyroksyna i hormon tyreotropowy, również za pół roku,
  • kontrola 13. września 2019r.

Po wizycie u pani doktor, wsiadam do samochodu i jadę do mojego przyjaciela Alusia. Czas rozpocząć weekend!

PS Jeśli chcecie zobaczyć jak to było wcześniej z tym moim Hashimoto, jakie były wyniki i jak wyglądały moje dawki, zajrzyjcie tu:


Kolejny rok, to kolejna szansa na wsparcie mojego rozwoju. Pamiętajcie proszę o mnie wypełniając Wasze PITy. Dziękuję!

Aby sprezentować mi 1% podatku wypełnij formularz PIT:
Numer KRS: 0000037904
Wnioskowana kwota: Kwota 1% obliczonego podatku (zaokrąglona)
Cel szczegółowy 1%: 19237 Bachnik Stanisław


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *