Wstajemy i coś nie możemy się wybrać na miasto. Dobrze nam u Basi i Radzia. W końcu po pysznym śniadaniu i serii zdjęć ruszamy.
Leżakuję jeszcze chwilę na gigantycznej parówie…
… i jedziemy na Rynek. Początek imprezy przesypiam i Rodzice martwią się na zapas, że nic nie zobaczę.
Wyspałem się w końcu wiec udało mi się zobaczyć Rynek i jego odnogi 🙂
Wracamy do samochodu, przed nami długa podróż.
Wyspałem się na spacerze, to teraz mi się nie chce…
Droga jednak długa więc w końcu zasypiam…
Budzę się dopiero w Trzeciewcu, za Bydgoszczą. Zjadam ciepły posiłek, Mama mnie przewija…
…ćwiczymy stópki i inne części ciała…
I ruszamy dalej. Mama bez butów, które zostawiła na stacji obok samochodu. Widać, nie tylko szewc chodzi na boso 😉 Droga zaczyna mnie męczyć, choć może nie tyle droga, co zęby które pchają się bezlitośnie przez moje obolałe dziąsełka. Nie pomaga maść, nie pomaga masowanie, nawet Mamy pierś przynosi tylko krótkotrwałą ulgę. Jadę więc z krzykiem, płaczem i bólem aż do gdańskiej Ikei. Tam zjadam jeszcze jeden posiłek i wreszcie spokojnie zasypiam.
W końcu docieramy do domu. Ale tu miło, spokojnie i przytulnie. Wszędzie dobrze, ale w domu… wiadomo 🙂 Przede mną pierwsza noc w łóżeczku od prawie dwóch tygodni, przez cały wyjazd spałem w gondoli od mojego wózka. Już się nie mogę doczekać.