I dzień Intensywnych Bloków Terapeutycznych w Skarszewach

W piątek rano…

…miałem zacząć zajęcia o 9:00 w Gdyni, ale niestety zaspałem, a do tego za oknem był śnieg i zapewne nawet jakbym nie zaspał, to i tak nie dotarłbym na czas, bo drogowcy nigdy nie spodziewają się śniegu 😉 Za to pojechałem na zajęcia z Metody Krakowskiej. Zgodnie z umową nagrywaliśmy ze statywu, żebym nie zwracał na Mamę uwagi i ładnie pracował… wyszło średnio, bo i tak Mamę widziałem, więc broiłem żeby na mnie patrzała. Filmik będzie kiedyś…, ale na razie nie mam go w całości, więc nie ma o czym mówić.
Po południu razem z Tatą, odwożę Mamę do Sopotu na szkolenie z Metody Krakowskiej (Mama się uczy, żeby mnie lepiej uczyć, a w przyszłości, żeby uczyć też inne dzieci). Śpię sobie w samochodzie i kiedy docieramy z powrotem do domu jestem już całkiem wyspany. Zjadam małe co nieco i jedziemy na hipoterapię. Tata oczywiście nie wsiada na konia. I nie dość, że nie wsiada, to jeszcze nie robi mi żadnych zdjęć. Ani jednego, ani pół.Śpię

W sobotę…

…powtórka z piątku i znów zawożę Mamę do Sopotu, a sam, tzn. z Antosiem i Tatą spędzam sobie męski dzień. Jest dobrze, zupełnie inaczej niż z Mamą. No i Tata zabiera nas na pierwsze w tym roku sanki. Ale zdjęć nam nie robi, szkoda czasu 😉Antoś i ja

Na niedzielę…

…mamy plan żeby pojechać na sanki do Otomina,bo na naszej dalekiej północy jest całkiem sporo śniegu. Niestety Antoś dostaje w nocy okropnej gorączki, więc musimy zostać w domu. Po południu zmieniamy zdanie… pojedziemy do Babci i Dziadka, zostawimy u nich Antosia (który czuje się już lepiej), a sami (Mama, Tata i ja) pójdziemy na spacer. Kiedy zapakowani i zapięci czekamy aż Tata odpali okazuje się, że jednak nie odpali, bo akumulator jest zupełnie słabiutki. Aby wykorzystać to, że jesteśmy już tak ciepło ubrani, idziemy na spacer koło domu. Super zabawa!

Uff… jesteśmy już w teraźniejszości. Dzisiaj jest poniedziałek, 20. stycznia, pierwszy dzień zimowego turnusu.

Jakoś wczoraj nie chciało mi się spać, więc rano mam lekki problem ze wstaniem. A dokładniej… wcale nie mam ochoty wstawać. Ale mus, to mus. Zaraz przyjedzie po mnie Mateuszek. Muszę być gotowy. Do startu, gotowi, start…Wcale nie chce mi się wstawać...O 7:45 podjeżdża Mateuszek i razem ruszamy do Skarszew…Droga do SkarszewMateuszek je śniadanie, a ja idę na pierwsze zajęcia. Dziś zaczynam od muzyki. Grupa kameralna. Jestem tylko ja, Michaś, nowy kolega z bardzo daleka – Adaś i jego siostrzyczka – Marysia.

Skoro p. Mateusz jest dla nas taki miły i już od pół roku dla nas (czyli dla maluszków będących pod opieką Zespołu Terapeutycznego) pięknie gra i śpiewa, to chcę mu to wynagrodzić. Zamieniam się w Mikołaja i pakuję mu do butów plastikowe owoce. Niech ma! 🙂

Pomidor dla p. Mateusza, a "baban" dla mnie.

Pomidor dla p. Mateusza, a „baban” dla mnie.

Po muzyce, czas na ciężką pracę. Najchętniej pokazałbym Wam wszystko na filmie, ale nie mam czasu żeby dziś go złożyć, więc wrzucę tylko zdjęcia z zajęć…

U p. Kasi psycholog zamieniam się w Boba Budowniczego i ćwiczę konstruowanie. Już nie tylko klocki, ale i zadania, które wymagają ode mnie większej precyzji.

U p. Sylwii trenuję swoją rączkę. Ubieram się w wielki fartuch i maluję w bitej śmietanie. Rączkom bardzo się podoba dopóki jest sama piana, ale kiedy do akcji przyłącza się bułka tarta, rączki nie chcą już pracować. Chcą się szybciutko umyć.Zabawa w bitej śmietanieKończę zajęcia i coś nie mogę się z p. Sylwią rozstać. Stoję, macham na dwie ręce i wołam „papa”. W czasie mojego turnusu nie będę miał z nią zajęć, dziś mam wyjątkowo, bo przyszedłem za jedną dziewczynkę. I w zasadzie to cały mój dzisiejszy plan, wcale nie jest mój.

Kolejne zajęcia mam z p. Magdą – logopedą, która uczy mnie dmuchania banieczek (do urodzin zostało tylko 13 dni)…

…i czyta ze mną książeczki o zwierzątkach. Pokazuje mi różne dzieciaki i zwierzaki, a ja oglądam je z wielkim zainteresowaniem i staram się je nazwać. Kot to „ko”, wiadomo 🙂

Idę sobie na ostatnie zajęcia do p. Gosi i dzielnie ćwiczę. Jeżdżę na ośle, wspinam się na barierki, a nawet kopię piłkę. Wcale nie czuję, że już tyle jest za mną zajęć.

Myślałem, że to już ostatnie zajęcia, ale okazuje się, że czeka na mnie jeszcze jedna p. Gosia i zgarnia mnie na aqua vibrion, czyli masaż gumowym, zatkanym prysznicem.

Ponieważ w turnusie nie mam zajęć z p. Kasią, a p. Kasia bardzo chce żebym opanował segregowanie kolorów, dostaję dziś od niej w prezencie zestaw obrazków w różnych kolorach, które będę z Mamą segregował w domu. I jak w piątek pojadę do Skarszew za mojego kumpla Jaśka, to wszystko pięknie posegreguję i będę mógł zacząć naukę kolorów z nazywaniem ich po imieniu, a w zasadzie z pokazywaniem ich po imieniu 😉

Teraz już mogę jechać. No prawie. Jeszcze tylko siusiu do kibelka, mycie rączek, ubieranie i drugie śniadanie, i w drogę. Ale zamiast do domu… pojechaliśmy odwiedzić Szymka i Ciocię Anetkę.

A teraz uciekam. Jutro moja kolej jechania po Mateuszka, więc czeka mnie pobudka ok 6:30. Oj!

PS I oczywiście spotykam w Skarszewach mojego kumpla ze stolicy – Jo! Musimy się umówić koniecznie na spotkanie. Ja będę uczył Jo! chodzić na dwóch nogach bez trzymanki, a on nauczy mnie jeść jak człowiek, gryźć, przeżuwać.


Wpis “I dzień Intensywnych Bloków Terapeutycznych w Skarszewach” został skomentowany 2 razy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *