Na czym to ja stanąłem? Ach tak! Już wiem. Opowiadałem Wam o dwóch dniach w Skarszewach, czyli o poniedziałku i wtorku. Czas więc na środę i Polanki.
Z wtorku na środę…
…Antek spał u Babci, a ja spałem w domku, w swoim łóżeczku. O 8:00 przyszła Magda (z którą pracuję Metodą Krakowską), a ja wciąż spałem. Mama wyjęła mnie z łóżeczka, ale wcale nie byłem chętny do pracy. Wcale, a wcale. No, ale skoro Magda już przyszła, to próbujemy. Buntuję się ile wlezie. Magda robi mi przerwę. Zjadam śniadanie i wracam do pracy. Małymi kroczkami posuwam się naprzód.
Magda przynosi mi materiały do pracy. Teraz nawet kiedy jej nie będzie, będę mógł uczyć się z Mamą literek 🙂 Dziękuję!
Przed 12:00 wychodzimy z domu i jedziemy odebrać Antosia z przedszkola. Dlaczego tak wcześnie? Ano dlatego, że o 13:00 zaczynamy nasze strażackie ćwiczenia na „Polankach”. Antek chciałby być kiedyś strażakiem. Ja też w sumie bym mógł i wtedy razem chodzilibyśmy do pracy i bylibyśmy bardzo dzielni. A poza tym jak powszechnie wiadomo… za mundurem panny sznurem 😉
Na „Polankach” ćwiczymy oczywiście z p. Łukaszem. Tak jak rok temu 🙂
Ćwiczy mi się bardzo dobrze i nawet nie marudzę. No może troszkę, ale to dopiero po długim czasie. Pracuję na piłce (!), której przecież ostatnio (od kilku miesięcy) nie lubię. Ale dla panów robię wyjątki (dla p. Maćka i p. Łukasza) i podczas ćwiczeń z nimi, chętnie na niej siadam. Mam też tor przeszkód. Bardzo podoba mi się gumowa mata z kolcami i wspinaczka po skośnie ułożonej ławce. Antek w tym czasie gotuje dla nas zupę i piecze plastikowe ciasto. Zamiana. Teraz Antek wskakuje na masaż nóżek, a ja wcinam obiadek. Jednak nie ten ugotowany przez Antosia, a taki ze słoiczka.
W drodze powrotnej zasypiamy. Antoś i ja. I tak sobie śpimy i śpimy, i dajemy Mamie odpocząć. Ja z dwie godziny, a Antoś z pięć. Kiedy przychodzi wieczór Mama robi mi kąpiel i nagle słychać domofon. Przyjechało wsparcie – Ciocia Gosia. Antek chyba ją wyczuł, bo w końcu też się budzi i wstaje. On wstaje, a ja zjadam kolację, myję ząbki i idę spać.
Już czwartek…
…a ja się bardzo cieszę, bo to oznacza, że za dwa dni wraca Tata! Hip hip hurrra!
Wczoraj musiałem wcześnie wstać, bo o 8:00 zaczynałem ćwiczenia w domu. Dzisiaj wcześnie wstaję, bo o 9:00 zaczynam rehabilitację w Gdyni.
Dzisiaj po raz pierwszy jadę na Harcerską (nie licząc wizyty u pani doktor, która badała mnie przy przyjęciu OWI). Bardzo pasuje mi ta miejscówka, bo tuż obok mieszka moja Prababcia Tesia i Pradziadek Rysio, których odwiedzam po zajęciach.
O 13:00 znów wracam do pracy i jadę do OWI na Necla, na zajęcia logopedyczne. Oprócz p. Małgosi jest tu stażystka Asia, więc muszę się starać i wypaść jak najlepiej. Nie ma obaw, mam dobry dzień. Idę jak burza, chwalę się czym mogę (no może poza pracą domową, której nie przyniosłem). Za to pięknie dmucham, choć ciągle ciut za słabo. Taki nieśmiały jestem 😉 Bez większych problemów wskazuję odpowiednie przedmioty (mówiąc „to”) i obrazki. A jak pani pokazała mi lalę, to powiedziałem „lala”. „Lala” to jedno z moich ulubionych słów, które pasuje zarówno do lal, jak i do ludzi, zwłaszcza tych na zdjęciach. I jak widzę np. dzieci, albo jakąś panią na zdjęciu to też mówię „lala”. W ogóle nie płaczę podczas mojego bardzo intensywnego masażu buźki i zjadam prawie połowę owocowego batona, którego kawałki p. Małgosia kładzie mi na dziąsło, z tyłu buźki. Co tu kryć, jestem zuch! A jak wychodzę od pani logopedy, spotykam drugiego zucha – mojego kumpla Jaśka, który przyjechał z Mamą na swoje zajęcia.
Wracam do domu. Zaraz po nas przychodzi Antek z Babcią. Właśnie byli na „Polankach”. Ja swoje dzisiejsze zajęcia odwołałem, bo były o tej samej porze, co moja wizyta u logopedy.
Ok 15:30 przyjeżdża Magda i znów trzeba pracować. Nie licząc momentów, kiedy narzekam na ból dziąsełek i chwil kiedy Antek do nas wpada (a ja bardzo chciałbym się z nim bawić, zamiast „czytać”), pracuję bardzo ładnie. Pokazałbym Wam film, ale dopóki Tata nie wróci z komputerem, nie mam takiej możliwości. Muszą wystarczyć Wam zdjęcia.
Jutro przychodzi św. Mikołaj, ale tylko do tych co wcześnie idą spać. Godzina 20:30, a my śpimy już oboje. Antoś i ja. Ale zanim przyszedł sen, trzeba było umyć buty. Mikołaj w brudnych niczego nie zostawi. Nawet rózgi.