Dzisiaj święto, więc można spać. Elegancko, po cichutku wstajemy z Antosiem i tym razem nie budzimy Rodziców. To taka nowość, bo zwykle wołamy ich od 7:00. Tymczasem idziemy na siusiu, a potem grzecznie się bawimy. Kiedy jesteśmy głodni, przychodzi do nas Ciocia Gosia i zabiera do kuchni. Ja dostaję jogurcik, a Antoś przysmak z epoki PRLu – chlebki w mleku i jaju smażone na patelni. Rodzice śpią jak susły.
W południe… niespodzianka! Dziadek Michał wyruszył na spacer z Forestem i dotarł aż do nas! Cieszę się na maksa! Bardzo, bardzo lubię mojego Dziadka i muszę się nim nacieszyć, zanim przyjdzie wiosna, zanim znów będzie musiał wyjechać do pracy, zanim zostawi mnie na długie miesiące.
Dziadek wychodzi, a ja idę z Mamą się uczyć. Mieliśmy ćwiczyć liczenie, ale Mama nie ma ani wprawy, ani konspektu, więc …Przeczytaj cały wpis →
Znów mam zaległości jak stąd do kosmosu i z powrotem…, więc zamiast opisywać kolejne dni adaptacji uwzględniając każdy szczegół, poskaczę trochę po łebkach.
Wtorek, drugi dzień adaptacji i pierwsza drzemka
Wczoraj było fajnie, więc i dzisiaj idę do przedszkola bez lęku. Wiem, że będą dzieci, będzie zabawa i będą fajnie panie, a co najważniejsze, wiem że Mama i Antoś na pewno mnie odbiorą.
Plan zakładał, że dzisiaj zostaję tu na trzy godziny, od 9:00 do 12:00, czyli do drzemki. Jednak jest mi tu na tyle dobrze i czuję się na tyle bezpiecznie, że zasypiam brzuszkiem do góry, tuż przed 12:00. I tak sobie smacznie śpię, nie wiedząc, że Mama i Antoś już na mnie czekają.No, ale przecież …Przeczytaj cały wpis →
Wakacje nadal trwają, przynajmniej w teorii – nadal mamy sierpień i nadal nie mam żadnych zajęć dodatkowych. Coś się jednak zmieniło… od dzisiaj zaczynam wielką przygodę z Wielką Przygodą, czyli adaptację w moim nowym przedszkolu. Jestem już trochę zahartowany, bo przez cały zeszły rok, dwa razy w tygodniu chodziłem do przedszkola w Skarszewach. Spędzałem tam dwie (w czwartek) lub trzy (w poniedziałek) godziny, ale tyle wystarczyło żeby nabrać odwagi i oswoić się trochę z byciem bez Mamy.
No, ale teraz jest jednak inaczej. Panie są nowe (nie licząc p. Kasi i p. Iwony, które poznałem na III Warsztatach Rozwoju Mowy z Metodą Krakowską i Numiconem), więc jest trochę trudniej. Ale to nic. Jestem zuchem, więc na pewno dam radę! „Najpierw powoli, jak żółw ociężale…” tylko dwie godzinki. Idę chętnie, powtarzając „kolaki” (czyt. przedszkolaki) i niczego się nie boję. W sumie nie do końca wiem, co mnie tutaj spotka, a martwić się na zapas nie warto. Poza tym do przedszkola odprowadza mnie Antoś, a przecież starszy Brat, by mnie w maliny nie posłał… Docieramy na miejsce. Siadam na ławeczce, zdejmuję sandałki, a Antoś pomaga mi ubrać kapcie i …Przeczytaj cały wpis →
Tydzień pracy zleciał jak z bicza trzasł, a ja nie zdążyłem wspomnieć o tym ani jednym słówkiem. To chyba dlatego, że wszyscy jesteśmy trochę zmęczeni tymi intensywnymi wakacjami, podczas których było więcej nauki niż wypoczynku. I to nie dlatego, że tak bardzo lubię się uczyć, i nie dlatego, że lenistwo mnie męczy, i nie dlatego że jestem nadgorliwy, a dlatego że za kilka dni zaczynam przedszkole, Antoś za kilka dni zaczyna szkołę, Mania za miesiąc zaczyna życie po drugiej stronie brzucha i wtedy czasu i możliwości na jeżdżenie na dodatkowe zajęcia nie będę miał zbyt wiele. Ponieważ zaległości uzbierała mi się pokaźna, pięciodniowa górka, skrócę moje wspomnienia do minimum… żeby Was nie zanudzić 🙂
Poniedziałek, 17. sierpnia
Jak w każdy turnusowy dzień, mam trzy zajęcia indywidualne i dwa grupowe. Na indywidualne idę z Mamą, na grupowe z wolontariuszką Anią.
8:00 – 8:50 zajęcia z Gosią
Patrząc na samogłoski, wkładam części liska w odpowiednie miejsca.
Ćwiczymy pamięć – Gosia chowa, ja „podpisuję”, a potem sprawdzamy.
Ćwiczymy przyimki – pies na kanapie, piłka na stole…
Płyną statki z sylabami, a ja szukam odpowiedniego i podpisuję.
Środa, trzeci poranek bez pieluchy, trzeci dzień warsztatów
Mój środowy poranek zaczyna się dość wcześnie, a wszystko dlatego, że ok 4:00 rano budzi mnie potrzeba skorzystania z nocnika, a może lecące już siuśki? Sam nie wiem, bo w sumie to bardziej spałem, niż kumałem. Spałem, ale nie na tyle mocno, żeby zrobić siusiu w portki i spać dalej. W półmroku wygrzebuję się z łóżka i doczłapuję się do nocnika. Ściągam mokre już spodenki i siadam na tronie. Tata śpi czujnie jak nikt i moje nocne wstawanie go budzi. Wchodzi do mojego pokoju i zastaje mnie siedzącego, półśpiącego, bez portek, na leżących na podłodze poduchach, z wkładem od nocnika pełnym siuśków w garści. Chciałem zanieść go do Rodziców, ale nie zdążyłem, zasnąłem. Tata odkłada mnie do łóżka, a ja śpię dalej, aż do 6:30. Tym razem siadam na nocniku na czas. Robię co do mnie należy, a nocnik zanoszę Rodzicom.
Ja wstałem, Tata wstał, a Mama dalej śpi. Musi dużo odpoczywać i zbierać siły, bo już niedługo, za jakieś pięć tygodni będzie z nami Marysia. A jak Marysia już przyjdzie, to okazji do spania zrobi się pewnie mniej. Tata wszystko to rozumie, więc od kilku miesięcy, to on wstaje jako pierwszy, kiedy tylko usłyszy, że wstałem i ja. Wstaje, zamyka drzwi od pokoju, w którym śpi Mama i przychodzi do mnie, i do Antosia. Mówię Wam, jest najlepszy!
Początek nie jest łatwy. Głównie dlatego, że mój charakterek też do łatwych ostatnio nie należy. Buntuję się jak tylko mogę, udaję że nic nie słyszę, patrzę w sufit lub na Mamę, nic nie mówię, obrażam się, zrzucam materiały pomocnicze na podłogę, a czasem próbuję nawet uciec z krzesła.
Dzisiaj zaczynam o 8:00, a kończę o 13:00. 50 minut zajęć. 10 minut przerwy. 50 minut zajęć. 10 minut przerwy. 50 minut zajęć. 20 minut przerwy. 50 minut zajęć. 10 minut przerwy. 50 minut zajęć. I wreszcie mogę jechać do domu! Pierwsze zajęcia są indywidualne, kolejne grupowe, potem znów indywidualne i grupowa muzyka, a na końcu, po raz trzeci, jeden na jednego.
8:00 – 8:50 zajęcia z Luizą
Oporna ze mnie masa. Choć wszystko potrafię, to niewiele robię. Przez całe długie zajęcia wykonuję zaledwie trzy zadania. Dokładam sześć „takich samych” obrazków do sześciu ułożonych przez Luizę. Wszystkie obrazki przedstawiają pojazdy, ale różnice między nimi są tak duże, że mógłbym je ułożyć z zamkniętymi oczami. Tymczasem oczy mam otwarte, a zadanie które mógłbym wykonać w dwie minuty, robię przez 15. Kolejne, proste jak świński ogon, robię z 20 minut, chociaż poradziłbym sobie w sekundę. Mam podzielić obrazki, zgodnie z przykładem, na pojazdy i zwierzęta, ale zamiast robić, siedzę obrażony. Na koniec pracujemy na zdjęciach. Trochę się ożywiam, bo lubię je oglądać, ale szału nie ma. Generalnie jestem nastawiony na „nie”. I od razu zaznaczam, że to nie wina Luizy. Luiza jest super. Ja jestem łobuz, gałgan i ladaco.9:00 – 9:50 grupowe zajęcia tematyczne
Po Skarszewach wsiadam w auto i pędzę prosto do Magdy. Niestety i tak się spóźniam. Przez remonty dróg w Gołębiewku i w Trąbkach Wielkich traci się mnóstwo czasu, a potem nie sposób już go nadrobić. No trudno.
U Magdy dzisiaj nowość. Skoro powoli zaczynam odmieniać rzeczowniki przez przypadki (a mam tu na myśli szczególnie dopełniacz, odpowiadający na pytania „kogo?”, „czego?”), to możemy wprowadzić czas przeszły. Tak jak wcześniej ćwiczyliśmy dopełniacz… „Jest miś. Kogo nie ma? Nie ma misia.”, tak teraz ćwiczymy zdania w czasie teraźniejszym i przeszłym. „Mama pije. Co robiła? Mama piła.” Nie jest to łatwe, zwłaszcza kiedy ma się tyle do powiedzenia, co ja i to zupełnie nie na temat, ale co tam… damy radę!
Na zajęcia przyszedłem z moim Dziennikiem Wydarzeń. Pokazuje go Magdzie i wszystko opowiadam. Tu Lolo je, a tu Staś jedzie…
…a potem czytamy z Magdą sylaby z pierwszego paradygmatu: PA, PO, PU, PÓ, PE, PI, PY, ćwiczymy fleksję (jest piłka, nie ma piłki) i czytamy sylaby z drugiego paradygmatu: MA, MO, MU, MÓ, ME, MI, MY.
Na dzisiejszych zajęciach układamy też szeregi. Najpierw Magda – dla przykładu, a potem ja. Najpierw od największego do najmniejszego, a potem od najjaśniejszego do najciemniejszego.
Na koniec wykluczamy ze zbioru i układamy układanki lewopółkulowe.
A w czwartek…
…mam dzień wolny. Zamiast do Skarszew, jadę do Babci Bożenki. Hip hip, hurrra! Mama w tym czasie wraca do domu, a potem razem z Tatą jedzie zaglądać do brzucha, do mojej małej Siostrzyczki. Przez chwilę się boję, że Mama chce mnie zabrać ze sobą i że nie będę mógł zostać u Babci i strasznie się obrażam. Wszystko dlatego, że wyszliśmy od Babci w tym samym czasie. Mama po to, żeby wsiąść do auta i pojechać, a ja z Babcią po to, żeby wyjść na spacer. Stoję zły jak osa, dopóki Mama nie rusza. Wtedy czuję, że zostaję i radośnie macham Mamie na do widzenia.PS U Marysi wszystko w najlepszym porządku. Serce ma ja dzwon, jest śliczna i waży ok. 848g., czyli dokładnie tyle ile powinna. O rety, rety… już się nie mogę doczekać września, kiedy Mania będzie z nami! Póki co, muszę się zadowolić tuleniem i głaskaniem Mamy brzucha 🙂
O rety, rety! To już chyba ostatni poniedziałek przed wakacjami. Za tydzień jest całodzienna wycieczka do Parku Miniatur ze skarszewskimi przedszkolakami… (Pojadę, czy spękam? Pojadę, czy Mama spęka? Oto jest pytanie!) …, a potem wakacje!
Rano zasuwam na moją ulubioną muzykę! W czwartek mnie nie będzie, bo Mama idzie z Manią na USG, w przyszły poniedziałek też chyba nie, bo może jednak pojadę na tę wycieczkę…, a to oznacza, że to moja przedostatnia muzyka przed nowym semestrem. Dzisiaj i za tydzień w czwartek, i koniec. A dalej też nie wiadomo co będzie, bo przecież jak Mania się wykluje, Antoś pójdzie do pierwszej klasy, a ja do przedszkola, to jeżdżenie do Skarszew będzie jeszcze trudniejsze niż teraz. No, ale nic. Mam taką zasadę: NIE MARTWIĆ SIĘ NA ZAPAS! No i się nie martwię. Jakoś to będzie. A póki jeszcze jestem, to jestem szczęśliwy i korzystam ile się da!
Dawno, dawno temu, a było to 17. stycznia napisałem Wam, że „mieliśmy w domu małe trzęsienie ziemi”. Nie chciałem zapeszać, więc przez wiele miesięcy milczałem jak głaz, ale teraz, kiedy minęło już dużo czasu mogę się Wam pochwalić… będę starszym bratem! Właśnie wtedy się o tym dowiedziałem, a właściwie dowiedzieliśmy – najpierw Mama, która zrobiła test, a zaraz potem równocześnie Tata, Antoś i ja. Ale o tym za chwilę.
Wcześnie kładę się spać, to i wcześnie się budzę. Wcześniej niż wszyscy. Od kilku miesięcy Mama rano śpi, a Tata wstaje do mnie i do Antosia żeby Mama mogła trochę odpocząć. Ale w soboty zwykle jest zmiana i Tata może dłużej pospać. Dziś nie jest inaczej. A skoro już wstaliśmy – Mama i ja, i skoro jesteśmy ostatnio tacy pilni, to wykorzystujemy nasz poranek na naukę. O 7:30 siedzimy już przy kuchennym stole i pracujemy Metodą Krakowską.
Zaraz po nauce, zjadamy śniadanie i wszyscy razem jedziemy na USG połówkowe. Będziemy zaglądać do brzucha Mamy i sprawdzać, co tam słychać u dzidziusia. Już dwa badania pokazały, że …Przeczytaj cały wpis →
…jadę dziś do Magdy nr 2 na zajęcia prowadzone Metodą Krakowską. Ale dzisiaj… zgodnie z przewidywaniami, wielka odmiana! Skoro wczoraj nie pracowałem u Magdy nr 1, to żebym nie wyszedł na łobuza i niewdzięcznika, dzisiaj pilnie się uczę. Może nie przez całe zajęcia, bo aż tak grzeczny i aż tak pilny to ja nie jestem, ale jest poprawa!Magda przygotowała dla mnie układankę przedstawiającą dom, kota na płocie, drzewo i chmury. Najpierw ją układam, a potem… jest nowość, czyli wyszukiwanie pojedynczych elementów na obrazku od Magdy. Zadanie jest podchwytliwe, bo nie wszystkie małe obrazki znajdują się na dużym. Muszę się …Przeczytaj cały wpis →