Złoty Aniołek

Od kilku lat w moim ośrodku w Skarszewach organizowany jest konkurs „Złoty Anioł”. Biorą w nim udział dorośli podopieczni WTZ i ŚDS. W zeszłym roku (kiedy nie jeździłem do Skarszew ze względu na to, że urodziła się nam mała Marysia) odbyła się pierwsza edycja dla dzieci – „Złoty Aniołek”. W tym roku odbyła się ona po raz drugi. Do tego konkursu nie trzeba się zgłaszać. Biorą w nim udział wszyscy, którzy przyjeżdżają do ośrodka na swoje zajęcia. Wersja dziecięca obejmuje podopiecznych OREWu, przedszkola Oleńka, PPP oraz Zespołu Terapeutycznego. W pierwszej turze głosują tylko pracownicy – każdy może oddać trzy głosy na któregoś ze swoich pupili. I tak się jakoś fajnie stało, że spośród wszystkich dzieci jeżdżących do Skarszew, znalazłem się w pierwszej piątce, która otrzymała nominację do „Złotego Aniołka”. To ogromny zaszczyt, wielkie wyróżnienie i powód do dumy. Zwłaszcza, że pozostałych 150 dzieci korzystających ze wsparcia tego ośrodka równie mocno zasłużyło na taki sukces.NominacjaOd teraz, aż do 11. października …Przeczytaj cały wpis

Parę słów o byciu starszym bratem (staż – prawie 4 miesiące)

Dzisiaj święto, więc można spać. Elegancko, po cichutku wstajemy z Antosiem i tym razem nie budzimy Rodziców. To taka nowość, bo zwykle wołamy ich od 7:00. Tymczasem idziemy na siusiu, a potem grzecznie się bawimy. Kiedy jesteśmy głodni, przychodzi do nas Ciocia Gosia i zabiera do kuchni. Ja dostaję jogurcik, a Antoś przysmak z epoki PRLu – chlebki w mleku i jaju smażone na patelni. Rodzice śpią jak susły.

W południe… niespodzianka! Dziadek Michał wyruszył na spacer z Forestem i dotarł aż do nas!Mój Dziadziuś i ja Cieszę się na maksa! Bardzo, bardzo lubię mojego Dziadka i muszę się nim nacieszyć, zanim przyjdzie wiosna, zanim znów będzie musiał wyjechać do pracy, zanim zostawi mnie na długie miesiące.

Dziadek wychodzi, a ja idę z Mamą się uczyć. Mieliśmy ćwiczyć liczenie, ale Mama nie ma ani wprawy, ani konspektu, więc …Przeczytaj cały wpis

O nocnych wyskokach… na nocnik

Środa, trzeci poranek bez pieluchy, trzeci dzień warsztatów

Mój środowy poranek zaczyna się dość wcześnie, a wszystko dlatego, że ok 4:00 rano budzi mnie potrzeba skorzystania z nocnika, a może lecące już siuśki? Sam nie wiem, bo w sumie to bardziej spałem, niż kumałem. Spałem, ale nie na tyle mocno, żeby zrobić siusiu w portki i spać dalej. W półmroku wygrzebuję się z łóżka i doczłapuję się do nocnika. Ściągam mokre już spodenki i siadam na tronie. Tata śpi czujnie jak nikt i moje nocne wstawanie go budzi. Wchodzi do mojego pokoju i zastaje mnie siedzącego, półśpiącego, bez portek, na leżących na podłodze poduchach, z wkładem od nocnika pełnym siuśków w garści. Chciałem zanieść go do Rodziców, ale nie zdążyłem, zasnąłem. Tata odkłada mnie do łóżka, a ja śpię dalej, aż do 6:30. Tym razem siadam na nocniku na czas. Robię co do mnie należy, a nocnik zanoszę Rodzicom.

Ja wstałem, Tata wstał, a Mama dalej śpi. Musi dużo odpoczywać i zbierać siły, bo już niedługo, za jakieś pięć tygodni będzie z nami Marysia. A jak Marysia już przyjdzie, to okazji do spania zrobi się pewnie mniej. Tata wszystko to rozumie, więc od kilku miesięcy, to on wstaje jako pierwszy, kiedy tylko usłyszy, że wstałem i ja. Wstaje, zamyka drzwi od pokoju, w którym śpi Mama i przychodzi do mnie, i do Antosia. Mówię Wam, jest najlepszy!

Ale czasu na Mamy …Przeczytaj cały wpis

Raz wieś, raz las, a ja uczę się liczyć

O rety, rety! To już chyba ostatni poniedziałek przed wakacjami. Za tydzień jest całodzienna wycieczka do Parku Miniatur ze skarszewskimi przedszkolakami… (Pojadę, czy spękam? Pojadę, czy Mama spęka? Oto jest pytanie!) …, a potem wakacje!

Rano zasuwam na moją ulubioną muzykę! W czwartek mnie nie będzie, bo Mama idzie z Manią na USG, w przyszły poniedziałek też chyba nie, bo może jednak pojadę na tę wycieczkę…, a to oznacza, że to moja przedostatnia muzyka przed nowym semestrem. Dzisiaj i za tydzień w czwartek, i koniec. A dalej też nie wiadomo co będzie, bo przecież jak Mania się wykluje, Antoś pójdzie do pierwszej klasy, a ja do przedszkola, to jeżdżenie do Skarszew będzie jeszcze trudniejsze niż teraz. No, ale nic. Mam taką zasadę: NIE MARTWIĆ SIĘ NA ZAPAS! No i się nie martwię. Jakoś to będzie. A póki jeszcze jestem, to jestem szczęśliwy i korzystam ile się da!

Z p. Sylwią też mi zostało niewiele …Przeczytaj cały wpis

Ciężki i lekki po raz pierwszy

Dzisiaj otwieram kolejny, podobno bardzo ciężki temat z Dziecięcej Matematyki. Lekko nie będzie, ale będę się starał.

Zaczyna się zupełnie niematematycznie… bo zamiast figur, cyferek, kredy i tablicy jest szklarnia, a właściwie foliarnia (foliowy odpowiednik szklarni?), zwana potocznie foliowcem. Pobrudzony ziemią, pomoczony wodą wkraczam w nowy matematyczny dział i zapoznaję się z „ciężkim” i „lekkim”.

Chociaż dopiero oswajam się z tym tematem, to już powoli zaczynam wybierać odpowiednie …Przeczytaj cały wpis

Pusty i pełny po raz pierwszy i ostatni

Wszyscy śpią! Mama, Tata, Antoś i ja, i wcale nie chce nam się wstawać. Tak jakoś mamy po weekendzie, że… chcielibyśmy jeszcze jeden! Zwłaszcza, że ten był wyjątkowo intensywny i tak naprawdę nie zdążyliśmy odpocząć. Ale obowiązki wzywają! Tata musi iść do pracy, Antoś do przedszkola, a na mnie i na Mamę czekają Skarszewy.

Dobrze, że te ciężkie poniedziałki zaczynają się od czegoś, co z jednej strony nie wymaga ode mnie zbyt wielkiego wysiłku fizycznego, czy intelektualnego, a z drugiej strony pobudza i motywuje do działania. Zaczynamy od muzyki!Muzykoterapia A jak p. Mateusz nas motywuje …Przeczytaj cały wpis

Mam 3 lata i 1 miesiąc, a na Dziecięcej Matematyce poznaję „długi” i „krótki”

W sumie to już dawno nie pisałem o tym, co już potrafię. Miesiąc temu, na moje urodziny opowiadałem Wam o tym, czego nauczyłem Rodziców przez ostatnie trzy lata, dwa miesiące temu przedstawiłem plan rozwoju na cały nowy rok. To dziś Wam opowiem, o swoich osiągnięciach.

  • od 11. lutego śmigam w dzień bez pieluchy! To już prawie 3 tygodnie! Zdarzają mi się wpadki – siusiu w majty, ale dobrze jest! Jestem z siebie dumny! W nocy nadal śpię w pieluszce i jeszcze trochę to potrwa. Nie umiem kontrolować siusiania przez sen.
  • czasem wysadzam się sam!
  • mówię coraz więcej, a przede wszystkim używam coraz więcej czasowników dzięki czemu łatwiej mi wyrazić swoje potrzeby. Znam np. takie: śpi, je, idzie, czyta, chodź, daj, jest, nie ma, kuje (czyt. dziękuję), amykamy (czyt. zamykamy), gla (czyt. gra), jedzie.
  • coraz więcej powtarzam. Spodobało mi się bycie papugą. Mówienie sprawia mi przyjemność.
  • mimo, że dużo mówię czasem nie jestem w stanie wyrazić tego w taki sposób, żeby dla wszystkich było jasne o co mi chodzi. Kiedy ktoś mnie nie rozumie, jest mi smutno.
  • w ogóle to potrafię być smutny na zawołanie. Smutny, obrażony, nieszczęśliwy. Robię wtedy minkę w podkówkę, patrzę spode łba, przykładam rączki do oczu. Czasem, w sumie nawet często zaczynam wtedy udawać, że płaczę.
  • zrobił się ze mnie przyklejak. Przyklejam się głównie do Mamy i najchętniej nie odstępowałbym jej na krok. Kiedy nie ma Mamy przy mnie, ale jest gdzieś niedaleko, przychodzę do niej, łapię za rękę, ciągnę i mówię „chodź”. Nie przestaję dopóki nie wygram.
  • mam swoje zdanie, zwłaszcza na „nie”. Kiedy nie mam na coś ochoty, po prostu tego nie robię. Głośno krzyczę, protestuję i koniec. Robię tak, kiedy nie chcę iść tam, gdzie muszę, kiedy nie chcę jeść tego, co akurat mi proponują, kiedy nie chcę pracować, a nawet wtedy, kiedy nie podoba mi się jakaś piosenka, bo…
  • od jakiegoś czasu mam listę piosenek, które lubię i takich za którymi nie przepadam. I tak np. kiedy jadę z Mamą w samochodzie i słuchamy sobie KaCeZeta to z całej płyty nie podoba mi się jedna piosenka i zawsze kiedy ją słyszę (nawet po długim czasie) krzyczę „nie” i Mama musi ją przewinąć.
  • regularnie próbuję się sam ubierać i rozbierać. Nie jest to łatwe, więc nie zawsze mi wychodzi. Rozbieranie jest łatwiejsze. I tak np. regularnie kilka razy dziennie ściągam swoje buty. Jeśli ściągam je w domu, to od razu odkładam je na miejsce. Jeśli ściągam je w samochodzie, a robię to zawsze, to rzucam je gdzie popadnie. Inne części garderoby też ściągam i próbuję nakładać.
  • rozpoznaję i nazywam trójkąt, kwadrat i koło. Koło jest moje ulubione. Wypatruję je, pokazuję i nazywam, i sprawia mi to dużą przyjemność.
  • wiem, czym się różni „dużo” od „mało”.
  • potrafię kontynuować układanie sekwencji dwuelementowych np. świnka, krowa, świnka, krowa, świnka, krowa, świnka, krowa, świnka, krowa, świnka, krowa…
  • układam puzzle dwu-, trój-, a nawet czteroelementowe, które są pocięte wzdłuż, wszerz, a czasem na ukos!
  • potrafię dostrzegać nawet małe różnice między poszczególnymi obrazkami, np. mam przed sobą kilka czarno-białych motyli, z których każdy ma po jednej plamce innego koloru. Moim zadaniem jest dopasować po drugim, takim samym motylu. To dla mnie żaden problem.
  • większość posiłków zjadam samodzielnie, choć niestety nadal nie mam ochoty na próbowanie nowych, dorosłych potraw.
  • zwykle piję z bidona ze słomką, ale coraz częściej sięgam po zwykły kubek.
  • znam wiele piosenek. Choć nie potrafię jeszcze dobrze składać słów, to śpiewam je po swojemu, wplatając co jakiś czas słowo, które zapamiętałem i które potrafię powtórzyć.
  • bardzo lubię oglądać książeczki i opisywać, co się w nich znajduje.
  • znam naprawdę bardzo dużo nazw zwierząt i to nie tylko te podstawowe, jako koń, osioł, kuik (czyt. królik), pies, czy koza, ale także te mniej popularne jak guziec, okapi, czy papuga. A na misia, który nie jest pluszakiem mówię „niedźwiedź”! Zwierzęta to mój konik.
  • jestem niezmordowanym gitarzystą. Pewnie jest za wcześnie, żeby ocenić, czy mam talent, czy nie, ale z całą pewnością muzyka jest moją pasją. Uwielbiam jej słuchać, zwłaszcza na żywo… na koncertach i na muzykoterapii, i uwielbiam sam ją wykonywać. Najchętniej gram na gitarze. Potrafię siedzieć w pokoju na podłodze, szarpiąc struny przez trzydzieści minut bez przerwy.

A tymczasem w Skarszewach… …Przeczytaj cały wpis

Siuśki ze łzami chodzą parami

Zacznę od tego, co najważniejsze, a potem o wszystkim opowiem po troszku. Mój sekretarz, czyli Mama ostatnio nie czuje się najlepiej (to chyba jakiś skarszewski wirus) i to dlatego wpisów jest mniej niż zwykle, i to dlatego na odpowiedzi na Wasze maile i facebookowe wiadomości musicie czekać dłużej niż zakładałem w noworocznym postanowieniu. Siła wyższa!

Po drugie to chciałem Wam powiedzieć, że od poniedziałku do niedzieli miałem tylko trzy skuchy. Żadnych wpadek podczas drzemek. Za to trzy wpadki podczas płakania. Tak się zastanawiam tylko, czy jak płaczę to tak się spinam, że siusiu samo leci, czy jak płaczę, to zapominam że chcę siusiu, czy może robię to specjalnie żeby okazać swoje niezadowolenie? Hmmm… trudny wybór. W każdym razie w tym tygodniu tak się właśnie działo, że jak płakałem, to siusiałem w majty. Poza tym rewelacja.

To zaczynam od poniedziałku…

Mama zawozi Antosia do przedszkola, a mnie do Skarszew. W tym czasie Tata pakuje swoje tobołki i wyrusza na pięć dni do Austrii, do pracy. Zostajemy na froncie sami, ale na szczęście Babcia Bożenka będzie nam pomagać.

Zajęcia zaczynam od muzyki…

Kiedy byłem małym orzeszkiem …Przeczytaj cały wpis

Kolejne trzy dni bez pieluchy, kolejne trzy dni bez skuchy

Poniedziałek, szósty dzień bez pieluchy

Ferie się skończyły, a ja wracam do mojego normalnego trybu tygodniowego. Wcześnie rano odwożę Antosia do przedszkola i śmigam do Skarszew. Bez pieluchy. Bez skuchy!

Zaczynam od muzyki i jak zawsze jestem najbliżej jak tylko mogę…MuzykoterapiaPotem śmigam do p. Sylwii ćwiczyć …Przeczytaj cały wpis

Cztery sukcesy po krakowsku i początek Dziecięcej Matematyki

Dzisiaj trzeba wcześnie wstać. Tata przychodzi do mnie ok 6:45 i na śpiocha podaje mi euthyrox. Wciągam go szybciutko i śpię dalej. Tata się odwraca i słyszy „szuszu”, odwraca się jeszcze raz, a tu ja stoję sobie na podłodze i powoli, zupełnie nieprzytomny ruszam w jego kierunku! Po raz kolejny wyszedłem z łóżeczka przez górną barierkę i zrobiłem to tak szybko, że Tata nie zdążył się nawet obrócić. Bierze mnie na ręce, a ja kładę mu główkę na ramieniu i jak gdyby nigdy nic śpię sobie dalej.

Na muzykę zwykle się nie spóźniam, żeby nikt przypadkiem nie zajął mojej miejscówki w pierwszym rzędzie, zaraz przy gitarze. No ale dziś tak jakoś wychodzi, że jestem spóźniony. Wszystko przez Mamę, bo zabrała wszystkie klucze od domu, no i musiała zawrócić żeby oddać Tacie jeden komplet, bo inaczej nie miałby jak wyjść do pracy. Z tego kręcenia się w kółko dojeżdżam spóźniony, ale na całe szczęście nikt się nie połasił na moje miejsce. Siedzę więc p. Mateuszowi na kolanie, lub tuż obok i tańczę, i śpiewam, i gram, i podpatruję skąd wychodzą dźwięki. A w ogóle to dzisiaj wyglądamy prawie jak bliźniaki 😉Ja i p. MateuszŚpiewanie, granie i tańczenie dobiega końca i czas iść na zajęcia do p. Sylwii. Zaczynamy od masażu rączek …Przeczytaj cały wpis