Turnus, to okazja, żeby w krótkim czasie, podczas intensywnej pracy, zrobić wielkie postępy. Dlaczego więc niewiele Wam opowiadałem o tegorocznym turnusie? Bo tak naprawdę niewiele się wydarzyło. Choć ostatnie tygodnie miałem wolne od zajęć, także mogłem wypocząć, często byłem zmęczony. Spóźniałem się na poranne zajęcia, bo rano nie mogłem wstać, a kiedy już dotarłem, często …Przeczytaj cały wpis
Archiwa tagu: metoda krakowska
Globaltica 2019, dzień 2.
Choć ostatnio niewiele się zmienia, jedzenie to nadal gorący temat w naszym domu. Każdego dnia, Rodzice podsuwają mi bardziej lub mniej znane mi dodatki (nasionka, sproszkowane owoce, warzywa i glony, jogurty i serki). Niektóre z nich polubiłem na tyle, że nie muszą mnie już do nich namawiać – tak jest w przypadku wielu serków waniliowych, nasionek chia, czy naturalnego jogurtu dodawanego do malinowej lub truskawkowej Jogobelli. Są jednak takie, do których nadal podchodzę niechętnie, których nie chcę spróbować, a spróbowane nieświadomie po prostu mi nie smakują. Tak jest właśnie dzisiaj. Mama szykuje mi na śniadanie cały kubeczek bananowej Jogobelli, z niewielkim dodatkiem malinowej, a ja dosypuję nasionka chia. Nieświadomy tego, że w misce kryją się jogurtowe banany, próbuję. Nie za bardzo mi to pasuje, krzywię się i mówię, że jest niedobre. Jednak po rozmowie …Przeczytaj cały wpis
Globaltica 2019, dzień 1.
Przyzwyczaiłem Was do codziennych wpisów i siebie samego też. Jednak, kiedy tak dużo się dzieje, lepiej trochę pominąć i iść dalej, niż się zatrzymać i gromadzić zaległości, z których, z braku czasu, już nigdy się nie wygrzebię. Z tego powodu omijam wczorajszy dzień i przechodzę do czwartku.
Minutnik pika, mogę jeść. Podobnie jak wczoraj, sam sobie szykuję śniadanie. Zanim Mama pojawia się w kuchni, mam już w brzuchu dwa banany i liźniętego ananasa – prosto z mojego nowego talerzyka. Informuję tylko Mamę, że „już pikało, że mogę jeść” i zadowolony opuszczam kuchnię. Idę się ubrać i umyć zęby, żeby zdążyć na dzisiejsze zajęcia. Na turnusie …Przeczytaj cały wpis
Matematyczne przygody z Numiconem, czyli 1. dzień zimowych Warsztatów Rozwoju Mowy z Metodą Krakowską i z Numiconem
Od kilku lat, dwa razy w roku biorę udział w Warsztatach Rozwoju Mowy z Metodą Krakowską i z Numiconem organizowanych przez Fundację Wspierania Rozwoju „Ja Też”. To dzięki Waszej obecności i Waszemu wsparciu mogę w nich uczestniczyć za co bardzo Wam dziękuję.
18. lutego, na samym początku drugiego tygodnia ferii, rozpoczynam naukę. Pierwszy dzień nigdy nie jest łatwy, bo z trybu „robię to, co zwykle”, muszę przestawić się na tryb „pracuję dużo, często i bardzo intensywnie”. Poza tym spotykam nowych terapeutów, albo takich, z którymi pracuję tylko na turnusach, czyli raz, dwa razy w roku i trochę trwa, zanim ich poznam, zaufam i zacznę pracować.
Plusem dnia dzisiejszego jest to, że zajęcia zaczynam dopiero o 9:00, więc mam czas żeby dojechać w terminie, minusem jest to, że turnus odbywa się na drugim końcu miasta, więc i tak docieram spóźniony… Pierwsze zajęcia mam z panią Izą. Dla mnie to całkiem nowa osoba, także powoli się rozkręcam i od zera buduję zaufanie, z którego będziemy czerpać przez najbliższy tydzień. Po krótkiej przerwie wskakuję w sportowe ciuchy i śmigam na moje ulubione zajęcia sportowe z Socatots. Gdybym miał …Przeczytaj cały wpis
Małpie figle, czyli 5. dzień Warsztatów Rozwoju Mowy w Fundacji „Ja Też”
Tak czasem bywa, że nie ma się już na nic siły i zamiast pracować, nie robi się nic. Tak właśnie było wczoraj, czwartego dnia turnusu. Niewiele zrobiłem u Iwony, zupełnie nic u Ady, a do Mateusza nawet nie poszedłem, bo płakałem ze zmęczenia. Mama porwała mnie, utuliła i zabrała do domu, żebym wypoczął i z nową energią, wyspany i zrelaksowany, wrócił dziś.
No i wracam. U Iwony idzie mi powoli. Tak bardzo powoli, że Mama musi napić się kawy. Potem trochę przyspieszam, ale Mamy już nie ma, więc zdjęć i filmów brakuje.
Na zajęciach sportowych Socatots nigdy nie brakuje mi sił, także biegam z piłką, czołgam się przez tunel, rzucam kostką. Zazwyczaj wszystko tak, jak trzeba i kiedy trzeba.
Na przerwie, przed kolejnymi zajęciami, robimy na korytarzu sztuczki. „Wchodzi kominiarz po drabinie…”, albo robaka, co się wije między złożonymi dłońmi. Ale i tak największą furorę robi sztuczka z komarem, którą pokażę Wam za jakiś czas.
Czas na zajęcia z Adą. Nie bardzo się na nie spieszę. Powiedziałbym, że raczej gram na zwłokę. Im dłużej będę szedł, tym mniej czasu zostanie na naukę. Ale Mama mnie zachęca, mówiąc żebym zapytał się Ady, czy zna jakieś sztuczki. Może zna jakieś lepsze niż tata Tadka.
Okazuje się, że zna, ale tylko małpie! Małpie sztuczki i małpie figle. I to od nich zaczynamy dzisiejsze zajęcia! Bo kiedy nie ma siły, kiedy brakuje chęci, kiedy wszystko jest …Przeczytaj cały wpis
Najlepsze lody są o smaku kupy, czyli 2. dzień Warsztatów Rozwoju Mowy w Fundacji „Ja Też”
Dzisiaj rozpoczynam zajęcia o godzinę później. O godzinę później więc wstaję i o godzinę później wychodzę z domu. Na miejsce docieram kilka minut przed czasem, także mam jeszcze chwilę na korytarzowe pogaduszki z nowym kolegą.
Nie wiem, czy Wy też tak macie, że jak się wyśpicie, to od razu wszytko Wam lepiej wychodzi i bardziej się chce? Ja tak mam! Dzisiaj się wyspałem. Dzisiaj jestem też oswojony z nową sytuacją i nowym rytmem dnia, także praca idzie mi całkiem świetnie.Tak, jak wczoraj, tak i dzisiaj, zajęcia zaczynam z Iwoną. Iwonę bardzo lubię i prawie zawsze pięknie i chętnie z nią pracuję. Prawie, bo wczoraj akurat nie. Za to dzisiaj nadrabiam! Jestem pilny przez całe 50 minut i choć mam swoje pomysły i bywam uparty, to jednak …Przeczytaj cały wpis
Dramat w pociągu, czyli 1. dzień Warsztatów Rozwoju Mowy w Fundacji „Ja Też”
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz napisałem Wam coś o tym jak i czego się teraz uczę. Wiąże się to z tym, że kiedy ja się uczę, mój sekretarz (czyt. Mama), zamiast siedzieć obok i obserwować, jest gdzieś z Marysią i się nią zajmuje. Ale dzisiaj jest zupełnie inaczej. Przynajmniej na początku.
Pierwsze turnusowe zajęcia zaczynam o 8:00, a to oznacza, że muszę wstać bardzo wcześnie. O 6:40 przychodzi do mnie Mama. Odsłania okna i na łyżeczce z wodą, podaje mi rozgnieciony Euthyrox – moją codzienną dawkę 50 µg. Teraz mam 30 minut na to, żeby zrobić siusiu, odświeżyć się i ubrać oraz przygotować sobie śniadanko – dwa jogurciki malinowe Jogobella.
Po śniadaniu, idziemy z Mamą myć zęby. Mama swoje, ja swoje. Wkładamy sandałki i bierzemy nasze tobołki. Mama swoje (kubek, kawę, herbatę, mleko, cuksy i batoniki zbożowe), a ja swoje (chusteczki, zeszyt, wodę, naleśniki Hipp, obiadek z indykiem Bobovita, serek Danio, banana, miskę i dwie łyżki). Ruszamy.
Na drodze, za zjazdem z obwodnicy są korki, bo jeden pas jest zablokowany. Przez to tracimy kilka cennych minut i o te kilka minut spóźniam się na pierwsze zajęcia.
Iwona już czeka. Bardzo ją lubię. Jednak dzisiaj nie mam ochoty na naukę. Po wypoczynku na wsi, po zabawach na świeżym powietrzu, po beztroskim czasie spędzonym z Babcią i Przyjaciółmi, nie jest łatwo usiąść przy stoliku i pracować. Dlatego się trochę buntuję.Zaczynamy i kończymy na sekwencjach, a właściwie na jednej sekwencji, bo tylko tyle udaje mi się dzisiaj zrobić. Najpierw się obrażam, potem świruję, potem nie chcę, potem troszkę pracuję, a potem znów się obrażam i kółko się zamyka. Zadanie nie jest trudne, tylko trudno …Przeczytaj cały wpis
Wielkie dzięki za Twój wkład w mój rozwój
Kochani Czytacze, Wspieracze, Pomagacze! Z całego serca, ze wszystkich sił… dziękuję! Na moje fundacyjne konto wpłynęły ostatnie procenty z Waszego podatku.
Z całego serca dziękuję Wam za Wasz wkład w mój rozwój, za to, że 354 spośród Was, podzieliło się ze mną 1% swojego podatku. Za to, że chce się Wam wypełniać tę dodatkową rubrykę w Waszym picie. Dziękuję także tym, którzy moją prośbę ponieśli dalej, rozdając moje ulotki, czy udostępniając mój apel. Dziękuję za przedstawianie mnie Waszym znajomym …Przeczytaj cały wpis
Jest zima, będzie Mikołaj!
Odkąd przeprowadziliśmy się 10 km na południe mamy więcej zimy. Kiedy w centrum jest szaro i pada deszcz, u nas jest biało i pada śnieg. Kiedy w mieście kałuże, u nas bałwany…
Pierwsza prawdziwa, tegoroczna zima dociera do nas w połowie listopada. A wraz z nią pierwsze myśli o Mikołaju! Wstajemy rano, a za oknami śnieg! Bardzo dużo śniegu! Ogromnie, przeogromnie dużo! Siadam więc szybko do stołu i bez marudzenia, bez wybrzydzania i bez zwlekania, biorę się za śniadanie. Antoś też. Jednym okiem patrzę w miskę, a drugim łypię przez okno w poszukiwaniu świętego. Antoś mówi, że gdzieś tam jest i patrzy…, a skoro ON patrzy, to na pewno po to, żeby zobaczyć, czy ładnie jem! Wszystko notuje w swoim kajeciku i potem wie, kto zasłużył na prezent, a kto nie. Może stoi gdzieś za drzewem, może za krzakiem… Nie wiadomo. Ale jest na pewno! Tak bardzo chciałbym go zobaczyć, że w końcu nie wytrzymuję i staję na krześle. Rozglądam się wszędzie, wytężam wzrok, ale Mikołaja nie widać. Może już sobie poszedł. Jednak na wypadek, gdyby kręcił się jeszcze w pobliżu, będę dziś bardzo grzeczny.
Zaczął się właśnie długi, listopadowy weekend. Przed nami trzy dni wolnego. Antoś o 7:00 rano pojechał rano na biwak zuchowy, a my jedziemy do Gdyni po Babcię Tesię! Hurrra! Hurrra! Uwielbiam Prababcię Tesię! I uwielbiam to, ze do nas przyjedzie! I uwielbiam to, że jest tyle śniegu! I to, że idziemy na pierwsze w tym roku sanki! Maniuta jedzie w wózku (jeszcze nie dorobiła się zimowego powozu), Tata, Babcia i Mama idą na nogach, a ja śmigam na sankach. I ciągnącym mnie siłaczom, nie daję ani chwili wytchnienia! Jak już zasmakowałem …Przeczytaj cały wpis
O wszystkim, a zwłaszcza o Letnim Falowaniu i Globaltice
Za każdym razem, kiedy siadam do wpisu, przychodzi mi do głowy taka jedna myśl… „O rety! Jak dawno nie pisałem!”. Ale niepisanie to nie jest mój wybór. Na niepisanie zostałem skazany. A wszystko przez to, że czas zamiast być moim sprzymierzeńcem, zaczął działać na moją niekorzyść i po prostu, bezczelnie, nie pytając mnie wcale o zgodę ucieka! Ucieka i nie wraca. A ja tu siedzę bezradnie z milionem myśli, które chcę wylać na klawiaturę, ale nie mogę, bo nie mam kiedy. A im więcej mam do powiedzenia, tym czasu na opowiadanie mniej. A że w miarę niepisania, rzeczy do opowiadania przybywa, to… jeszcze bardziej niż wcześniej potrzebuję szafy do Narnii, tyle, że bez Narnii, a z ciszą, spokojem i komputerem. I naleśnikami w słoiku, bo przecież jeść trzeba.
Jak zacznę opowiadać o wszystkim, o czym nie opowiedziałem, to zanim dotrę do daty 27. czerwca, będzie już pewnie grudzień. Z drugiej strony pomijać ważnych rzeczy też nie potrafię. Jedynym rozwiązaniem jest opowiedzieć z grubsza o tym, co było, a resztę pozostawić Waszej wyobraźni.
Pierwsza sprawa, o której nie powiedziałem to występy w przedszkolu z okazji Dnia Rodziny (25. maja). Rolę wykułem na blaszkę („Martwią się niedźwiadki. Prezentów nie mamy.”), ale jak przyszło co do czego, nie odezwałem się ani słowem. Wyszedłem na środek (niezbyt chętnie), chwilę postałem, zrobiłem nadąsaną minę, poczekałem aż p. Iwonka powie moją kwestię i wróciłem do szeregu. Ale Mama i tak była dumna i wzruszyła się moim zawstydzeniem, bo to takie normalne i pasujące do przedszkolaka.
Druga rzecz, która ciągle krąży mi po głowie, to… postępy! Zawsze Wam mówiłem, że z tym czytaniem, to zupełnie mi nie idzie i zamiast postępów kręcę się w kółko. Samogłoski (A, O, U, Ó, E, I, Y), paradygmat PA (PA, PO, PU, PÓ, PE, PI, PY) i MA (MA, MO, MU, MÓ, ME, MI, MY). I tyle, i nic na przód. Ale w końcu zaskoczyłem i poszło! Może jeszcze nie jak burza, ale jednak do przodu. Do akcji wkroczyła kolejna para – BA (BA, BO, BU, BÓ, BE, BI, BY) i LA (LA, LO, LU, LÓ, LE, LI), a potem kolejna FA (FA, FO, FU, FÓ, FE, FI, FY) i WA (WA, WO, WU, WÓ, WE, WI, WY). Pokazałbym Wam filmik, ale musiałbym się przekopać przez kilkadziesiąt folderów żeby go znaleźć, więc może innym razem. Póki co, musicie wierzyć mi na słowo.
Po trzecie, od jakiegoś 1,5 m-ca nie wstaję już w nocy na siku! Takie nocne pobudki, to jednak był problem. Bo choć jestem super samodzielny – sam się budzę, wychodzę z łóżka, idę do łazienki, ściągam piżamę, siadam, siusiam, to czasem z powrotem do łóżka miałem już problem i siedziałem na nocniku czekając, aż ktoś mnie uratuje, zaniesie do łóżeczka, przytuli i opatuli kołderką. Teraz nie trzeba mnie ratować, bo śpię jak suseł do białego rana, więc wszyscy pozostali też mogą spać (chyba, że akurat budzą się na mleko – Marysia; chyba, że akurat karmią mlekiem – Mama). Dla niewtajemniczonych – 1,5 roku temu przestałem nosić pieluszkę w dzień, a rok temu porzuciłem na zawsze pieluszkę nocną.
Po czwarte byłem na Letnim Falowaniu we Wielu! Rok temu strasznie chciałem, ale się nie udało, bo mój Antoś się rozchorował w dzień festiwalu i psia kość, musieliśmy zrezygnować. Dwa lata temu byłem i totalnie się zakochałem! Fakt – Line Up był pierwsza klasa (m.in. Damian Syjonfam, Bakshis, Daab, Tabu), a i ludzie wokół wspaniali, otwarci, uśmiechnięci, więc miłość od pierwszego wejrzenia całkowicie usprawiedliwiona. A w tym roku, mimo wielu przeciwności …Przeczytaj cały wpis