Piątek…
…zapowiadał się bardzo pracowicie. Zwłaszcza, że w środę i czwartek bardziej skupiałem się na przyjemnościach niż pracy. A tu nagle bach! Więcej pracy niż przyjemności. Zaczynam bardzo, bardzo wcześnie rano. Nie lubimy takich pobudek (zwłaszcza Mama), ale czasem nie ma wyboru. O 8:00 są moje zajęcia w Gdyni, więc ok. 6:40 trzeba wstać. Im później wstajemy, tym szybciej się ruszamy i po osiemdziesięciu minutach od wstania jesteśmy już w Gdyni.
Dzisiaj mam rehabilitację z p. Maćkiem. Mimo wczesnej pory i ćwiczeń na piłce, buzia śmieje mi się od ucha do ucha praktycznie przez cały czas. Wszystkie zadanie wykonuję chętnie, nie uciekam, nie marudzę. Chwilowo mógłbym nawet zostać wzorem do naśladowania. Po zajęciach wpadam do Babci Tesi i Dziadka Rysia na śniadanie, a potem pędem do Gdańska, bo o 10:00 mam hipoterapię. Na dworze jest dość chłodno, ale wiatru nie ma, więc nie będziemy chować się pod namiotem. Tak lepiej dla moich oczu, którym nie grozi tutaj zapylenie, a poza tym miło powdychać sobie świeże powietrze. Humor mi dopisuje i nie licząc jednego momentu (kiedy to Mama podeszła żeby wytrzeć mi nos, a ja myślałem, że to już koniec zajęć, więc chciałem zeskoczyć z Józka i wskoczyć Mamie na ręce) jestem bardzo dzielny.
Po tych zajęciach jedziemy na kolejne. To dopiero półmetek. Pracy mam dzisiaj mnóstwo.
Po rehabilitacji i hipoterapii czas na czytanie Metodą Krakowską. Akurat zdążyłem zasnąć i jestem zupełnie nieprzytomny, kiedy Mama wnosi mnie na zajęcia. Ale szybko się budzę i pełen energii zaczynam pracować razem z Magdą 🙂
Czytam literkę „U” i „A” i znajduję nawet „U” w wyrazie „auto”. Świetnie mi też idzie odnajdywanie zwierzątek, które leżą obrazkiem do dołu, a obrazkiem do góry widać tylko napisy – „mu”, „iha”, „hau” itd. Są dowody!
Dzisiaj mam też pierwsze zajęcia z Terapii Ręki w ramach programu z PFRONu. Zaczynam od masażu ręcznego, potem mam wibracje, a na koniec zabawę – przyczepianie i odczepianie klamerek, rysowanie kredą, malowanie farbą, ryżem, i brokatem.
Zdrzemnąłem się w drodze, więc w domu spać już nie chcę. Bawię się w najlepsze, zjadam obiadek, idę na siusiu…… i mogę jechać już po Antosia. Tym razem nie uciekam na salę i nie bawię się z paniami i z przedszkolakami, bo śpię sobie smacznie w wózeczku. Ani drgnę. Nawet krzyki przedszkolaków nie są w stanie mnie obudzić.
Dzisiaj wypowiadam kolejne nowe zdanie! Brzmi jak „ce goguh”, a oznacza: „chcę jogurt” 🙂
Urodzinki Amelki i Majki
A w sobotę, jak to w weekend wybieram się na imprezę. Większość Przyjaciół z mojej paczki urodziła się na początku roku i dlatego teraz prawie co tydzień mamy jakieś bale. Tym razem świętuje Amelka i Maja. Niestety dużo dzieci jest chorych i na wspólnej zabawie zabrakło Szymka, Adasia (za to jest jego mama – Ciocia Monia), Aguty, Lenki i Poli, Maksa, Matiego i Mateuszka (który akurat wyjechał). Ja przyjechałem bez Antosia, ale nie dlatego, że jest chory (bo nie jest), tylko dlatego, że chciał pojechać do Babci Bożenki. A na zabawę stawiły się: jubilatki – Amelka (ur. 23.01.2012r.) i Maja (ur. 21.03.2012r.) oraz goście: siostra Majki – Martynka, Maksio, Jasiek i ja.
Dziękuję za świetną zabawę, pyszne jedzenie i wspaniałe towarzystwo! 🙂
A dzisiaj już niedziela…
…ostatni dzień słodkiego lenistwa. Powiem Wam dzisiaj co nieco o moich relacjach ze starszym Bratem Antosiem. Wstaję bardzo wcześnie i budzę sobie Mamę do towarzystwa. Świetnie nam się bawi, mimo że pora bardzo wczesna. Czytamy książeczki, dopasowujemy figurki zwierzątek do obrazków i przekopujemy szuflady…
…ale jak tylko Antoś zaczyna otwierać oko, ja już jestem przy nim. Cieszę się, że już wstał. Naprawdę, całym sobą się cieszę, uśmiecham do niego i głaszczę. Teraz siedzimy sobie razem w jego łóżku i gadamy. Pokazuję Antosiowi gdzie ma oko i mówię „o…”, pokazuję gdzie ma nos i mówię „no…”, a on jest ze mnie bardzo dumny i zaraz powtarza Mamie co ja mówię, żeby też mogła być dumna.
Po śniadaniu Antoś robi sobie bazę w łazience. Chciałbym do niego dołączyć, ale Antoś mnie nie chce. Woli bawić się z Rodzicami. Okropnie mi smutno z tego powodu, więc straszliwie płaczę, a Antoś przychodzi mnie przeprosić. Ale nadal nie zaprasza mnie do wspólnej zabawy. No trudno, pobawię się sam. Bawię się więc sam i jest prawie fajnie, a tu nagle przychodzi do mnie Antoś i zaprasza mnie do swojej bazy (skoro Rodzice zajęci są jedzeniem to lepiej się mu bawić ze mną niż samemu, no nie?). Wchodzimy do łazienki i świetnie się razem bawimy. Rodzice wcale nie są nam potrzebni, kiedy mamy siebie i swoje sprawy. Do czasu. Antoś nagle woła, że niby ja zwymiotowałem, a to wcale nie jest prawda. Mama wpada do łazienki, a tam krew. I to moja! Mój pierwszy krwawy wypadek! Antosiowi stłukła się lupa, a ja korzystając z okazji przeciąłem sobie mały paluszek. Chlapię krwią na lewo i prawo, ale na szczęście to tylko małe draśnięcie. Antoś przejął się bardziej niż ja (nie mówiąc już o Rodzicach). W zasadzie to nawet mnie nie boli. Podobno osoby z zespołem Downa mają obniżony próg bólu. Jakoś do tej pory nie miałem z tym obniżeniem za wiele wspólnego, bo wychodzące zęby zawsze straszliwie mnie bolały. Ale tym razem działa, palec nie boli mnie wcale. Nic, a nic. A może po prostu jestem bardzo dzielny?Po południu Tata jedzie z Antosiem na basen. Ja też bym chciał, zwłaszcza że jeszcze nigdy nie byłem. Niestety ta grupa jest dla starszaków pływaków, a ja muszę znaleźć sobie swoją własną dla maluszków, co pływać jeszcze nie potrafią. Może ktoś chce mi coś polecić? Póki co zostaję jednak w domu. Nudy jednak nie ma. Zupełnie zapomniałem, że dzisiaj jest drugi dzień miesiąca. A każdy drugi dzień, to dla mnie kolejny miesiąc życia. A każdego kolejnego miesiąca chwalę Wam się okropnie, co też nowego potrafię zrobić (i przyznaję do tego, z czym nadal mam problem). No to zaczynam:
- wdrapuję się wszędzie gdzie się da, wspinam jak najwyżej i czasem kiedy „wespnę” się już tak wysoko, że wyżej się nie da, okazuje się, że z zejściem też jest problem więc wołam Mamę na pomoc,
- dmucham banieczki!
- mówię sporo nowych rzeczy, wśród nich „goguh” lub „gugu”, co oznacza jogurt. Potrafię też znaleźć małpę w książeczce i powiedzieć, że to małpa (albo bardzo podobnie), na picie mówię „pe”. No i powoli zaczynam budować zdania: „to ce”, czyli „chcę to”, „amam gugu”, czyli „chcę zjeść jogurt”, „amam baba” lub „amam baban” oznacza „chcę zjeść banana”, „amam daj”, czyli „daj mi jeść” itp. Większość tego co mówię związana jest z jedzeniem 🙂
- przez długi czas nie chciał mi wyrosnąć żaden ząbek, a teraz jednocześnie wychodzi mi dwójka, trójka i piątka,
- pomagam w ubieraniu się i rozbieraniu podając nogę, rękę i co tam tylko trzeba,
- kiedy idę na dwór mówię coś podobnego do „czapa” i idę jej szukać w koszu, czasem nawet położę ją sobie na głowie (nie mylić z nałożeniem),
- regularnie korzystam z nocnika/kibelka kilka razy dziennie,
- coraz lepiej rysuję – zaczęło się od kropek, teraz są już kreski i koła (prawie koła),
- potrafię samodzielnie jeść, ale zdarza mi się to bardzo rzadko, jednak wolę jak mnie karmią,
- moje ulubione jedzenie to banany, naleśniki Hipp i jogurty,
- jedyne co przeżuwam to banany,
- mimo wielu miesięcy ćwiczeń i powtórzeń wciąż mam duży problem z segregowaniem kolorów,
- chętnie bawię się sam i chętnie bawię się z kimś – zwłaszcza z Bratem,
- najbardziej lubię oglądać książeczki, rysować, bawić się autami, zwierzątkami i pomponem z gumek recepturek.
ale ładnie przycięte paznokcie od stópek! 🙂 Staszku, może Twoja mamcia zrobiłaby też taki ładny pedicure Milence? 😉
Z wielkim zainteresowanie oglądam wszystkie wiadomości,pełna podziwu dla mamy i maluszka,którego postępy autentycznie mnie cieszą.Wspaniale,że są takie warsztaty dla dzieci!
mam znajomą,która cała się poświęciła dla synka z zespołem Dawna. Ale z chłopcem normalnie można się porozumieć,przepięknie w szkole pisał. posiadł wiele umiejętności potrzebnych w codziennym życiu.
Życzę powodzenia,wiele sił i morze cierpliwości!
trafiłam na ten blog, jakiś miesiąc temu…. i przeczytałam powiedzmy prawie wszystko, teraz śledzę na bieżąco poczynania Staszka -cudowny dzieciaczek-tym bardziej że też mam synka 2 letniego i bardzo podobnie się uśmiechają. A oprócz tego spodziewam się piątego dziecka i w 16 tygodniu ciąży odebrałam test Papap z ryzykiem zespołu downa 1:6 , na amniopunkcję się nie zdecydowałam więc czekamy- a USG jest badaniem które według lekarza nie pokazuje zespołu downa jeśli po za tym dziecko jest zdrowe tzn. serce itd. Ale chciałam napisać że Państwa podejście totalnie przemieniło moje patrzenie na zespół downa, a Staszek cudowny. Tak z boku patrząc Pan Bóg wiedział w jakie ręce daje Staszka.
Ja również zupełnie przez przypadek znalazłam Wasz blog. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Poryczałam się oczywiście kilka razy, tak cudownie opisujecie Wasze życie. Staś jest cudowny 🙂