W piątek…
…jeżdżę do Skarszew razem z Szymciem i Ciocią Anetką. Ale nie dziś. Szkodunia! Jadę sam, tzn. z Mamą i zamiast spać, marudzę. To chyba z nudów, z braku kumpla na sąsiednim fotelu.Jak w każdy piątek, zaczynam od zajęć z panią Patrycją, która jest logopedą i pedagogiem. Ćwiczymy dzisiaj onomatopeje, czyli mówimy jak zwierzaki – krowa, owca i słoń. Powtarzamy (tj. pani powtarza, a ja słucham) jak nazywają się poszczególne przedmioty.
Ale największą frajdę sprawia mi kąpiel w hydrokulkach.
Bez przerwy idę na rehabilitację. Nawet nie narzekam 🙂 Choć muszę się przyznać do licznych ucieczek. Zamiast robić ćwiczenia zadane przez panią, trochę oszukuję. Pani stawia mnie za walcem. Plan jest taki, że walec się toczy, a ja za nim idę, bo przed walcem jest kusząca przynęta. Jednak zamiast pchać walec i iść do przodu, ja próbuję go obejść i sięgnąć z drugiej strony. Druga opcja to ucieczka w stronę huśtawki.
Na salę przychodzi Majka. Nasz mistrz. Choć jest młodsza ode mnie o prawie dwa miesiące, potrafi już samodzielnie chodzić. Serio! A też ma zespół. Ah, ta Majka! Zostaję trochę na sali i podpatruję, jak ta Maja to robi.
Przerwa minęła i idę na kolejne zajęcia. Tym razem z psychologiem. Bawię się kosteczkami, wybieram które do siebie pasują, a potem karmię nimi pluszowego pieska…, albo sam je zjadam.
A tak powstaje wieża zbudowana rękoma mistrza, czyli moimi:
Ostatnie zajęcia zakończyłem wielkim sukcesem i dumny jak paw mogę wracać. Na korytarzu mijam się z moim kumplem Jaśkiem, zjadam drugie śniadanie i lecę. Strasznie jestem zmęczony!
Zasypiam od razu. I standardowo budzę się pod domem. Nie dam Mamie wolnego. Wpadamy do domku na małe sprzątanie, małe bawienie i małe jedzenie, i lecimy po Antka do przedszkola, a potem razem z nim do Inglotów. Mała Malwinka chętnie by się ze mną pobawiła, bo choć jest o rok młodsza, jest na podobnym etapie. Czworakuje, staje, siedzi, chodzi przy pchaczu. Jednak mnie bardziej ciągnie do starszaków – do Antka i Blanki. A oni, o dziwo wcale mnie nie wyganiają, tylko się ze mną bawią. Ja jestem pacjentem, a oni lekarzami. Ha! Fajnie. Druga „fajność” jest taka, że… wchodzę pod Blanki łóżko i dołącza do mnie mój Brat. Daje mi buziaki i mówi „kocham mojego Stasiulka” 🙂 Naprawdę. Mam najlepszego Braciszka na świecie. A potem Braciszek wyciągnął mnie spod łóżka ciągnąc za rączki i głowę. Miło, że tak mi pomaga.
Na chwilę uciekamy, bo po sąsiedzku mam z Antkiem wizytę u ortodonty. Pani chwali moje wspaniałe, czyste ząbki. Nie mam powodów do zmartwień. A do tego jeszcze robi różne śmieszne rzeczy, np. nadmuchuje rękawiczkę, żeby zrobić z niej balona 🙂
Wracamy do Inglotów i tak balujemy, że w zasadzie robi się pora do spania. Ubieram piżamkę, myję ząbki i jedziemy do domku. Zasypiam w samochodzie.
A w sobotę…
…budzę się wcale nie tak wcześnie, bo trochę przed ósmą. Najwyższa pora wstawać, bo przecież dzisiaj mamy spotkanie z dzieciakami z Fundacji Wspierania Rozwoju „Ja też”. Szybko, szybko, pobudka, kukuryku! Już się nie mogę doczekać! No to jedziemy. Dzisiaj Mama jest klucznikiem i otwiera salę, w której będziemy się bawić i cieszyć sobą nawzajem. Nie przyjeżdża nas dużo, ale wystarczająco dużo, żeby było fajnie. Jest Asia, Maja, Adaś, Mateuszek, Lenka i Pola, Natalia i mała Alicja, i my – Antek i ja.
Super spotkanie. Trzy godziny zabawy z Przyjaciółmi. Pyszne jedzenie. Kto nie był, niech żałuje! 🙂
A po przyjściu do domu… znajduję na podłodze łyżkę. Mama mnie pyta: „Do czego to służy? Co się robi łyżką?” Myślała, że odpowiem „am, am”, a tymczasem, biorę łyżkę w garść i pakuję Mamie do buzi, raz i dwa. Łyżka służy do karmienia 🙂
Oj Stasiu, ale Cię do tej gitary ciągnie, chyba będziesz w przyszłości grał w zespole 🙂 A dziewuchy już się za Tobą uganiają 🙂 Przystojniak 🙂 Pozdrawiam z Legnicy 🙂
Zamiłowanie do gitary i dziewczyny… mam zadatki na lidera. Chętnie bym pograł w jakimś zespole. Jakby ktoś miał wakat, to dajcie znać!
Pozdrawiam z Gdańska!