Wczoraj jednak była tylko plucha, dzisiaj jest zima, za to oszukana

Dzisiaj też miałem jechać do Skarszew z Mateuszkiem, ale Mati idzie na USG brzuszka, więc jadę sam, tzn. z Mamą. Tiry stają w poprzek obwodnicy, sypie śnieg, drogi białe. Wygląda na to, że zaczęła się zima.

Smutno nam jechać bez Mateuszka, ale… wykorzystujemy jego nieobecność i trochę modyfikujemy mój plan. Ostatnio przepadło mi trochę zajęć z p. Kasią, więc dziś to nadrobię i wskoczę na zajęcia mojego kolegi. W związku ze zmianami w planie zaczynam o 8:00 rano, a to oznacza, że o 7:00 wychodzę z domu. Nie pytajcie o której wstałem, a tym bardziej o której wstała Mama. Jadę na czczo. Ale głodu jakoś nie czuję. Wciągnąłem mój euthyrox, a śniadanie jem dopiero po pierwszych zajęciach. A pierwsze zajęcia mam z p. Patrycją.

Schowałem się w kącik, udaję że mnie nie ma

Schowałem się w kącik, udaję że mnie nie ma

W weekend p. Patrycja, p. Emilka i p. Beatka były na szkoleniu z przeżuwania u p. Aleksandry Łady w Warszawie. Zostałem włączony do specjalnego programu i teraz moje Skarszewskie Ciotki będą czuwać nad moim prawidłowym gryzieniem, przeżuwaniem i wszystkim. W związku z tym muszę nagrać jutro filmik i pokazać jak jem, jak karmi mnie Mama. Bez ściemy, czyli tak jak jem zawsze. Ze wszystkimi błędami, bez udawania.

Kolejne zajęcia mam u p. Kasi. Dalej mnie „męczy” z kategoryzacją. Tym razem próbuje mnie przechytrzyć. Hmmm, w sumie to zawsze próbuje mnie przechytrzyć. W każdym razie dziś przychodzi z miskami. W jednej ma kubki, talerze, sztućce itp., w drugiej czapki, rękawiczki, skarpety itp. Czyli w jednej rzeczy, które potrzebne są do szykowania i podawania jedzenia, a w drugiej ubrania.

Ja dostaję jeden z przedmiotów i muszę wrzucić go do odpowiedniej miski. Zadanie łatwe i mógłbym wszystko pokazać od razu, ale lubię postawić na swoim, więc trochę broję i np. zamiast włożyć łyżkę do miski z naczyniami, mieszam nią w misce z ubraniami jakbym gotował zupę.

Po wytężaniu umysłu, czas na relaks i zajęcia grupowe. Razem z Majką, Amelką, Agutą, Michasiem, Kajtkiem i Maksiem śpiewamy kolędy i zimowe piosenki. A Majka pięknie tańczy. Bateria się rozładowała, więc zdjęć nie będzie 😛

Po muzyce znów ciężka praca. Idę do p. Magdy i poznaje kółeczka. Małe, duże, płaskie i wypukłe. Takie gotowe i takie, które dopiero sam tworzę. No, może z małą pomocą.Poznaję kółeczkaW czasie zajęć na chwilę się zapominam i odgryzam kawałek ciasteczka 🙂 Część wypluwam, część (maluteńką) zjadam.

Czas na drugą p. Kasię. Zaczynam od przyklejania małych karteczek na dużą. Przyklejam cztery.Przyklejanie karteczek Drugie zadanie to nakładanie kolorowych krążków na pachołki. Pani chce żebym dopasowywał je kolorystycznie, ale ja nie wiem o co jej chodzi. Przecież zielone kółeczko mieści się na każdym z pięciu pachołków, tak samo jak niebieskie i cała reszta, więc chyba nie ma znaczenia gdzie je ponawlekam?
Zadanie trzecie to dopasowywanie kształtów. Nie mam już jednak siły na dalsze skupienie, w końcu to już czwarte zajęcia „na głowę” w dniu dzisiejszym. Mówię „nie”, kręcę głową i odpycham puzzle rączkami. Zamiast dopasowywania kształtów mogę pobawić się piłkami – wrzucam je do kosza i do wiaderka, a potem wkładam małe piłki i wąskiej tuby. Pani Kasia próbuje podsunąć mi puzzle z kształtami, ale nie mam na nie ochoty. Zwalam wszystko na podłogę. Przekręcam się na bok i udaję że mnie nie ma.
Zadanie następne. Dostaję cztery klocki. Od razu buduję wieżę. Nie wiem tylko, dlaczego tylko cztery. Wolę budować wieżę do nieba.
Kolejne zadanie to duży pałąk i krążki. Nakładam jeden za drugim, wieża gotowa. Pani znów podsuwa mi małe krążki z pachołkami, ale nadal nie chcę. Za to chętnie bawię się lalą. Daję pić, ubieram, rozbieram.

A skoro już rozebrałem, to warto nastawić pranie. Włączam pralkę i przez okienko podglądam jak wiruje jej zawartość. Pranie gotowe. Czas na sztukę. Drapię długopisem w plastelinie rozsmarowanej na kartce. Wydrapałem kreski i kropki.
Na kolejne podsunięcie pachołków reaguję tak samo jak poprzednio: „nie”, na puzzle podobnie: „nie”. Za to chętnie się biorę za sprzątanie zabawkowym sprayem i ręcznikiem papierowym.

Ostatnie zajęcia, też „na głowę” i też w kucu mam z p. Emilką. Jestem mocno wymęczony, ale daję radę. Ćwiczymy dopasowywanie kolorów:

Wracamy do domu. Budzę się pod blokiem. W końcu Mama obiecała mi wypad na sanki. Zbudziłem się jednak na marne, bo we Wrzeszczu śniegu nie ma. Zima mnie oszukała. Ze snu nici, z sanek też. Eh!


Wpis “Wczoraj jednak była tylko plucha, dzisiaj jest zima, za to oszukana” został skomentowany 4 razy

  1. Cześć Staszku-Fistaszku! Od niedawna razem z mamą odwiedzamy Twojego bloga. Jesteśmy pełne podziwu, jak pięknie się rozwijasz. A moja mama jest jeszcze bardziej pełna podziwu dla Twojej mamy. Mówi mi, że to wspaniała kobieta. Widziała ją pierwszy i jedyny raz podczas konferencji w Manhatanie. Mówi, że takiej miłości w oczach matki często się nie widuje. Pozdrawiamy Ciebie i Twoją mamę bardzo bardzo serdecznie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *