Piątek…
…teoretycznie piąty dzień Intensywnych Bloków Terapeutycznych, ale dla mnie czwarty. Mama wczoraj była chora, więc zamiast pojechać ze mną na zajęcia, odpoczywała. I ja też sobie odpocząłem i teraz mogę pracować. O 9:00 wyruszamy z domu. Kierunek Skarszewy. Dzisiaj korzystam z planu Jaśka. Najpierw niespodziewana wirówka. Nie wiedziałem, że ją będę mieć, więc nie wziąłem ręcznika. Na szczęście znalazł się papierowy, więc nie musiałem suszyć się na wietrze 😉 Zaraz potem śmigam do p. Kasi. Strasznie mało mamy ostatnio wspólnych zajęć (święta wypadają ciągle w poniedziałki), więc ze smutkiem muszę przyznać, że dużo zapomniałem. Choćby takie proste zadanie jak powkładanie czerwonych przedmiotów do czerwonego pudełka, a żółtych do żółtego. Niby łatwe, ale jakoś zupełnie nie mogę z tym sobie poradzić. A przecież potrafiłem! To niesprawiedliwe!
Kolejne zajęcia mam z logopedą – p. Magdą, która ma super fajne dotykowe kwadraciki ze zwierzątkami. Oglądamy je sobie, dotykamy i próbujemy je nazywać. Tzn. ja próbuję, bo p. Magda już to potrafi.
Bawimy się też „Kotem w worku” i dopasowujemy wycięte kawałki do karteczki z rysunkami.
Od p. Magdy idę do p. Sylwii żeby wytrenować moją rączkę. W tym celu toczę wałki i dziubię dziurki w masie solnej. Przewlekam też świetlne makarony przez tutkę i wtykam do niej kasztany i orzechy.I to już koniec moich zajęć. Mogę wracać do domu. Ale tylko na chwilkę, bo o 15:30 mam w Gdyni wizytę u ortopedy. Wchodzę do gabinetu i trochę się rządzę. Przestawiam krzesełka, próbuję wyciągnąć antyramę schowaną za szafką i dostać się do śmietnika. Pokazuję też nóżki i panu doktorowi, który mówi, że nie ma się czym martwić i wszystko jest dobrze. No to dobrze 🙂 Daję mu cześć na pożegnanie i wychodzę… żeby po chwili wrócić, otworzyć przymknięte drzwi, pomachać i głośno zawołać „papa”.
Ponieważ Antoś choruje, nie odwiedziliśmy Babci i Dziadka w ich święto. Teraz mam do nich naprawdę bliziutko, więc idę na chwilkę ich odwiedzić. Na chwilkę, bo mam jeszcze pewne plany. Muszę pojechać do domku, a potem do Szymcia. Będzie też Jo!
Wieczorem miała przyjść Babcia Bożenka, a Rodzice mieli iść na koncert. Niestety dzisiaj Tato jest chory, więc nici z randki Rodziców i nici z odwiedzin babci.
A weekend mamy całkiem leniwy
Zamiast w sobotę skorzystać z zaproszeń Przyjaciół i albo pójść na urodzinki Martynki, albo pojechać do Damianka i bliźniaków siedzimy w domu. To dlatego, że Antoś jest nadal na antybiotyku i choć nie zaraża, to ma obniżoną odporność i musi na siebie uważać. Jesteśmy więc w domu, ale to nie oznacza, że się nudzimy. Ja na przykład ciężko pracuję. Kiedy nie ćwiczy ze mną ani Mama, ani Magda, ćwiczę sam. Przeglądam kartki z Jankiem i z Jagodą i „czytam”. Serio. Co prawda nie to, co jest na nich napisane, ale patrzę na kartki i mówię na głos różne samogłoski. Wiem, że tam są. Muszę je tylko dopasować do odpowiednich kształtów 🙂
Za to w niedzielę, nieśmiało wynurzamy się z domu i jedziemy do Babci Asi, która wczoraj miała urodziny. 100 lat, 100 lat, wszystkiego najlepszego Babciu! Aj, no i w niedzielę rano ciężko pracuję. Przyjechała do mnie Magda i „czytamy po krakowsku”.
Filmik oczywiście wrzucę, jak tylko go zmontuję 🙂 A tymczasem filmiki z poprzednich zajęć możecie zobaczyć klikając w zakładkę Metoda Krakowska na pasku na głównej stronie, ja śmigam na drzemkę…PS Za tydzień są moje urodziny 😀
PS2 Na jutro zwolniło się miejsce w Skarszewach, więc jadę! Juhuuu!
Kochany Szkrab, dzień bez Ciebie to dzień stracony Stasiu, jesteś super gość!
Dziękuję. Cieszę się, że do mnie zaglądasz. :*
Czytam od dawna, jakoś nie komentuję, ale.. dziś chciałam powiedzieć, że przy lekturze towarzyszy mi szeroki uśmiech! Staszku, jesteś taki dzielny! No i sławny, bo nawet obcy ludzie w dalekich miastach śledzą Twoje życie, Staszku-Celebryto 😉
Cieszę się, że czytasz moje zapiski i że się do mnie odezwałaś 🙂 Naprawdę mnie śledzą w dalekich miastach? Wow! o_O