Dzisiaj święto, więc można spać. Elegancko, po cichutku wstajemy z Antosiem i tym razem nie budzimy Rodziców. To taka nowość, bo zwykle wołamy ich od 7:00. Tymczasem idziemy na siusiu, a potem grzecznie się bawimy. Kiedy jesteśmy głodni, przychodzi do nas Ciocia Gosia i zabiera do kuchni. Ja dostaję jogurcik, a Antoś przysmak z epoki PRLu – chlebki w mleku i jaju smażone na patelni. Rodzice śpią jak susły.
W południe… niespodzianka! Dziadek Michał wyruszył na spacer z Forestem i dotarł aż do nas! Cieszę się na maksa! Bardzo, bardzo lubię mojego Dziadka i muszę się nim nacieszyć, zanim przyjdzie wiosna, zanim znów będzie musiał wyjechać do pracy, zanim zostawi mnie na długie miesiące.
Dziadek wychodzi, a ja idę z Mamą się uczyć. Mieliśmy ćwiczyć liczenie, ale Mama nie ma ani wprawy, ani konspektu, więc odkładamy Numicon na później i bierzemy się za Metodę Krakowską.
- Tym razem zaczynam od książeczki o śwince. Została na biurku po wczorajszych zajęciach, więc biorę się za czytanie, podczas gdy Mama przygotowuje materiały do dzisiejszych zajęć.
- Czas na samogłoski. Im więcej czytam, tym lepiej mi idzie. W końcu przestały mi się mieszać! Już kiedyś czytałem je świetnie, ale wszystko się popsuło, kiedy przyszło nowe „Ó”. Mętlik zagościł w mojej głowie i nie chciał jej opuścić. Wprowadzenie sylabek było kolejnym momentem, w którym pojawiły się kłopoty z czytaniem. Mam nadzieję, że mam już to za sobą.
- Przyszła pora na poszukiwania takich samych ptaszków, czyli relacje – taki sam, taki sam…
- Czas na trudne pytania i ćwiczenie fleksji: „Z kim przyszła dziewczynka?”, „Komu chłopiec daje banana?”…
- Czytam sylabki, podpisuję i podaję. Tym razem bez pomocy Marysi.
- Układam szeregi z Matrioszek, a potem zamykam oczy i Mama robi bałagan. Ktoś musi posprzątać. Tym kimś jestem ja (przy okazji mówię „większa” – stopniuję! i wyciągam niepasującą babę). A potem ćwiczę rączki i chowam mniejsze matrioszki w większych.
- Po raz kolejny ćwiczę spostrzegawczość, czyli relacje. Moim zadaniem jest odnaleźć takie same ryby, ale uwaga… połowa z nich jest w zbliżeniu i nie widać całego obrazka. Do nich muszę dołożyć rybki widziane z większej odległości.
- Patrzę, szukam, znajduję i kładę obrazek na odpowiednim miejscu.
- Ćwiczę pamięć słuchową i percepcję ruchową. Mama mówi: „Najpierw żółta, potem zielona”, a ja słucham i nawlekam zgodnie z instrukcją.
- Ćwiczę pamięć wzrokową i moje małe rączki. Patrzę na obrazek, próbuję zapamiętać sekwencję kulek (strasznie trudne), nawlekam i sprawdzam jak mi poszło.
- Układam puzzle z trzech kawałków – tym razem ciach pionowo i ciach po skosie.
- Czytam książeczkę z serii „Kocham czytać”.
- Miało być liczenie, więc na zakończenie Mama wprowadza odrobinę Numicona. Liczę klocki, liczę dziurki, wkładam paluszki do dziurek i liczę palce, wkładam kulki do dziurek i liczę kulki.
Godzina minęła. Tata przyprowadził Marysię. Czas kończyć zajęcia. Czas zająć się młodszym Rodzeństwem. Tata i Antoś robią jakieś męskie, domowe roboty, a ja zajmuję się Marysią. Przed Wami pierwszy odcinek cyklu: „Jestem starszym bratem”:
Kocham Marysię na maksa! Ale wiecie… nie zawsze tak było. Nie zawsze było tak łatwo i nie zawsze było przyjemnie. Czasami było nawet bardzo, bardzo smutno i bardzo, bardzo trudno.
Kiedy Marysia była w brzuchu, było super. Chętnie smarowałem Mamy brzuch kremem, mówiąc że smaruję dzidzię (nauczyłem się tego od Antosia). Przykładałem usta do brzucha i dawałem Marysi buziaki (Tata i Antoś też tak robili). Rozmawiałem. Potem Marysia się urodziła, a ja czułem się mocno oszukany faktem, że dzidziuś tkwiący w brzuchu, jest dzieckiem, które potrzebuje mojej Mamy i kradnie mój czas. Tak nie miało być! Dzidziuś miał mieszkać w brzuchu! Nikt go nie prosił, żeby wyszedł na zewnątrz! Pierwsze dwa, trzy tygodnie były naprawdę ciężkie. Byłem okropnie zazdrosny. Nie miałem apetytu. Nie chciałem nic jeść, a tym bardziej nic samodzielnie (chociaż od lipca jadłem przecież wszystko sam). Byłem obrażony na Mamę, nie chciałem jej tulić, ani dawać buziaków, nie cieszyłem się kiedy odbierała mnie z przedszkola. Wcale jej nie lubiłem. Mama mnie zdradziła. Mama mnie oszukała. Tak mi się wtedy wydawało. I byłem smutny, przeraźliwie smutny… Bałem się, że już nikt mnie nie lubi, nikt mnie nie kocha i już nigdy nikt nie będzie miał dla mnie czasu. A na Dzidzię przestałem zwracać uwagę. Dzidzia też mnie zdradziła i oszukała. Inaczej się umawialiśmy!
Ale minęły dwa, trzy tygodnie i zacząłem wracać. Zrozumiałem, że Dzidzia niczego mi nie zabrała. Oczywiście potrzebuje Mamy i Taty, i Antosia… ale mnie też potrzebuje! A Mama i Tata, potrzebują całej naszej trójki i siebie nawzajem. Niczego nie ubyło! Nikt niczego nie stracił! Wszyscy zyskaliśmy. Jest nas więcej, więc jest więcej miłości, więcej szczęścia i więcej powodów do radości. Znów byłem uśmiechnięty. Zacząłem jeść. Zacząłem zauważać Marysię, a nawet się o nią troszczyć. Przestałem gniewać się na Mamę. Wybaczyłem, a właściwie zrozumiałem. Doszedłem do wniosku, że wcale mnie nie oszukała. Nie zrobiła niczego złego. Zaakceptowałem Marysię. Przyjąłem ją jak swoją. Pokochałem.
Dbam o nią. Opiekuję się nią. Uczę ją czytać sylabki. Pilnuję żeby Mama dawała jej mleko. Uspokajam gdy płacze. Jest troskliwym starszym bratem. W końcu uczę się tego od najlepszego starszego Brata – od mojego Antosia!
Witam,mam pytanie odnośnie pomocy dla Staszka.Robicie je sami,czy kupujecie? mam na myśli książeczki o śwince i zestaw sylab.Z góry dziękuję za odpowiedz
Część pomocy robimy, część kupujemy. Te, o które Pani pyta są akurat kupione. Książeczka o śwince to „Na wsi” z serii „Czytam Mamie i Tacie”, wyd. Konferencje Logopedyczne. A sylabki to zestaw „Sylaby inaczej”, cz. 1. Również z Konferencji Logopedycznych. Pozdrawiam!
Witam. Skąd są memo ptaszki? Dziękuję za odpowiedź ☺