Pierwszy dzień adaptacji w przedszkolu i cztery miesiące mojego Dziennika Wydarzeń

Wakacje nadal trwają, przynajmniej w teorii – nadal mamy sierpień i nadal nie mam żadnych zajęć dodatkowych. Coś się jednak zmieniło… od dzisiaj zaczynam wielką przygodę z Wielką Przygodą, czyli adaptację w moim nowym przedszkolu. Jestem już trochę zahartowany, bo przez cały zeszły rok, dwa razy w tygodniu chodziłem do przedszkola w Skarszewach. Spędzałem tam dwie (w czwartek) lub trzy (w poniedziałek) godziny, ale tyle wystarczyło żeby nabrać odwagi i oswoić się trochę z byciem bez Mamy.

No, ale teraz jest jednak inaczej. Panie są nowe (nie licząc p. Kasi i p. Iwony, które poznałem na III Warsztatach Rozwoju Mowy z Metodą Krakowską i Numiconem), więc jest trochę trudniej. Ale to nic. Jestem zuchem, więc na pewno dam radę! „Najpierw powoli, jak żółw ociężale…” tylko dwie godzinki. Idę chętnie, powtarzając „kolaki” (czyt. przedszkolaki) i niczego się nie boję. W sumie nie do końca wiem, co mnie tutaj spotka, a martwić się na zapas nie warto. Poza tym do przedszkola odprowadza mnie Antoś, a przecież starszy Brat, by mnie w maliny nie posłał…Przedszkole, adaptacja. Docieramy na miejsce. Siadam na ławeczce, zdejmuję sandałki, a Antoś pomaga mi ubrać kapcie i odprowadza na salę. Rety! Ale taki starszy Brat jest super! Bez niego nie dałbym rady.

Na korytarzu spotykam p. Kasią, z którą miałem na „Ja Też’owym” turnusie zabawy z Numiconem. Bardzo ją polubiłem, więc bez problemu podaję jej rękę i wchodzę na salę nie oglądając się na Mamę. Chwila zwątpienia pojawia się, gdy Mama woła na przytulasa i buziaka… skoro chce się pożegnać, to najprawdopodobniej chce mnie tu zostawić, a sobie gdzieś pójść. Załatwiamy to szybko, żebym nie zdążył się rozpłakać – buziak, przytulas i lecimy, każdy w swoją stronę.

A po dwóch godzinach, ok 11:00 odbiera mnie Mama i Antoś. Okazało się, że wcale nie chcieli mnie tu zostawić do końca świata. Hurrra! Zresztą… to nawet ich o to nie podejrzewałem, wiedziałem że mnie odbiorą i dlatego nic, a nic się nie martwiłem. Przez dwie godziny bawiłem się sam lub z Szymkiem, chodziłem na kibelek i bardzo chętnie myłem rączki, piłem, oblałem się wodą, bawiłem się na placu zabaw i wcale nie tęskniłem. Nie tęskniłem, ale kiedy już po mnie przychodzą oddycham z ulgą i bardzo się cieszę. Witam ich pięknym uśmiechem, przytulańcem i radosnymi okrzykami „Mama!”, „Antoś!.
W nagrodę za swoją dzielność dostaję od Pani naklejkę. A potem proszę o drugą dla Antosia (w końcu też był dzielny!) i staram się o trzecią dla Mamy (bo też sobie nieźle poradziła).

Na dzisiaj wrażeń wystarczy. Jutro znów tu wrócę. Tym razem na trzy godziny.

PS Dokładnie cztery miesiące założyłem swój Dziennik Wydarzeń… jest co wspominać 🙂


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *