Dziś mam zajęcia w Skarszewach. Czuje się tu zupełnie jak u siebie, a jestem tu dopiero siódmy raz. To chyba dlatego, że wszyscy są tacy mili i uśmiechnięci 🙂 Na zajęciach prowadzonych Metodą Weroniki Sherborne jestem już po raz trzeci. Dziś w męskim towarzystwie – z 18-to miesięcznym Maksem i prawie dwuletnim Oskarem. Zabawy w kocu bardzo mi się podobają 🙂
Kocyki są fajne. Można się w nich bujać, „latać” w górę i na dół, robić szur-szur, jeździć, przykrywać. Super! Ja najbardziej lubię bujanie i jeżdżenie. Przykrywanie też jest spoko 🙂
Po zajęciach grupowych mam spotkanie z panią logopedą. Tak się oswoiłem, przyzwyczaiłem, polubiłem, że aż miło. Rozglądam się na boki, obserwuję, gadam i uśmiecham się radośnie. Czasem korzystam z mojej wolnej woli – bronię się wtedy i panią odpycham, ale nie płaczę, nie marudzę, nic, a nic. Tak tylko zaznaczam swoją obecność i swoje prawa, żeby było wiadomo, kto tu rządzi. Zajęć wcale kończyć nie chcę, pani mnie przekonała, że masaż jest fajny, przyjemny i potrzebny, i ja się z nią zgadzam.
Chcesz zobaczyć, jak wygląda takie masowanie? Zobacz mój filmik:
Po spotkaniu z panią Emilką, mam zajęcia z neurologopedą. Masażu mieć nie mogę, bo co za dużo, to nie zdrowo, więc trochę się bawimy. Najbardziej podoba mi się bębenek na którym robię „bam-bam” i kolorowa sprężynka, która uczy mnie literki „A”. Jak? Trzymam (z pani pomocą) sprężynkę w dwóch rączkach i ją rozciągamy – wtedy pani mówi długie „aaaaaaaaaaa”, a potem rączki łączymy i pani rzuca serią krótkich „a-a-a-a-a”. Jeszcze trochę i będę powtarzał 🙂