„Przecież dzisiaj jest sobota, dzisiaj jest sobota, o tak…”
Nie byłbym sobą, jakbym nie spędził weekendu na baletach. Wczoraj wyjechałem więc do Poznania, a razem ze mną Antoś i Rodzice. Zaczęliśmy od odwiedzin w radiu i spaceru po starówce, a potem pojechaliśmy w las. Jednak najważniejszym punktem tej wyprawy jest ślub Cioci Basi i Wujka Radzia 🙂 Super, wspaniały i piękny! Dziękujemy za zaproszenie i świetną zabawę! Choć Rodzice bardzo się bali jak to będzie z dwójką dzieci, to okazało się, że powodów do zmartwień nie było 🙂 Co prawda przez większą część ślubu płaczę (nie ze wzruszenia, a z bólu dziąsełek), to na weselu jestem zuch nad zuchy i ładnie się bawię. Ok 21:00 przebrany w piżamkę zasypiam w spacerówce na sąsiedniej sali. Obok mnie, w gondoli śpi mały Oskarek, a mój roztańczony i rozbawiony Brat przychodzi spać do nas (w łóżeczku turystycznym) dwie godziny później. A żeby hałas nas nie denerwował, nie przeszkadzał i nie niszczył naszego słuchu, to mamy na uszach specjalne nauszniki Peltor Kid. Antoś (już od trzech lat, kiedy to jechał na swoje pierwsze wesele) i Oskarek mają swoje, a ja się swoich jeszcze nie dorobiłem. Na szczęście mogłem pożyczyć od mojego kumpla Stasia.
A w niedzielę…
…wyspany po weselu, ku uciesze Rodziców i Antka, wstaję o 7:00 🙂 Wszystko po to by zdążyć się spakować i pójść na poprawiny. Taki ze mnie rozrywkowy chłopak.
Na poprawinach bawię się chyba jeszcze lepiej niż na weselu. Głównie dlatego, że są na podwórku, na świeżym powietrzu, przy lesie, a pogoda jest wspaniale wiosenna. A jakby tego było mało, to jest jeszcze ognisko, śpiew, gitary i przejażdżka bryczką, ciągniętą przez najprawdziwsze konie. Konie są też w zagrodzie i strasznie się rwę aby jednego z nich pogłaskać. Może zapiszę się na hipoterapię? Już kiedyś jeździłem na koniku i bardzo mi się to podobało 🙂 No i z tego wszystkiego zamiast wyruszyć z Poznania zaraz po śniadaniu, jedziemy dopiero ok 17:00…
…a tydzień temu miało być przyjęcie urodzinowe u bliźniaczek – Lenki i Poli, ale ponieważ nie mogła przyjść Amelka, Maja i Szymek, to Ciocia Beatka (w dobrej wierze) przeniosła zabawę na 14. kwietnia, czyli na dziś. Wyszedł jednak niezły klops, bo w tym tygodniu nie podpasowało to pozostałym zaproszonym (którym pasowało tydzień temu), czyli Agatce, Matiemu, Mateuszkowi, Adasiowi i mi. Szkoda wielka, że Ciocia nie zrobiła dwóch imprezek! Jednak co się odwlecze, to… wiadomo i jutro zaraz po moich ćwiczeniach pojadę w odwiedziny do moich kumpelek.
Po niedzieli… poniedziałek 🙂
Na zajęciach, jak zawsze jest fajnie, choć przyznam, że jestem jakiś taki otumaniony. Ostatnio dość często jestem senny (nie śpię dużo, ale jestem jakiś taki klapnięty) i muszę koniecznie zrobić badanie krwi, bo taka senność może mieć związek z podwyższonym TSH. A dzisiaj, w czasie zajęć grupowych Agatka daje mi buziaki, zagląda mi paluszkiem w zęby, gładzi po moich stópkach i liże po buzi, macha przede mną rączkami, tańczy… staje prawie na głowie, żeby zwrócić moją uwagę, a ja chyba śpię. Zamiast się z nią bawić, patrzę na p. Anią i myślę już chyba o drzemce… a przecież dopiero co wstałem!
Ożywiony jestem właściwie tylko wtedy, kiedy poluję na banieczki mydlane…
Kolejne spotkanie jest z logopedą i choć początkowo jestem całkiem rozbawiony, pod koniec zajęć naprawdę zasypiam…
Ostatnie zajęcia mam z pedagogiem specjalnym – p. Sylwią i chwilami jestem nawet skupiony…No i tyle. Mogę już jechać do bliźniaczek 🙂
Dziś jest jeszcze piękniej niż wczoraj. Wiosna z każdej strony 🙂 Idziemy więc razem na bardzo długi, prawie trzygodzinny spacer. Ale czad! W sumie przez to całe jeżdżenia do wszystkich ośrodków, mamy z Mamą mało czasu na takie przyjemności. Trzeba to zmienić!
Już wtorek!
Dzisiaj mam leniwy dzień, no albo prawie leniwy. Rano jadę z Mamą do lekarza. Od kilku dni zdarza mi się wymiotować po jogurcie i Mama się trochę martwi, zwłaszcza, że zdarzyło mi się kilka razy zakrztusić tym, co wróciło z brzuszka. Okropnie to nieprzyjemne! No i teraz nie wiemy, czy to jakieś uczulenie, czy może wirus. Pani doktor mnie bada i mówi, że to taki mały wirus, co łapie teraz wszystkich po kolei. Na szczęście nie zarażam, więc spokojnie mogę pojechać na dzisiejsze ćwiczenia. A jadę z wielką ciekawością, bo mam zajęcia z nowym panem Michałem. Jeszcze nigdy razem nie ćwiczyliśmy, więc mam lekką tremę, ale po chwili się rozkręcam i strasznie mi wesoło 🙂 Okazuje się, że po mnie zajęcia ma Mateuszek, więc spotykamy się w przelocie i umawiamy na jutro na spacer 🙂 Ale fajnie!
Ehhh Stasiu, ale z Ciebie super chlopak, a zeby masz po prostu zazebiaste 🙂 I nareszcie droga do Skarszew wyglada tak jak powinna wygladac juz dawno 🙂 Pozdrawiam serdecznie z serca naszego kraju!
No dziękuję 🙂 Podoba mi się ten tekst o „zazębiastych zębach” 🙂 Hihi!
Kwiecień plecień… mam nadzieję, że ta zima wyplotła już się na dobre, a teraz przeplatać się będzie tylko wiosna z latem 🙂
Pozdrawiam znad morza!