Nie dość, że przystojny, to jeszcze pilny. Tak, to o mnie mowa. Wczoraj pisałem i dzisiaj też piszę. Wczoraj odpowiadałem z Mamą na maile, a dziś zaczęliśmy powoli odpowiadać na wielką górę wiadomości z fb.
Zacznę od dobrych wieści. Znalazła się moja krowa! Mama napisała list gończy do Zakładu Utylizacji Odpadów Komunalnych „Stary Las”, że zgubiłem krowę, dołączyła zdjęcie i jest! Krowa odnaleziona, daleko nie uciekła 🙂 Jutro powiem o tym p. Magdzie (tej, którą spotkałem na festynie), a ona mi ją odbierze, bo ma tam blisko. Hurrra! Hurrra!
Zanim opowiem Wam o Skarszewach, muszę jeszcze powiedzieć o mówieniu, bo wczoraj zapomniałem się pochwalić, że na urodzinkach Mateuszka i Maksia powiedziałem na balon „balon”. I nie był to przypadek, bo dziś rano robię to samo. Prawdziwy, ładny, czysty „balon”.
A teraz do rzeczy. Dzisiaj znów jadę z Mateuszkiem. Myśleliśmy z Mamą, że to nasza kolej, ale podobno Ciocia miała zaległości i dzisiaj odrabia. Przyjeżdżają po nas o 8:30, a my pędzimy im na przeciw. Dzisiaj mamy dalej, bo…. uwaga uwaga… remontują wielkie i liczne dziury pod naszym blokiem! No to w drogę!Pierwsze co? Kto wie? Kto pamięta? Oczywiście muzyka. Bo w Skarszewach tak już jest, że jak coś się ustali we wrześniu, to potem przez cały rok nie trzeba się martwić, umawiać, dopasowywać, zmieniać, przestawiać, dzwonić. Plan jest ustalony na cały rok szkolny i jeśli sami nie chcemy go zmienić, to on też się sam nie zmieni. Instrumenty w dłoń! Zaczynamy!
I po relaksie. Czas wziąć się do pracy. Pani Kasia ćwiczy ze mną kolor żółty już chyba z dwa miesiące, ale wcale mi się to nie nudzi, bo za każdym razem jest coś innego. Był już banan, była cytryna, a dzisiaj jest żółty ser.
Kolor żółty mam za sobą, czas poćwiczyć rączkę w Sali Doświadczania Świata.
Byłem przekonany, że na zajęciach w Wiejskim Zakątku znów będzie padać, bo ja tak zwykle mam. Chmury wisiały cały czas nad Skarszewami, a gdy zaczęły się moje zajęcia chmury się rozeszły i wyszło piękne słońce. Najchętniej zacząłbym od królików, zajmował się nimi przez cały środek zajęć i na królikach zakończył. Są wspaniałe! Ale nie ma lekko. Najpierw zajęcia na kocyku i kategoryzacja kolorów. Uznaję, że żółty powinien iść do brzucha, więc zjadam banana (już drugi raz pozbawiam prowadzących materiałów dydaktycznych, zjadając je).
Nie ma już narzędzi do nauki kolorów, to mogę iść do królików. I do konika i do owiec, i do rybek, ale prawda jest taka, że obchodzą mnie tylko króliki.
A tak wyglądają moje dzisiejsze zajęcia okiem kamery: