Festyn z okazji Dnia Godności Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną

Jak w każdy wtorek…

…jadę dziś do Magdy nr 2 na zajęcia prowadzone Metodą Krakowską. Ale dzisiaj… zgodnie z przewidywaniami, wielka odmiana! Skoro wczoraj nie pracowałem u Magdy nr 1, to żebym nie wyszedł na łobuza i niewdzięcznika, dzisiaj pilnie się uczę. Może nie przez całe zajęcia, bo aż tak grzeczny i aż tak pilny to ja nie jestem, ale jest poprawa!Metoda KrakowskaMagda przygotowała dla mnie układankę przedstawiającą dom, kota na płocie, drzewo i chmury. Najpierw ją układam, a potem… jest nowość, czyli wyszukiwanie pojedynczych elementów na obrazku od Magdy. Zadanie jest podchwytliwe, bo nie wszystkie małe obrazki znajdują się na dużym. Muszę się skupić i popatrzeć. Na razie ćwiczenie jest dość proste, ale wkrótce, będę musiał zapamiętać, co jest na obrazku, a potem odpowiadać z głowy. To dopiero będzie wyzwanie!

Magda wyciąga mebelki i zwierzątka. Wszystko nazywamy, a potem muszę poukładać wszystko na odpowiednie miejsca, zgodnie z instrukcją Magdy. Ćwiczenie jest dość łatwe, ale nie wszystko robię jak należy, bo wszystko chciałbym robić sam, po swojemu, według własnej inwencji twórczej. No, ale nie po to leżą przede mną zabawki żebym się nimi bawił, a po to, żebym się czegoś nauczył. I dzisiaj, właśnie w ten sposób uczę się korzystania z przyimka „na”. A potem się okazuje, że „na” nie oznacza jedynie, że coś na czymś stoi lub leży, ale także, że coś można na coś ubrać, np. rękawiczkę na rękę.

Wracając od Magdy odwiedzam Ciocię Gosię. Strasznie się cieszę, kiedy do niej jadę i ciągle wołam „Gosia, Gosia”. Ale kiedy w końcu ją spotykam, to tracę zdolność mówienia. Jakiś taki zawstydzony się robię, albo obrażony… to chyba dlatego, że tak rzadko się widujemy. Nikt nigdy nie ma czasu. Ani ja, ani moja Rodzina, ani moi Przyjaciele. Wszyscy gdzieś pędzą, pracują, coś załatwiają… a czas leci. I potem się okazuje, że choć kogoś bardzo lubię, to nie widziałem się z nim od kilku miesięcy. Trochę to straszne, co?

U Cioci Gosi też nie siedzę długo. Po pierwsze dlatego, że Ciocia jest właśnie w pracy, więc wcale nie ma czasu na to, żeby się ze mną bawić, a po drugie ja też wcale nie mam czasu. Muszę zrobić zakupy, a potem pojechać do Antosia przedszkola, bo o 16:00 zaczyna się próba do przedstawienia, w którym Mama bierze udział. W międzyczasie zasypiam, więc nawet nie wiem, że dojechałem pod Antosia przedszkole, że Mama przełożyła mnie do wózka i zaprowadziła na plac zabaw i że zostałem tam z moim Braciszkiem, innymi przedszkolakami i Babcią, która przyjechała po Antosia. A potem nie wiem, że próba się skończyła, a Mama zawiozła mnie samochodu i przełożyła do fotelika. Cały czas śpię jak kamień. Budzę się dopiero pod domem. W sam raz, żeby zacząć ćwiczenia z Kukaszem.

Środę…

…mam wolną od zajęć w Skarszewach, ale i tak się tam wybieram. Dzisiaj, z okazji Dnia Godności Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną, w moim ośrodku PSOUU odbywa się marsz ulicami Skarszew i festyn.

Po raz pierwszy tak się zdarzyło, że pogoda nie dopisała. Co prawda było dość ciepło, ale co chwilę słońce chowało się za chmury i zaczynał padać deszcz. W końcu rozpadało się na dobre i wszyscy schowali się na świetlicy, gdzie były przygotowane konkursy dla podopiecznych z różnych ośrodków wspomagania rozwoju. Ja zgłosiłem się na ochotnika do zbierania żab. Zebrałem ich aż 9 na 17 możliwych i gdyby nie to, że jedną z nich wrzuciłem do opony Tymka, zostałbym zwycięzcą, a tak… ogłoszono remis i każdy z nas dostał po waflu.

Zaraz po konkursie, jadę do domu. Miałem w planach zostać tu dłużej, ale niestety jest mokro, zimno, tłoczno i głośno. Zostawiam więc moich Przyjaciół i moją ulubioną gimnazjalistkę (to ta, która na pierwszym zdjęciu pcha mój wózek, ta którą poznałem podczas prób w gimnazjum) i w strugach deszczu wracam do Gdańska.deszczowa pogodaPo południu odbieram Antosia z przedszkola i Tatę z pracy, i razem jedziemy na konie. Niestety, w związku z deszczową pogodą wszędzie są takie korki, że dojeżdżamy pod koniec naszych zajęć. Na szczęście, ci co są po nas też się spóźniają, więc trochę czasu udaje nam się odzyskać, a poza tym Agata znalazła dla nas wolnego konia i wolną Esterę do jego prowadzenia, więc mamy z Antosiem jeszcze pół godzinki na spółkę do wykorzystania, po naszej króciutkiej przejażdżce.

PS A w domu cały czas pilnie pracuję po krakowsku. W moim Dzienniku Wydarzeń, codziennie dochodzi jedno lub dwa zdjęcia i codziennie je omawiamy. W związku z tym mój dziennik jest już trochę zużyty, ale to dobrze. Kto pracuje, ten tak ma 🙂

PS Mój Antoś, choć w pełni sprawny i wspaniały, też ma swój dziennik. Bo taki dziennik, to dobra zabawa dla wszystkich. Dzięki niemu, nie tylko można nauczyć się wielu mądrych rzeczy – np. zadawania pytań i odpowiadania na nie, mówienia i czytania, ale także zachować wspomnienia.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *